4.00 NAD RANEM

A dokładnie według czasu środkowoeuropejskiego 3.33, taki mój czas, czas na przemyślenia i poukładanie. Lubię trójki, 33×3, a jeszcze bardziej lubię Trójkę, z jej znakomitymi osobowościami i audycjami. Mój rytm dnia, tygodnia podporządkowany jest Trójce, nawet moja suczka lubi melodykę tej stacji, co prawda zasypia przy niej, ale dodaję to do plusów. Wychowałam się słuchając tej stacji – do dzisiaj pamiętam 60 minut na godzinę i kultową już dzisiaj Listę Przebojów. I tak zaczynam tydzień – Poniedziałek Marek Niedźwiecki, a o 22.00 Wojciech Mann i Maniak po ciemku, teraz dołączyłam do swojego gwiazdozbioru poniedziałkowy Aksamit, wtorek wyczekiwany Wojciech Mann w duecie z Anną Gacek, środa Piotr Kaczkowski, czwartek Marek Niedźwiecki, a piątek perełka – od 6.00 Wojciech Mann, potem Marek Niedzwiecki/Piotr Baron wymiennie, dalej  o 16.00 Kuba Strzeczkowski, Lista Przebojów o 19.00, jak za dawnych lat, chociaż wtedy słuchaliśmy jej w sobotę. Sobota Marek Niedzwiecki, niedziela powrót Wojciecha Manna, dalej Sjesta prowadzona w przyjemnie leniwym rytmie przez Marcina  Kydryńskiego i wieczorny Mini Max. Co tydzień głosowanie, i jeszcze specjalne wydania Topów, tych nie do noszenia. Moje życie toczy się w rytm Trójki.

Ale 4 nad ranem to ,inny czas – czas na zapiski i planowanie, projektowanie. Kreatywna pora. Słucham polecanej muzyki, nowych wykonawców poznanych dzięki Trójce. Wtedy powstają najlepsze pomysły, koncepcje. Może jednak należę do rodziny skowronków, a nie sów. No właśnie kiedy budzi się skowronek? Wiedziałby to tylko doktor Kruszewicz. Według przekazów historycznych Leonardo da Vinci pracował w rytmie amplitudy – kilka godzin pracy kreatywnej, odpoczynek, sen i znów praca. To pozwoliło stworzyć mu niezapomniane dzieła i wymyślić kilka wynalazków. Ja może nie odkrywam Ameryki, ale próbuję zaprojektować naszą rzeczywistość. Coś mile zaskakującego, coś dla naszej przyjemności. A coś z podjętych zadań. Dlatego przy łóżku znajduje się stosik karteczek, czarny pisak, a obok w łóżku leży srebrzysty Mac, reagujący na moje pomysły aktywnym ekranem i intuicyjną klawiaturą. To taka pora na granicy nocy i poranka, noc powoli przemija, a już aktywnie budzi się dzień. Szczególnie wiosną. Bo zimą życie leniwie rozpoczyna dzień. Zapomniałam, że znajomi o tej porze powoli budzą się, za chwilę idą do pracy, a ja wysyłam im maile, SMSy  Kilka znajomych/ulubionych osób już przyzwyczaiło się, że piszę w nocy lub nad ranem, każdy inaczej odbiera tą porę. A przede mną jeszcze kilkadziesiąt minut spokojnego poranka. Bez telefonów, maili.

To początek dnia, czy koniec nocy?

Od kilku dni budzę się regularnie 4.30, no może 4.33. Zawsze była to moja ulubiona godzina. Teraz może trochę zabarwiona innymi emocjami. Może bardziej mroczna. Z mojej ukochanej Trójki i z mojego życia odchodzą ważne osoby, niektóre na stałe przenoszą się w inny wymiar.

Czy nadal lubię tą godzinę? Chyba tak … przypomina. I może to taka metafizyczna rozmowa? Bo w ciągu dnia już nie porozmawiamy.

OPOWIEŚĆ O TEJ, KTÓRA BYŁA SZCZĘŚLIWĄ DZIEWCZYNKA A NIE ZAWSZE BYŁA SZCZĘŚLIWĄ DZIEWCZYNĄ……

 

  • Może na dobranoc, na dzień dobry taka sobie opowieść … lubisz słuchać?
  • Tak ….. lubię słuchać, jak opowiadasz
  • Tą historię przeczytam…….. Mam ją spisaną……
  • To czytaj ….. A ma szczęśliwe zakończenie?
  • Dobre pytanie …. W sumie chyba tak…. Na pewno tak……

Była sobie, żyła i wcale nie za górami i lasami, tylko w centrum świata. Tak cały czas myślała. Mała dziewczynka dorastała w kochającej rodzinie, nawet, jak ta miłość była trochę szorstka.  Starszy brat dawał popalić. Nie ułatwiał. Bronił, ale o resztę sama musiała zadbać. Jednak to dziewczynka z kategorii tych, które potrafią. I zawsze dają radę.  Nie ważne co się dzieje, wydarza ONA zawsze idzie do przodu. Mimo, że jej znakiem jest zodiakalny RAK.  Idzie do przodu, bo tak została wychowana. Te ważne życiowe wartości przekazali jej MAMA i TATA. Bo ją bardzo kochają i kochali….. Szczęśliwa dziewczynka …….. Chociaż brat jej dokuczał i wyjadał słodycze. Ale już o tym nie pamięta. Bo pamięć o przeszłości, która nie ułatwia życia w przyszłości.  Szczęśliwa dziewczynka szybko nauczyła się zaradności. Rodzice darzyli ją zaufaniem.  A ona wiedziała, że nie może ich zawieść. Może popełniała głupotki, ale oni jej to wybaczali..… Była prymuską. Czy teraz to nazewnictwo coś jeszcze znaczy? Harcerką roku….  Przewodniczącą klasy. Liderką. Obecnie tak można ją nazwać. Szczęśliwa dziewczynka miała szczęśliwe dzieciństwo. Były trudne chwile, czarne chwile, jak starszy brat narysował ulubionej lalce-bobasowi wąsy flamastrem. On umiał fundować jej ekstremalne przeżycia. Wolno budowali swoje relacje, ich historia to okres burz i naporów. Ale lubiła się nim pochwalić. Starszy brat.

Szczęśliwa dziewczynka zapamiętała okres dzieciństwa, jako szczęśliwy czas. Na balu świątecznym w przedszkolu była początkowo Gwiazdką /mama uszyła strój/, a potem Królową Śniegu w przepięknej koronie. I wtedy zakochała się po raz pierwszy i nie ostatni. Od początku była gwiazdą. A dla rodziców gwiazdeczką. Lubiła spektakularne wejścia – i do tej pory wierzy w przeznaczenie – urodziła się w domu, pod szczęśliwą gwiazdą. Pozwalano jej na wiele, uczono samodzielności i zaradności. A najważniejsze było zaufanie. Nie zawiedzie, bo nie może. Bo jest rozsądną i mądrą dziewczynką. Kilka razy pobłądziła, ale wiedziała, że może przyjść i powiedzieć. Nie umiała kłamać, jej oczy były lustrem prawdy, jak próbowała kłamać to zachodziły mgłą. Nie były czarne jak dwa węgielki. Oczy ją zdradzały. Rodzice ją rozpieszczali, mimo braku podstawowych produktów na rynku. Mama szyła spódniczkę z farbowanych kawałków prześcieradła. A Tata  pomagał wypalić broszki z modeliny.  Szczęśliwa dziewczynka dorastała, żyła, jak pączek w maśle. I tak wyglądała. Ale dorosłe życie było mniej fajne. Uczyło pokory i wytrwałości.  Musiała do niego dorosnąć. Szybko uczyła się zasad dorosłego życia. Poznawała reguły. Nie zawsze je rozumiała, ale przyjmowała. I często się z nimi nie zgadzała. Była inaczej wychowana. Miała silny kręgosłup moralny, dzięki naukom rodziców. Stworzyła własny kodeks postępowania z realnym światem.

Po pierwsze – uśmiech i empatia dla innych ludzi, po drugie – dobro rozdane wróci, po trzecie i po czwarte – ciesz się tym, co masz, a nie myśl o tym co, mogłabyś mieć. Ciesz się życiem. Masz je tylko jedno. I może po piąte – doceń relacje z najbliższą rodziną. Na nią zawsze możesz liczyć. Więc szczęśliwa dziewczynka mimo, iż w dorosłym życiu  nie zawsze była szczęśliwą dziewczyną to spoglądając wstecz, myśli o sobie – jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, jak jej ulubiony, bajkowy bohater – Rycerz Gwiazdy Wigilijnej, książę Godfryd.  I wierzyła w tą swoją szczęśliwą gwiazdę, Miała, gdzieś z tyłu głowy świadomość, że rodzina ją nie zawiedzie. To dawało siłę i moc. Bo moc była z nią. W dorosłym życiu szczęśliwa dziewczynka nie zawsze była szczęśliwą dziewczyną. Starała się…. Ale było trudniej. Małe i większe problemy. Wstawała rano i stawała do walki z problemami, swoimi i nie swoimi. Bo była dzielna. Dzielna i zaradna. I mimo, że coraz częściej brakuje jej sił, nadal się nie poddaje i wchodzi do gry. Życiowej gry.  Mama „zaraziła” ją miłością do książek, jak była małą dziewczynką, a  trochę większa dziewczyna też lubiła czytać. Wszędzie…. rano przy śniadaniu, w tramwaju, idąc…….. I lubi wracać do tej lektury, Kubusia Puchatka, znalezionej przypadkowo na śmietniku , bo ciągle ma w sobie tą małą dziewczynkę. Na pewnym etapie życia znalazła w tej książeczce coś takiego:

– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś ściskając misiową łapkę  – Co wtedy? 

– Nic wielkiego.-zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika. 

I szczęśliwa, nieraz nieszczęśliwa dziewczyna uwierzyła w to. Nadal ma nadzieję.

Morał – nawet w dorosłym życiu warto ocalić w sobie duszę dziecka. 

BLACK FRIDAY – DLA MNIE CZARNY PIĄTEK

Współczesny świat oszalał. Konsumuje i przetwarza. A potem wypluwa. Czarny piątek, zaczynający się w czwartek, a kończący w niedzielę, to próba sprzedania wszystkiego, co zalega magazyny. To początek całej karuzeli zakupów. Za miesiąc święta.

Historia czarnego piątku ma swój początek w Stanach Zjednoczonych. W XIX w. ukochany prezydent Amerykanów ustanowił Święto Dziękczynieniaz ang. Thanksgiving Day – obchodzony w ostatni czwartek listopada. W tym dniu Amerykanie dziękują rodzinie, najbliższym, przyjaciołom za wszystko dobro i dobre, co spotkało ich w całym roku. Świętują. Mniej szczęścia mają indyki, które muszą trafić na świąteczne stoły – tradycyjna potrawa, jak u nas karp na wigilijnym stole. Szacuje się, że liczba spożytych indyków sięga 40 mln sztuk drobiu. Byłoby to małe/średnie państwo indycze, herbu czerwone korale, z nabzdyczonymi indorami i napuszonymi indyczkami.  Z tego całego towarzystwa tylko jeden indyk ma szczęście nie wylądować na stole. Urzędujący prezydent co roku ułaskawia jednego indyka, przedłuża mu życie na kolejny roku. W czwartek Amerykanie świętują – w sumie to taka próba generalna przed Bożym Narodzeniem.

Po czwartku następuje piątek, czarny piątek – BLACK FRIDAY. Szaleństwo zakupowe. Kolejna konsumpcyjna tradycja przyjęta od przyjaciół zza oceanu. Proponowane obniżki zachęcają do zakupów, bo dla handlowców zaczyna się „złoty czas”, podobno wg jakieś legendy czarny piątek to czas kiedy w księgach handlowych zapisywano tylko zyski, czarnym atramentem. Strat uż wtedy nie liczono, bo prawa i lewa strona rachunku były sobie nie równe. Bardzo różne. Chociaż wielu uważa, że – black friday – to dzień kiedy dochodzi do dantejskich scen w sklepach, a żądni zakupów klienci potrafią stratować w wyścigu do kas konkurencję. My teraz przejęliśmy tą tradycję, handlowcy chwytają się sprawdzonych scenariuszy, patentów. Promocje, zniżki, czarne okazje kuszą. Chcesz, czy nie to może jednak kupisz. Postoisz w kolejce, może dopchasz się do kasy. Czarny piątek to wstęp do świątecznego szaleństwa. Szaleństwa zakupowego, które dopiero się zaczyna. Tak będzie do świąt. Internet oszaleje, bo ludzie nauczyli się robić zakupy w sklepach wirtualnych, a kurierzy i firmy przesyłkowe mają swój złoto-czarny czas. A potem będą przeceny, obniżki…. Handel nie lubi mieć próżni. Wszystko na sprzedaż /reż. Andrzej Wajda/, Wszystko dla pań / Emil Zola – powieść o nowym kapitalizmie/.Sprzedać, kupić, pohandlować można.

I gdzieś w tym całym kupczeniu zapomnieliśmy o wigilii św.Andrzeja, św.Katarzyny… naszej tradycji i naszych obrządkach. Lanie wosku…. i wróżenie co kolejny rok przyniesie.

Doskonały pretekst do spotkania. Z przyjaciółmi, znajomymi, no niestety jeszcze nie udało się zaprosić sąsiada. Grzane wino, pieczone ziemniaki, proste smaki i towarzystwo przyjaciół.

I mój CZARNY PIĄTEK, ciemny tydzień ma szansę zyskać dobre zakończenie. W sobotę, która może przejdzie we wczesną niedzielę…..

MESSAGE 8

MDK – może tak zacznę

………………………….

NIE WIEM

MDK  nie wiem,

… BO NIE WIEM.. zawsze wiedziałam. A teraz NiE WIEM…  uwikłana w różne sytuacje, projekty, zależności. Chciałam takiej maleńkiej, na miarę możliwości wolności. Sama decyduję, co i kiedy robię. Ale teraz już wiem, że nie decyduję. Plątam się, wikłam w jakieś dziwne uzależnienia, relacje. Nawet nie partnerskie.

Jest mi z tym źle. Może powinnam zacząć tzw. „świąteczne porządki”? Wyprostować to wszystko, albo chociaż kilka spraw? Bo na razie są zadrą, która boli, uwiera. I kłuje. Wiem – wymaga to dużej dyscypliny i stanowczości, której teraz mi coraz częściej brakuje…. Nie mogę odnaleźć w sobie tej energii przewodniczącej klasy, harcerki, która przenosiła góry. wtedy wszystko było łatwe i proste… Wszystko było możliwe..

I takie zachwycające. Młodzieńcze zauroczenie i wiara, że wszystko się uda. Organizacja – to był mój atut, mogłam zrealizować wszystkie, dostępne w realnym świecie pomysły.  Wycieczka w Beskidy, studniówka, wypad z obozu na Jarmark Dominikański, czy kolonie zuchowe… Wszystko się udawało. A nie było telefonów komórkowych i internetu. Zawsze dostawałam laurki. A potem inne realia…Praca, Dorosłe życie. Ludzie….

Gdzie w tym wszystkim zatraciłam się JA? NIE WIEM. Coraz mniej MNIE we mnie, to tak  parafrazując kwestię wypowiedzianą przez Mieczysława Czechowicza – 100% cukru w cukrze (refleksja – z jakiego to filmu było? Podpowiedź – główną rolę damsko-męską grał Wojciech Pokora, dla którego ten film był przekleństwem)  … mogę to zrozumieć, bo który mężczyzna w tych czasach depilował łydki.

I dalej NIE WIEM… błądzę, szukam, próbuję…. ale jak każdy z nas potrzebuję akceptacji, pogłaskania po głowie, uścisku ręki – JESTEŚ WIELKA – UDAŁO SIĘ.

Wiesz, że to, co robisz robisz dobrze. I nie tylko dla laurek. Bo ciągle masz wiarę, że dobro to dobro, a zło to zło. To takie proste, a jednak nie. Teraz białe nie jest białym, a czarne nie jest czarnym. Buduje się nowa rzeczywistość, w której nie mogę znaleźć miejsca dla siebie. A może nawet nie dla siebie, rzeczywistość, na którą się nie zgadzam

CÓRECZKA TATUSIA 

Miałam to szczęście……. dla TATY byłam jego ukochaną córeczką.

Do tej pory…. pytał się czy mnie nie odprowadzić, jak wracałam nocą do siebie. Zawsze był cicho obecny…. czuwał…  dbał i na swój sposób rozpieszczał.

Jak byłam mała szykował śniadanie, gotował moje ulubione kakao, nawet jak to był tylko wyrób kakaopodobny. Zawsze byłam niewielka, więc zrobił specjalny stołeczek, który stawiał na krześle, żebym mogła dosięgnąć blatu kuchennego.

Tata wszystko potrafił, bo kto jak nie MÓJ TATA. Łóżeczko dla lalek, leżak, domek – wszystko zrobił własnoręcznie dla swojej córeczki. Nie było problemu. Teraz tatusiowie kupują gotowe produkty, a ja miałam specjalnie zrobione przez mojego TATĘ. Tata wszystko potrafił, bo kochał swoją córeczkę.

Tak było w przedszkolu, szkole. Naprawić drabinki – mój Tata, pomalować tablice w klasie – mój Tata, córeczka zawsze była pierwsza, podnosiła paluszki w górę – mój Tata to zrobi. Miał piękny charakter pisma, uczył się jeszcze kaligrafii, na początku „podstawówki” razem prowadziliśmy kronikę klasową. Jak wystawałam na pierwszych randkach przed blokiem to wychodził wyrzucić śmieci i sprawdzał czy wszystko w porządku.

Ja kochałam go na swój sposób… nauczył jeździć na wrotkach, łyżwach, rowerze. Pamiętam, jak kiedyś pod blokiem zgubiłam ulubionego trolla mierzącego może 4 cm, to była czarna rozpacz,  on przynosił szczęście…. I Tata poszedł go ze mną szukać… Nocną porą……. Był wytrwały i znalazł. Szczęście i duma mnie przepełniały. Takich obrazków/historyjek  było wiele.

Jak zdawałam do liceum, na uczelnię to Tata jechał sprawdzić, czy się dostałam. Bo ja się bałam.

TATA był często posyłany na trudne odcinki – zabrać syna /mojego brata/ z kolonii, bo jest źle, porozmawiać z nim w wojsku, bo miał głupie pomysły i myśli. Wracając z pracy zabierał wnuczkę na spacer. Pomagał i nie oczekiwał nic w zamian. Po prostu był.

Dawałam mu trudne wyzwania i zadania. Betonowe blaty – sam wylał. Nowe parapety sam zrobił….Panele… Balkon…. Kran nie działa – TATA ratuj.

Potrafił … pomógł. Zawsze. Bo TATA zrobił wszystko. I miał cudownie złote ręce i serce, także do drewna, może to u nich rodzinne?

Mój ostatni zakup – 2 stoliki, doczyścił i nadał im nowe życie.

Mama daje radę z tym metafizycznym światem, wiem, że w tych trudnych sprawach zaradzi, pomoże. TATA z tym realnym.

I chyba każdy, kto go spotkał, poznał, pracował z Nim ma takie o nim wspomnienia, zawsze pomógł, nigdy nie odmawiał. Nieraz musiał pomyśleć, zastanowić się, ale rozwiązał problem, naprawił. Tą zaradność mam może po nim. Mama opowiadała, że jak pracowali razem w fabryce to Tata, jak usłyszał, że maszyna coś nie tak działa. to radził.  Bo nasz TATA umiał naprawić to, co nie działało.

TATO, będzie nam Ciebie brakować. W takim życiu na co dzień.

Mam nadzieję, że Ciebie nie zawiodę i okażę się córką swojego TATY.

KRAN, KOMINIARZ I KAROL

małe awarie i duże problemy

To może być kolejny wpis z cyklu moje życie z …

Kran. Kran powinien działać sprawnie… bo daje wodę, życiodajny płyn. I nagle mała/duża awaria – kran nie tryska strumieniem wody. Wody nie ma. Atak paniki. Nie ma wody? co ja zrobię, bez wody? !!!! ? Najprościej byłoby pójść do chłopaków – dodam, że to tylko 300-400 m – i kupić 5 litrowy baniak. Ale… Ja dzwonię do brata i informuję cały świat, że jest kryzys i nie ma wody….. Zastanawialiście się kiedyś? Co by było jakby zabrakło wody w kranie? Teraz czerpiecie ją bez umiaru. Myjecie zęby, golicie się, a woda się leje… A są miejsca na świecie, że ludzie mają  2-3 szklanki wody na dzień…. Potrafilibyście przeżyć o 2 szklankach wody? Wypijacie wodę, kilka herbat, kaw…. Bierzecie poranny prysznic… I lejecie wodę bez namysłu. Bo jest. jest dostępna  Wodociągi działają i powoli usuwają awarie… Paweł nie miej do mnie pretensji o tą uwagę…. Działacie, jak działacie…. Procedury….

Ok. sytuacja wraca do normy. Tylko kran nie działa. Woda powinna być, ale się nie leje z kranu – zapchane sitko. Ale ten scenariusz mam już przećwiczony.

W tej serii są też KALORYFERY – co sezon powtórka… zaczyna się sezon grzewczy, a one , te moje nie działają. Nie jestem wymagającą, nie musi być ciepło, bardzo ciepło, ale może byłoby chociaż letnio, może zamiast 2 żeberek grzałaby całość – 20 sztuk. Pomyliłam się 25 szt. Policzyłam. No i po raz kolejny dzwonię. Przychodzi średni personel techniczny, który uwielbiam…. I naprawia, działa,…. Porozmawiamy, pooglądamy widoki z okien… Klientka nie awanturująca się …

Bez krawata….

I zawiódł mnie kominiarz…. Czy w tej spółce nie ma weryfikacji, w tym kominiarstwie?  Strażacy są dzielni i przystojni… Kominiarz też powinien…… wyglądać jak ten z bajki… Andersena – zadbać o swoją Pastereczkę.  A ten miał czarny sweter powyciągany… Nie zgadzam się na taką bylejakość. Kominiarz miał swój strój, cylinder, no może teraz nie koniecznie… ubrudzone poliki i kalendarz do zaoferowania. I zawsze widząc kominiarza wiedziałam, że spotka mnie coś dobrego, tzw. proste szczęście…… Tylko musiałam złapać się za guzik i …. spotkać 3 osoby w okularach… Taka mała głupota… Jak z czarnym kotem… Ale ….nadzieja tkwi we mnie, od dziecka, że jak spotkam kominiarza to będę miała szczęście. A temu kominiarzowi mówię NIE. Był półgłówkiem….  może nawet ćwierćgłówkiem… Wolę średni personel techniczny w dowolnie wybranej sieciówce. Wyglądają coraz lepiej i pomogą, nawet jak widzą bezradną klientkę.

Całe szczęście dla mnie… może i dla innych też … że jest Karol.

Ratuje …. i pozwala wierzyć, że ta męska część ludzkości myśli, potrafi i dobrze wygląda, biorąc pod uwagę względy estetyczne. Nie będzie tu laurki dla niego, zajęłaby większość miejsca w pamięci komputera. Można tak po prostu, jak się chce i lubi to, co robi – to udaje się…. A Karol to kwintesencja moich zachwytów nad profesjonalizmem męskiej części populacji – kompetencja, koleżeństwo, kawa wspólnie wypita….  I wyrozumiałość ….. Karol będzie wiedział, o czym piszę o 3.30.

Spoglądam przez okno, a na dole pierwszy, listopadowy śnieg.

MESSAGE 7 – ZWĄTPIENIE

Miało być o nowej literce, moim alfabecie życia…. a na razie dopadło mnie zwątpienie, i marazm……pewnego dnia zauważyłam kątem oka okładkę tej  książki – zamówiłam…

Mój ulubiony pisarz Jonathan Carroll opublikował swoje krótkie teksty – taki był mój pomysł, tak ja planowałam….zatytuLowane Kolacja u wrony…..  podcina mi skrzydła… ta wrona, te teksty..….. esencja słowa…. co można poczuć czytając takie zdanie – chwile zamrożone w bursztynie ……dużo jeszcze muszę się nauczyć … zgubiła mnie pycha, że moje słowa tak ładnie się układają…….może … czytam …. zachwyt i ……..dopada mnie i zwątpienie

A zawracając na właściwą drogę… taka była myśl przewodnia – literka Z, a potem zbłądziłam….. Nie, nie chcę teraz literki Z … to koniec alfabetu… Z jak zwątpienie, zmartwienie, zgryzota …. zgrzyt…. nie, nie zgadzam się na literkę Z. bo to też ZAKOŃCZENIE. i jeszcze te jej krewne Ż i Ź….. żal i ździra…… nie polubiłam tej literki . Jej rysunku, takiego zygzaka…… jak żmija ….Niby dynamicznie zadziorna, zawadiacka, ale coś w niej jest, że zadrażnia……Z jak Zorro… może ta pamięć przeszłości…. ale czuło się niepokój jak Zorro wycinał na ekranie swój znak.

i co mam zrobić z tym Z?  Zwątpienie….

no może jest jeszcze  ZDZIWIENIE, I ZADZIWIENIE – zdziwienie jest proste, na chwilę, wydęcie warg, uniesienie brwi, zapominamy o nim szybko… a to drugie … jest inne…. emocjonalne i esencjonalne – opisane byłoby otwarciem oczu i ust, zatrzymaniem, zadumaniem, zamyśleniem –  cały czas coś nas zadziwia… zdumiewa i zaskakuje… znienacka… próbuję zrozumieć tą literkę… chyba się nie zaprzyjaźnimy…i zaskakujące –  jest też to Z w innych emocjach

ZAUROCZENIE  i ZAKOCHANIE….

czyżby Z było tak zmysłowe i opisywało te zniewalające stany zamroczenia? No tak zapomniałam – Z to zmysły, które ostatnio zwielokrotnione zwariowały,  zwłaszcza u mnie.

i na zakończenie

Z to

ZATRZYMANIE  i ZASTANOWIENIE, ZAMYŚLENIE – nie muszą iść w parze… związać się ze sobą. I tak zastanawiam się …  dlaczego ona jest tak różna.. tak emocjonalnie różna? Co w niej jest zdumiewającego i zastanawiającego? Nie umiem jej zrozumieć… Niby taka prosta, 3 kreski i już jest. A chciałabym zrealizować taki mały scenariusz z tą literką w tle:

ZASKOCZENIE

ZAINTERESOWANIE

ZAUROCZENIE

ZAKOCHANIE

ZAUFANIE tej drugiej osobie

ZREALIZOWANIE SWOICH MARZEŃ różnych

i ZASPOKOJENIE

NO CÓŻ może jej nie polubiłam, ale podobnie jak M i P jest w moim życiu… może mniej obecna… a może częściej dopadają mnie zwątpienie i zmartwienie. I tego nie lubię najbardziej – ZAŁATWIANIE SPRAW – z naciskiem Załatw tą sprawę. Nie zadrażniam tego tematu…

Może ZASNĘ dzisiaj znów o zaskakującej porze, kiedy inni zaczynają swój dzień.

Życzę dobrej nocy lub dobrego dnia, w zależności, jak zaczynasz dzień…………

PS – Z jak ZDROWIE…. Tato mam takie maleńkie życzenie, że wrócisz do zdrowia……

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTORA MARZYŁA…..  INACZEJ MYŚLAŁA, ALE NIE MYŚLAŁA………. 

MDK … spóźniłam się…. bajka miała być opowiedziana w sobotni wieczór…… a zastała nas noc.

Była sobie dziewczyna. I na tym można byłoby zakończyć. Po prostu była. Może inaczej….  inaczej zacząć. Była dziewczyna, która sama pisała scenariusz swojego życia. Tak myślała i przez chwilę miała pewność, że tak jest. Był doskonale wymyślony….zaplanowany……………………

Pracowała, podróżowała. Nie miała balastu. Stałego miejsca. Przywiązania. Niepotrzebnych przedmiotów. Żyła w pociągach, samolotach, hotelach, obcych miastach……Wracała do rodzinnego domu, tam była jej ostoja, ładowała akumulatory i pozytywne myślenie. I było jej z tym dobrze………… I … no właśnie pojawia się maleńkie zwątpienie……….. czy naprawdę było jej z tym dobrze? Tak …. bo nie znała innej wersji, scenariusza.

I zaczęło się….. Rozważna i może troszeczkę  romantyczna…. Tak o sobie myślała. Z naciskiem na rozważna. I pojawił się ktoś, kto pokazał jej, że można kochać. Po prostu kochać kogoś… Drugą osobę, tak po prostu pójść na spacer, trzymać się za ręce, całować w świetle księżyca. I ta rozważna zapomniała, że jest rozsądnie myśląca. Uległa magii romantyzmu. Nastrojowej fascynacji. Był jej kumplem i kochankiem….

A przecież wcześniej zapomniała, że świat składa się 2 części, tej realnej i tej nierealnej. Stąpała twardo po ziemi, a teraz czasami była Księżycową Panienką….. żyjącą w wymyślonym świecie.

On umiejętnie do niej trafiał…… Tak …. zachowywała się ponownie, jak ta dziewczyna mająca 17-18 lat, po raz pierwszy tak zakochana.  Umiał …… umiał ją wykochać. Pisała do niego listy …. a on rysował dla niej serduszka na karteczkach

Lubiła te minuty kradzione, razem spędzone………wspólną jazdę samochodem i to spojrzenie rzucane na prawo. i tą dłoń ……………….niespodziewanie znajdująca się na twarzy, udzie… wszystko było tak blisko i bliskie….

Mała, duża magia. Piękna historia …… mimo listopadowej aury. Skrywali swoje uczucie w ciemnościach nocy, w windzie, w kradzionych, łapanych  chwilach….

I nie było happy end……jak to zwykle w bajkach bywa.

Rozstali się ….chociaż nie chcieli …… musieli…….zostały wspomnienia i tęsknota.

I pojawił się ON, książę w aurze słońca………… Oszukiwała się pilnowała, … ale znów uległa magii, romantyzmowi. Przypadkowy/nieprzypadkowy dotyk ręki, spojrzenie i  pierwszy pocałunek, … kolejny raz, jak nastolatka uległa, wiedziała, że nie powinna, myślała ……………. nie myślała, poddała się  temu czarowi. Pocałunkom, pisanym słowom…. tęsknocie……

A on dał się oczarować aurze miłości?… teraz trudno to stwierdzić….  Raczej imponowała mu jej wiedza, umiejętności…………. ale starał się…………….….. próbował…… Nie wyszło.

2 związki emocjonalnie różne…..inne osoby i inne życie…………….. i w obu przypadkach mogła mowić, że to miłości jej życia.  Dwie połówki jabłka… doskonale do siebie pasujące….

Myślała, że już się nauczyła. Ale do 3 rzazy …..

I teraz o tym ponownie zamarzyła….. Niepoprawna romantyczka…..  chciałaby ponownie to przeżyć …. Uniesienie, euforię…. radość…. nawet jak potem otworzy oczy i zobaczy rzeczywisty świat. To chciałaby jeszcze raz to przeżyć, realnie……………… a nie w wymyślonej sferze swojej rzeczywistości…….

2 nieopisane, ale spisane  historie. Czy napisze tą 3?  Ze szczęśliwym zakończeniem? Nadal marzy i myśli niepoprawnie, albo nierozważnie. Rozważna romantyczka całe życie wierzy i ma nadzieję. Bo każdy dzień może przynieść jej coś nowego. Może jutro spotka swojego księcia? Przeżyje historię swojego życia? Do 3 razy sztuka……

Morał – marzenia są piękne i powinny nam towarzyszyć… a gdzie realny świat? Czy niektóre marzenia nie mogłyby się spełnić? 

CYFERKI, LITERKI PROSTE ZNAKI

 

Obojętne czy jest 8.13, czy 3.33…… często o tej porze nie śpię….. Nawet w ulubionym iPhone mam tak ustawiony budzik – na 8.13….. Cyferki

13 lubię ….. kojarzy się przyjemnie…. urodzona 13 lipca…. no może nie o 13.00, a o 12.00, w samo południe. Cyferki są proste i czytelne. Łatwy do zrozumienia komunikat. 1 to jeden, a 2 to dwa…. 2 i 2  powinno równać się  cztery. Mnożone, dodawane i dzielone, ale wynik jest do przewidzenia. Tak cyferki to proste znaki. Szczęśliwa 6 oznacza trafienie w LOTTO.

A literki?

Literki mają swoją osobowość, charakter. Nawet się nad tym nie zastanawiamy

A jest w rozkroku, sama nie wie co zrobić, myśli Alternatywnie.

B ma dwa Brzuszki….

C się wycofuje, a D ma jeden Duży brzuch. Dopełniający się.

E, F i G pominę mają różnie ustawione poprzeczki.

H to taki łącznik, jak połączone ręce. I jest fit – najszczuplejsza z liter. I jest cool.

K – spotkanie i rozejście w różne strony, jak doszliśmy do punktu Krytycznego.

L – prosta konstrukcja, poruszanie się po ustalonych trasach, w prawo lub w LEWO.

M – to wzloty i upadki, stan euforii, Miłości i …… pikowania w dół, załamania, niepewności.

N – to wchodzenie i schodzenie w dół, bo NIE udało się i znów w górę, bo jest Nadzieja. A może Niepewność czy podniosę się………..

O – ooo……. O to figura, pełna, okrągła, pępek świata. Zadufana w sobie, egoistyczna literka. Składa się z samych zachwytów i ochów.

P – pomyliło Proporcji i dlatego powstało R. Dla Równowagi.

S – wygina się i przegina. Mało Stabilna… nie wiadomo, w którą stronę przegnie.

T – to mocna litera, jak kulturysta dumnie pręży bicepsy. Twardy gość.

U – no właśnie upsss… to chyba dołek, mała depresja, a może Uspokojenie? W – to odbicie lustrzane M tylko w odwrotnej kolejności. Tam było pod górę i w dół. a przy W jest stan zadowolenia i powolny upadek, osiągnięcie dna, podnoszenie i ponowny upadek. A jednak jest nadzieja i Wspinanie w górę…. trochę jak Syzyf.

Y – ramiona wyciągnięte w gorę – oznaka radości, czy dramatyczny gest? Każdy spojrzy na to inaczej.

i ostatnia –  Z – zgrzyt, zgryzota i zwątpienie. Niby idzie prosto do przodu, potem nagły zwrot i całkowita zmiana kierunku. I zaskakująco wraca do gry, zabawy, Znów idzie do przodu.

Tak mam z literkami. A cyferki? mam kilka ulubionych. Mogą występować w  dowolnych kombinacjach i oznaczają zupełnie coś innego. Tak jak 8 i 3. Niby podobne, a różne.

8 z 3 mogą się pomylić – ta ma 4 brzuszki i zaokrąglenia z obu stron. A tamta tylko brzuszek piwny i nawis nad nim…..no właśnie … 8 byłaby kobietą …. a 3 mężczyzną… Nie myślałam tak o cyferkach… mają płeć? To tylko znaki, ale prowokują do myślenia ………

A 0 jest zawsze ZEREM … obojętnie jakiej jest płci.

MESSAGE 6 – SAMOTNOŚĆ

PODTYTUŁ -ŻYCIE SINGLA

MDK ty też miałeś taki czas…… życie w pojedynkę.

Ja w urzędach podaję – stan cywilny – wolna. Wolna, czyli niezamężna prostują urzędnicy, gorzej brzmi – panna. DAwniej byłoby już stara panna. Moja babcia, jeszcze jak miałam trochę ponad dwudziestkę mówił, że jestem po pierwszej przecenie. W jej świecie już powinnam założyć rodzinę i mieć co najmniej dwójkę dzieci, no może dom i samochód, złoty pierścionek, a w szafie futro. No coż, nie spełniłam oczekiwań babci. Wolna i samotna. Z wyboru. I bez pierścionka ze złota, nie mówiąc o futrze.

Większość z nas  podejmuje jakieś życiowe decyzje. Niektórzy wybierają status bezdomnego – nie mają stałego adresu zamieszkania, konta w banku, rat do płacenia, żyją chwilą. Niektórzy z nich inspirują. Jakiś czas temu modny był styl – homeless chic. Ich wygląd i ubiór inspirowały projektantów – Książę żebraków z Chin, czy Slavik z Ukrainy. Modny menel – Kamila Pawelskiego osiągnął sukces. Ale to tylko stylizacje, a nie wybór. Z konieczności lub świadomości. Ale to już zupełnie inny wątek.   

Moja decyzje od początku była sprecyzowana. Nie zakładam rodziny, nie chcę mieć dzieci. Balastu i codziennej rutyny. Tzw. prozy życia. Nie, bo chcę sama decydować co i kiedy robię, nie organizując życia członkom rodziny, sama mogę zaplanować swoje dni. Robić to, co chcę i jak chcę. No właśnie – singielka w małym/wielkim mieście.

I taka mała refleksja

Sting śpiewał o „Message in A Bottle”, słowa doskonale pasują do mojego, obecnego stanu słowa, które stały się inspiracją do listów napisanych /niewysłanych do MDK. Ale czy chcę, żeby ktoś mnie uratował… ?

Another lonely day

With no one here but me

More loneliness

Than any man could bear

w dowolnym tłumaczeniu – kolejny samotny dzień

z samym sobą

więcej samotności

niż ktokolwiek mógłby znieść

No właśnie, czy listy umieszczane w butelkach trafiały do adresatów? Nowe wirtualne wiadomości mają więcej szans, żywioły natury ich raczej nie dotyczą. Może brak prądu i dostępu do sieci jest problemem.

A ja polubiłam swoją samotność. Niezależność. Lubię być sama ze sobą, wsłuchać się w siebie. Nie pytasz, nie dyskutujesz z tą drugą osobą. Nie denerwujesz się. Sama podejmujesz decyzje. Nie zawsze udane? Trudno. przecież nie możesz ich z kimś skonsultować. To ty decydujesz. Czy tak jest łatwiej? Nie wiem… Trudniej? Może łatwiej, bo nie czekasz na decyzję partnera, na odpowiedź. Nie sprzątasz skarpetek i nie gotujesz obiadków. Nie masz awantur o niezałatwione sprawy i wyrzucone śmieci.

Z jednej strony MDK to bardzo wygodne…………. Egoistyczne. Ale jakże przyjemne. Tylko czasami … , szczególnie w tak szarym, zimnym czasie -pojawia się tęsknota. Taka mała….chciałoby się przytulić do ciepłego ciała. Poczuć drugiego człowieka. Schronienie. Zaufanie. Przyjemny dotyk. Palce, dłonie przesuwające się po ciele … Wolniutko. Leciutki pocałunek. I wyszeptane słowa:

– Dobrze, że jesteś…. Dziękuję………. Merci…………..

Podarowane/dane ciepło wraca podwójną energią. Taką mam nadzieję. Przytulenie, otulenie, wtulenie… dobrze, że są …  o nich marzymy. Ale miało być o samotności…………………….. Więcotulamy się warstwami …. COCOONIG, czy CO-HOUSING to zjawiska współczesnego świata. A my najczęściej budujemy kolejne warstwy, chronimy się w ten sposób. Trochę jak budowa karczocha. Bezpieczniej. Trudniej dotrzeć do środka. I dlatego nie przyznajemy się, że czasami potrzebujemy, że brakuje nam tej drugiej osoby……..  wspierającej, będącej tak po prostu, zwyczajnie z nami, obok nas……

MDK – maleńki buziak, po włosku  baci, po angielsku kisses,