APLIKACJE do pobrania, czy nie pobrania

Dzisiaj dowiedziałam się, dla ścisłości -przeczytałam maila – że mój Dropbox czuje się samotny.

Dropbox

Twój Dropbox czuje się samotny. Dodaj mu do towarzystwa kilka plików!

Do: Małgorzata Czudak

                                           Dodaj pliki do swojego Dropbox

A dlaczego ? Dlaczego ja? Ja nawet mało go znam……Ale mail był skierowany do mnie i znalazł się w mojej skrzynce pocztowej, czy na mojej skrzynce mailowej. Tak po prostu.

A ja ? JA nie czuję się samotna?!  I  kto ma mi dodać kilka plików? Plików zawierających pocałunki, buziaczki, otulenia, przytulenia i kilka innych rzeczy…… Jemu jest łatwiej upomina się o dodanie plików, zainteresowanie, wysyła komunikaty…

Może powinnam wziąć  przykład z takiego Dropbox’a? Nowoczesna technika i jak sobie doskonale radzi. Egoista. Nie pomyśli o mnie, tylko wymaga. Nie zapyta się, czy mam czas i ochotę, czy chcę się nim zająć…  Po prostu ON chce i domaga się. Domaga się zainteresowania i poświęcenia mu uwagi. Chcę, czy nie chcę. Ale ON tak ma. Rozumiem, tak jest skonstruowany. Zaprogramowany.

Na pewno wymyślił to mężczyzna. Prosto sformułowany komunikat.

JA tak nie potrafię.

A ja się zastanawiam, czy wysłać listy do MDK, czy SMS….. ale czy przeczyta? odpowie?  A może jednak zadzwonić? A jak zadzwonić to kiedy? Same wątpliwości i niepewności. I wewnętrzne rozterki. I tak mija dzień za wieczorem samotnie spędzanym.  I MDK nawet nie wie, że jest mi zimno i ponuro, że jest mi źle. Że czuję się samotna, jak ten Dropbox. Bo nie umiem wysłać prostego i czytelnego komunikatu. Ważę każde słowo, to napisane, czy wypowiedziane. Bo myślę, co on sobie pomyśli, nawet zanim te słowa trafią do niego.. Komplikuję proste sprawy. Gdyby wszyscy tak postępowali, jak ja, to ludzkość już by wymarła. Uschłaby z tęsknoty zadręczając się wątpliwymi wątpliwościami.

A mogłabym tak po prostu……. wysłać krótki komunikat:

  • Hej… czuję się samotna…. wpadłyś do mnie na kanapę? Na kawę lub herbatę.

I coś by piknęło w środku słysząc sygnał przychodzącego SMSa. Z nadzieją spojrzałabym na ekran ulubionego iPhone’a, jabłuszko zaświeciłoby blaskiem, mrugnęło. Może nie byłby to kolejny komunikat o promocjach, ofertach, wystawionej fakturze……. Tylko ta oczekiwana odpowiedź, wiadomość krótka i lakoniczna:

  • Będę wieczorem, OK?

Bo on mówi krótko i na temat. Prosto skonstruowany męski mechanizm. Jak Dropbox.

Może to tylko ja jestem poplątana?

ZUPA NA POGODĘ I NIEPOGODĘ

 

W ten chłodniejszy, jesienny czas o zupie myślę cieplej. Letnie chłodniki poszły w zapomnienie, muszą poczekać na lepszą porę, na swój czas. Zupa i do tego ciepła zupa to oznaka wejścia w czas jesieni. Latem wybieram lekkie sałatki i chłodniki, z botwinki, chłodnik litewski, pomidorów, gaspacho. A jesienią myślę o grillowanych ziemniakach z rozmarynem i o ciepłej zupie…Zuuupppa…

Zupa, zaskakujące, że w wielu językach brzmi podobnie – po angielsku soup, włoska zuppa, niemieckie suppe, i rosyjski суп – dla nie znających cyklicy to sup…. a po hiszpańsku sopa. Tylko Węgrzy inaczej ją nazywaj – leves. Ale oni z zasady są inni. Zupa obecna jest w europejskiej i azjatyckiej tradycji. Prosta sprawa i proste rozwiązania – ma sycić. Zupa tradycyjnie jest pojmowana jako potrawa ubogich – tą potrawę robiło się ze wszystkiego. Miała rozgrzać i dać uczucie sytości.

Zupa to stan umysłu i przyjemności.

Inaczej mówiąc….. zupa to trochę jak nektar, balsam na duszę. Szczególnie o tej porze roku

W Polsce przez dekady PRLu królował rosół i pomidorowa z ryżem lub kluskami. Może nie są to wyszukane smaki, ale rodzinny obiad w niedzielę to tradycja, zasiadanie przy wspólnym stole. Pamiętam niedziele z dzieciństwa…. To był rytuał…. Rano tata zagniatał makaron. I cieniutko kroił…. cieniusieńko kluski. Makaron musiał być ręcznie zrobiony. W kuchni królowała drewniana stolnica, wałek i mąka. A mama chyba wcześniej wyjmowała największy garnek i wrzucała tzw. włoszczyznę – zestaw podstawowy marchew, pietruszka, por i seler….., a potem dodawała to ,co zdobyła, kupiła….Rosół musiał  się „pogotować”, przejść tym całym aromatem. Kuchnia nasza była mała, klasyczne M4, ale jakoś rodzice dawali radę – o g.13 aromat rosołu unosił się w całym mieszkaniu..Tak rosół to mój smak dzieciństwa. Na niedzielny, rosołowy obiad wpadała rodzina lub znajomi rodziców. Kładłam biały obrus na stół i wyjmowałam zastawę. To było święto. A babcia wakacyjna robiła „prawdziwy” rosół. z własnej kury.  Pływały w nim „oka”…. Czy teraz ktoś jeszcze kultywuje tradycję rosołowych, rodzinnych obiadów?

Rosół to często początek i podstawa innych smaków. U mnie w domu żartowało się, że jak rosół zostanie to mama w poniedziałek zrobi na nim pomidorową.

A teraz mając do wyboru całe bogactwo warzyw przyrządzamy kremy, zupy. próbujemy smaków z całego świata. Minestrone, zupa tajska, rosyjska solanka. Zupy tradycyjne, wegetariańskie, wegańskie. Miksujemy dowolne warzywa i mamy zupę krem w wymarzonym kolorze – białą, pomarańczową, czerwoną, zieloną. Coraz częściej w menu restauracyjnym pojawiają się zupy o mniej wyszukanych składnikach – żurek z kiełbasą, szczawiowa, której nie cierpiałam w dzieciństwie, a teraz  próbując oblizywałam łyżkę. Z rozkoszą.

Pisząc tekst muszę uważać – bo właśnie robię zupę krem z pomidorów. W kuchni czuć te letnio-jesienne pomidory. Takie kupione na rynku. Polne, są słodkie.. Dodałam lubczyk i tymianek. Moja zupa będzie lekka. Nie jak ta dawna zaprawiana śmietaną. Ale smak i zapach pomidorów czuć, tych dojrzewających w słońcu. Pomidory uwielbiam. Zachwyca mnie ich bogactwo form i kolorów. Bawole serca, paprykowe, malinowe…. zielone prawie czarne, żółte, małe koktajlowe zrywane z krzaków na działce.

Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik i 

ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal 

Nie żałuję letnich dzionków, róż, poziomek i skowronkow 

Lecz jednego, jedynego jest mi żal 

Addio pomidory 

Addio ulubione 

Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół 

Nadchodzą znów wieczory sałatki niejedzonej 

Tęsknoty dojmującej i łzy przełkniętej wpół 

Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł 

I ja też tęsknić będę za pomidorami…. I czasem, w którym królują. Zazdroszczę Sycylijczykom… w ich słońcu można suszy pomidory.

A za chwilę zrobię krem z dyni….. Dynie już pokrojone i zamrożone. Ale moim szczytem kulinarnych umiejętności jest zupa cebulowa. Tak …. tutaj muszę się napracować. Kupuję różne rodzaje cebul i eksperymentuję. To cały rytuał. Sparzyć, przesmażyć. I gotować…. Podana z warstwą zapiekanego sera na wierzchu i grzankami z razowca. Taka terapia na 4-5 godzin. Uspokaja. Ale jaka przyjemność jak wpadną przyjaciele i od progu padnie pytanie – co robisz? Bo zupę cebulową należy spożywać w towarzystwie.  Może poszukam jeszcze innych smaków i przepisów? Ten czas sprzyja refleksji. A jesienna zupa doskonale rozgrzewa. Jej przyjemne ciepło wlewa się do środka. Rozgrzewa.

MESSAGE 5

MDK……………………..

dzisiaj taka moja, mała refleksja – może pojawiła się, bo wydaje mi się, że jestem stale w drodze, przemieszczam się, zatrzymując się na chwilę w domu, który lubię…. I jeszcze swoją kanapę, Maca, na którym piszę te listy, świecącą małpę… I słowa, które do mnie dotarły:

Niech ktoś zatrzyma wreszcie czas

Ja wysiadam,

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, 

Bo wysiadam.

Przez życie nie chcę gnać bez tchu

Jak w kołowrotku….

Niestety to nie ja wymyśliłam, to zapożyczenie z utworu Anny Marii Jopek…… i ja się pod tym podpisuję. Lubię zmiany, nowości, ale chcę je poznawać we własnym tempie, a nie na przyspieszonym obrazie. Nie chcę tylko migawek chwil, zdjęć w smartfonie, chcę poczuć życie obiema piersiami, oczami, uszami, językiem… Poznać esencję, a nie tylko liznąć smaków. Za dużo wymagam od życia? Mam model iPhone 4, sprawdza się, ale moi znajomi mają już wersję 6S i 7, więc ja odstaję od współczesnego świata? Odwieczne pytanie – po co zmieniać coś, co jest dobre i znane, na to, co nowe i nieznane? Wiem, bez tego nie byłoby postępu, ludzie przez wieki pracowali nad nowymi rzeczami, technologiami, ideami… Marzyli, mieli wizje, gdyby Edison nie spał pod jabłonką nie mielibyśmy żarówki, teorii grawitacji. Postęp, nauka, wynalazki we wszystkich dziedzinach. Nie wszystkie się sprawdziły. Kilka jest przekleństwem współczesnej cywilizacji. Technologia i technika współczesna nas otoczyła i zmanipulowała. Wirtualna przestrzeń, wszystko przez internet. Żeby istnieć musisz być w necie, mieć konto w internetowym banku, logować się  i  zorganizować swoją wirtualną rzeczywistość , po prostu musisz tu być. I wszędzie zostawiasz po sobie ślady. Twoja skrzynka mailowa zapchana niechcianymi wiadomościami, ofertami, promocjami. Po co? I tak ich nie odczytasz, ale musisz je usunąć. Pogoń za nowoczesną technologią, udogodnieniami zaprowadziła nas w ślepy zaułek. Możliwości jest za dużo. A ludzie (w większości) mają dość współczesnego pędu życia na najwyższych obrotach, szybko się wypalają, nawalają, jak współczesny sprzęt AGD z krótkim terminem użytkowania. Spowolnij…  Czy jest to możliwe? To tylko kwestia psychiki. Wbrew pozorom nowoczesne technologie nie ułatwiają nam życia, powodują, że jesteśmy wszędzie i cały czas dostępni. W czasach budek telefonicznych na złotówkę (to pamiętają już tylko dinozaury, pokolenie urodzone w 2 połowie XXw.) kontakt z innymi osobami nie był łatwy – 3 telefony na osiedlu, jak chciałam umówić się na randkę, żaden telefon nie działał. Mimo tych komplikacji jakoś udawało się spotkać.) Teraz możemy nawet sex odbywać wirtualnie…. Przez telefon, skype … infolinię. A żyjemy na FB, Instagramie.

SPOWOLNIJ, SPOWOLNIJ

Życie masz tylko jedne. Nie wiesz, co cię za chwilę spotka. Warto delektować się tymi momentami, które rozgrywają się w teraźniejszości. Tu i teraz. Nie wymagaj od życia zbyt wiele…. A może dostaniesz coś w bonusie, prezencie?

SLOWLY, SLOWLY

Ruch SLOW powstał we Włoszech. Oni uwielbiają stan Dolce Vita. Wiedzą, jak smakować życie. Jest taka mała miejscowość, w której ludzie może żyją prosto, ale są szczęśliwi, a średnia wieku to ok. 75-90 lat, są sprawni, korzystają z życia i nie jest to dom spokojnej starości. Funkcjonują tak od wieków. Są w tej swojej małej społeczności szczęśliwi…. Rytuały, tradycja, czas odliczany jak za dawnych czasów, te same metody przygotowania sosu pomidorowego i innych potraw.

My dzisiaj nie mamy czasu konsumować…. Paradoks. Mamy tyle dóbr dostępnych, na wyciągnięcie ręki…  Kiedy to wszystko wykorzystać? Doba ma tylko 24 godziny. Tylko, czy aż? 24 godziny, to 1440 minut, a sekund?, jeszcze więcej… Dużo, a jak je spożytkujemy? Często rozmienimy na drobne… przeciekają nam prze palce.

Nowy świat jest OK. tylko powinniśmy mieć instrukcję obsługi, jak z niego korzystać, albo aplikację na smartfona. To, że nasza planeta Ziemia zwiększyła swoje obroty to oczywiste…  Ale czy warto poddać się takiemu tempu? Obudzisz się za chwilę, mając na karku 70+.

Za kilka lat nowe/stare pokolenie będzie żyło swoim rytmem i swoimi schematami… Pytanie czy warto tak żyć.być? Pesymizm? Nie raczej próba namówienia na chwilę zastanowienia..

OPOWIEŚĆ O CHŁOPCU, KTÓRY NIE CHCIAŁ ZASNĄĆ

– Wiesz teraz najchętniej przytuliłbym się do Ciebie i na chwilę zapadł w sen..
– Miła drzemka…
– Taaaak…  Ale szkoda mi czasu spędzanego razem na sen..
– Jestem obok, nie opuszczę Cię………..    Opowiem Ci o chłopcu, który nie chciał zasnąć …
– Opowiadaj….
– Był/żył sobie chłopiec, który był niezwykle ciekaw świata. Nie mógł wytrzymać w maminym brzuszku i przyszedł na świat wcześniej. Był cudnym dzieckiem. Tylko nie chciał spać, nie chciał zamknąć oczu. Bał się, że jak uśnie ominie go to coś. Chciał chłonąć życie przez 24 godziny, 365 dni w roku. Myślał, że jak zamknie powieki, to coś go ominie. Że ktoś inny pierwszy zobaczy, doświadczy to coś…. Tak bardzo łaknął świata. Był nadpobudliwy. Jak dorósł przemierzał świat, chciał jak najwięcej poznać, doznać …. Nadal był uroczym chłopakiem… nie mógł spać, stale czuwał… czekał… i nic się nie wydarzało… zatracił swój realny sposób postrzegania świata…. Dla niego wszystko było białe lub czarne. Zapomniał, że świat to bogactwo kolorów, setki odcieni. I nagle jego życie zaczęło się zmieniać. Chłonął piękno świata, doświadczał przygód, ale nadal chciał coraz więcej i więcej. Pewnego dnia usiadł na kamieniu, bo widok, który zobaczył odebrał mu siły. I wreszcie po latach zachłyśnięty pięknem zasnął………………..Przyśniła mu się dziewczyna, która bała się otworzyć oczy, nie chciała widzieć realnego świata. Żyła we własnym wyimaginowanym świecie, świecie swoich marzeń, tam wszystko toczyło się tak, jak chciała, jak sobie wymyśliła….. Spotykała ludzi, których chciała spotkać. Normalne życie toczyło się obok niej, a ona miała swój świat.
– Spotkali się?
– Na razie tylko on o niej śnił…
– I co dalej –
– M. śnij……Zaśnij……
– Proszę…. Czekam na dalszy ciąg …… opowiadaj.
On postanowił ją odszukać. Nie znał snów. Więc myślał, że ONA istnieje gdzieś rzeczywiście. A ona wymyśliła JEGO, wyśniła . Oboje żyli w swoich światach…. Niby się znali, ale nie znali. i nie spotkali. Ale myśleli, mieli nadzieję, że kiedyś spotkają tą drugą osobę.
– I on ją znalazł?
– Nie wiem, nie wymyśliłam jeszcze co było dalej…
– Chcesz to pomogę Ci ułożyć zakończenie.
Chwila zamyślenia i popłynęły słowa:
– W trakcie swoich wędrówek chłopak zobaczył ładną, drobną dziewczynę z zamkniętymi oczami, ale uśmiechającą się. Wiedział, że to dziewczyna ze snu. „Dlaczego nie otwierasz oczu?” zapytał. „Boję się, że to, co zobaczę nie będzie takie, jak w moim wymyślonym świecie, w moich marzeniach”…………………..

I on zaczął jej opowiadać o świecie, który widział, o pięknie, którego doświadczył, o niesamowitej przyrodzie, ludziach, których spotkał. Słuchała z uwagą. Patrząc,  nie patrząc na niego podążała za jego głosem, leciutko przechylała głowę, zaciskała dłonie. Wiedział, że go słucha…
Podszedł do niej i pocałował ją. „Otwórz proszę oczy”. A ona nie potrafiła ich otworzyć. „Nadal się boisz?”. Skinęła głową. „Jakbyś otworzyła oczy zobaczyłabyś mnie, uwierz nie jestem potworem”. Ujął ją delikatnie za ręce i zaczął całować jej powieki, usta. Ona uśmiechnęła się i położyła dłonie na jego twarzy, dotknęła otwartych oczu, skroni, przesuwała je po twarzy bardzo delikatnie. Dotarła do jego ust, przesunęła palcem po wargach obrysowując ich kształt. A potem przeciągnęła dłonie na szyję. Nieśmiało go objęła i pocałowała. Zaczął ją całować, a ona powoli otwierała oczy. I ujrzała fajnego chłopaka. Może nie był super przystojniakiem, ale miał coś w oczach, spojrzeniu, co budziło sympatię, zaufanie.
– Zakochali się w sobie?
– Tak.
A i morał – można żyć marzeniami, mieć swój świat, ale warto otworzyć oczy i spojrzeć na świat, który nas otacza, bo można przespać swoją szansę, okazję na spotkanie kogoś lub czegoś najważniejszego.
– Udane zakończenie… Świetnie sobie poradziłeś.
– Bo to trochę o mnie bajka….
Przytula jej dłoń do swojej twarzy…..
I zasypia… –

– Kolorowych snów – i nie wie, czy to słyszał, czy tylko chciał usłyszeć……

 

KANAPA, CZY ŁÓŻKO

Muszę rozgraniczyć – KANAPA a ŁÓŻKO.

Dla jasności – są to 2 odrębne strefy, sfery.

Kanapa jest w pracowni. A łóżko w sypialni.

Rozdzielam te dwie przestrzenie… wydaje mi się, że umiejętnie.

Dwa meble i … inne emocje, uczucia… Inne osoby.

Kanapa stoi w pracowni, od początku piętrzyła problemy. Ta pierwsza zamówiona nie tylko nie chciała wejść do windy, ale nawet nie dała się wprowadzić przez 3 mężczyzn po klatce schodowej… Jej dzieje można byłoby opisać w trylogii… Próby jej wstawienia trwały rok…. Pomysłów było wiele, duża kreatywność…. Alpinizm przemysłowy, podnośniki…. Wreszcie poddałam się … zamówiłam o 20 cm krótszą  – to miało być doskonałym rozwiązaniem. Przyjechała, 4 facetów wnosiło ją dzielnie. I było tak do 11 piętra . Finisz, wydawało się, ze wszystko się uda. I nie … na końcówce… stawiła opór… nie chciała wejść, „wejść” do pracowni. Widząc tą patową sytuację oddaliłam się… nie chciałam już tego oglądać… I wreszcie poddała się męskiej sile i mocnemu słowu, które zrobiło dużą karierę. Dodam, że jest bardzo popularne i nawet zagrało w filmie „Seksmisja”. Weszła i rozgościła się na dobre. Zajęła dedykowane jej miejsce i stanowi centrum. Nie daje o sobie zapomnieć. Jest gwiazdą pierwszego planu… Przyjemna i komfortowa – może tak o sobie myśli, tak jej się wydaje. Nie wyprowadzam jej z błędu… Niby niepozorna, szara. Ale to tylko pozory. Bo ona zna swoją wartość. Kilka osób lubi na niej przesiadywać  Nie wspomnę o sukach…. Tequila i Tasza.

Tak…. kanapa stanowi serce domu… Była świadkiem różnych historii.

mały cytat z innej opowieści:

a potem obracam wszystko w żart

– M jeszcze nie wiesz, że moja kanapa to miejsce psychoanalitycznych seansów…

śmiejemy się oboje

M – myślałem, że kanapa to początek erotycznej gry………………………………….

Odnośnie KANAPY to chyba zakończę na tym cytacie. Chociaż wiem, że nie powiedziała swojego końcowego zdania.

I tak szeptem mówiąc…. sama lubię na niej posiedzieć, wtulić się między  poduszki z Maciem na kolanach……To  czas kiedy można pomyśleć i popracować.  Poplotkować. Porozmawiań na mniej lub bardziej poważne tematy…Albo poleniuchować…. Tak po prostu.

a ŁÓŻKO…..

No cóż… znajduje się w innej przestrzeni. Jest w strefie cienia, mroku, nocy.

Niby proste, bez udziwnień, z dobrym materacem…. I nie sprawiało tylu problemów, co jej koleżanka, kanapa……. Zaprojektowane przez mnie, wykonane przez rzetelnych rzemieślników, a obecnie okazuje się za małe. Nie będę opisywać szczegółów… większość znajomych (tych psiarskich) zrozumie mój problem. We dwójkę byłoby OK. Dwie poduszki, dwie kołderki i jedno łączące prześcieradło. I tak sobie nocami myślę, że łóżko to nasze odbicie. Rozmemłane, czy uporządkowane, skotłowane, czy pościelone? Pokazuje naszą osobowość. Pokaż mi jak śpisz, a powiem Ci kim jesteś.

Dla mnie to strefa intymna, do sypialni zapraszam wybrane osoby…. nie dzielę jej ze wszystkimi…. to moja prywatna przestrzeń, obszar dedykowany przyjemności. Tajemnice alkowy. I niech tak to pozostanie…

A jednak………….stworzyłam tu swój wszechświat… tutaj powstają najlepsze pomysły i teksty…

Uwielbiam dotyk szarej pościeli i ciche chrapanie suni….  koło 3.30.

Na ścianie prywatna galeria – grafiki, zdjęcia, kochankowie i małpy. Zakodowane w obrazach emocje – ale to zrozumieją tylko przyjaciele.

A przecież łóżko miało stanowić miejsce wypoczynku. Nocnego spoczynku ….

Ale na przestrzeni wieków bywało różnie. I na razie nie drążę tego tematu….

Dwa obszary kanapa i łóżko – różniące się, łączy je tylko kolor – szarość. Bo nie emocje….  i ludzie.

Dodam tylko – osoby z kanapy nie zawsze przejdą do łóżka.

MESSAGE 4

MDK ………….. Może ta pogoda ? Może to balansowanie na granicy świata dziennego i nocnego? Może coraz częściej opisywanie życia prostymi, trafionymi słowami.

BIEL I CZERŃ

Skąd u mnie te 2 kolory, te dwie barwy? Tak, teraz można mnie opisać tymi dwoma kolorami, Mała Czarna – czarne oczy i biała bluzka, biała koszula i ciemne włosy. Kiedyś kochałam szarość. Nadal ją lubię, tak….. jest obecna w moim mieszkaniu. Tutaj nie ma tak mocnych kontrastów – bieli i czerni.  Pomieszania dwóch barwników. Jest ta strefa pomiędzy – szarość, w różnym natężeniu, w różnych proporcjach połączenie bieli i czerni.  Szara sfera i niuanse nastrojów uzyskane światłem……….. Gra cieni…. Banalne?… Może nie, Szarość ma tyle odcieni, temperatur i określeń.  Nawet balkon zyskał nową, szarą jakość, no coż………roślin nie przemalowałam, nadal są zielone, i niech tak pozostaną. Podlewam i dbam o ich kondycję codziennie. Lubię posiedzieć na swoim balkonie, zjeść rano śniadanie, czy obiad, wypić ze znajomymi kieliszek prosecco i popatrzeć na panoramę miasta. Niby tak bliskiego, ale odległego. Taki mały unik. Niby w nim jestem, ale mnie tam nie ma. Mała dygresja…………..

Wracając do głównego tematu. Zastanawiałeś się kiedyś, czy w życiu jest tylko czerń i biel, dobro i zło, pozytyw i negatyw? TAK lub NIE. I nie ma innego wyboru. Ja lubię tą prostotę bieli i czerni. Ułatwia. Proste wybory i decyzje. Nawet odnośnie ubrania. Ale też życiowych wyborów, jest mocna. Albo się jest, albo nie. Za proste? Tak… Ale sfera szarego cienia jest tak poplątana, zaciemniona. Lubiłam te niuanse, odcienie, niedopowiedzenia. A teraz ….. teraz chcę po prostu czytelnego, jasnego komunikatu. Nie wierzę w to, co piszę….. Ja marzycielka… Zubożałam, czy zwariowałam? Szare notesiki będące zapisem moich marzeń, szara pościel. A myśli białe lub czarne. Świat nie może składać się tylko z tych kolorów. Jakich kolorów, to tylko 2 neutralne barwy. Tak mnie nauczono……..

Jakie neutralne, jak kontrastowe. Biel i czerń to  przeciwieństwa.  Klasyczny kontrast. Niewinność i grzech są opisywane bielą i czernią. Co jeszcze? Ludzie-anioły i czarne charaktery, dobrze, że kiedyś były jeszcze niebieskie ptaki. Czy są osoby, które wiedzą co znaczy to określenie? Niebieskie ptaki…..

A ja? Piję czarną kawę i jem biały ser. Moje ubrania są białe lub czarne  Czarny tusz do rzęs i biały rozświetlacz. I takie są moje myśli – białe lub czarne, mała, jasna  euforia lub czarna depresja. I nie wiem, jak to się dzieję…….. zaczęłam pisać i pracować, jak było ciemno, teraz zastał mnie poranek i jasność. Dokończę później jest 4.13…. Zimą o tej porze jest ciemno, czarno……. A latem już zaczyna się jasny dzień. Ta sama perspektywa i inne spojrzenie. W naszej kulturze zaczynamy nowe życie bielą, narodziny, małżeństwo. Potem pojawiają się inne kolory i szara proza życia. A na koniec – czerń – czarna dziura.

PS

piszę czarnymi pisakami na białych kartkach, a na ekranie laptopa czarną czcionką na białym pulpicie Maca. Biel i czerń. Współgrają…. Nieraz konkurują.

ŻARÓWKA

Pozornie banalny przedmiot. Jest w naszym życiu obecna i potrzebna, szczególnie o tej ciemnej porze roku. Żarówka. oświeciła mnie….. a właściwie zgasła. Nie miała swojego zastępstwa. Była inna niż te tradycyjne, klasyczne. Minimalistycznie piękna, przezroczysta, doskonale uzupełniała lampę, stanowiła jej wnętrze i sedno. Razem wyglądały pięknie. Ale zgasła…. Nie świeciła już pełnym blaskiem. Dodam, że nawet żadnym światłem. Nie lubię, jak coś nie działa w moim uporządkowanym świecie i mieszkaniu. Tu wszystko powinno działać perfekcyjnie … jeśli ja tak nie działam…..

Awaria wymusiła wyjście, mimo niesprzyjającej aury za oknem… Średni personel techniczny w jednej z sieciówek okazał się, jak zawsze profesjonalnym przygotowaniem i zaangażowaniem. Wybrałam, zapłaciłam i wróciłam do mieszkania.

I zaczęło się myślenie. Taka żarówka, niby nic… nowoczesne oświetlenie typu LED nie stwarza takich problemów. Ale ja jestem tradycjonalistką, mam lampy z żarówkami……. niestandardowymi już o tym się przekonałam. W rodzimym domu zajmuje się takimi sprawami tata. A u mnie? No właśnie …kto? Muszę sama poradzić sobie z problemami życia codziennego, nieświeceniem.

Dzielna i samodzielna…. Mogłaby poprosić sąsiada o wkręcenie żarówki, może tego z 7 piętra…

Ale oczywiście ja sama dam sobie radę. Pokażę światu i sobie, że potrafię… PO CO? Czy nie łatwiej i przyjemniej byłoby oddać żarówkę  w męskie dłonie?

Banalny przedmiot …. Ułatwia i komplikuje, jak nie świeci. Ile jeszcze takich przedmiotów jest w moim życiu? Na pewno dwa na literę K – kran i kaloryfer. Ale to na inną opowieść. Dzisiaj bohaterką jest szklana bańka wymyślona przez Pana Edisona.

Ja wkręcając żarówkę mam zawsze wrażenie, że ją zgniotę. Dla mnie to wyjątkowo kruchy przedmiot, powinna obowiązywać specjalna instrukcja obsługi.

Łatwiej ugotować jajko w koszulce lub na miękko niż zmienić żarówkę.

MESSAGE 3

LIST NR ! – REALNE/NIEREALNE ŚLADY

MDK pomylimy się w numerkach? Nie sądzę … to łatwe. Zresztą MDK, oboje nie lubimy cyferek. Chyba, że są to realne liczby przyrastające na naszym koncie. Współcześnie to wygląda tak – masz pieniądze i chyba ich nie masz. Krążą w wirtualnej rzeczywistości. Nie czujesz szelestu banknotów, ciężaru monet. Realne/nierealne pieniądze. I tak łatwo można je wydać. I to jest niesamowite – podchodzisz do kubika, ściany, wkładasz kawałek plastiku, kartę, wpisujesz cyferki i dostajesz gotówkę. W sumie to Twoja gotówka, ale jak znalazła się w tym miejscu? Moja znajoma była w centrum handlowym z dzieckiem/nowe pokolenie/, dziecko jak dziecko zachciało coś mieć/posiadać, mama trzeźwo myśląca mówi „nie mam pieniędzy”, A dziecko wychowane w nowej rzeczywistości odpowiada „mamo, mamo, ale tu jest szafka z pieniążkami”. Miał na myśli bankomat. Taka mała dygresja. Wirtualne pieniądze – niby je masz, a ich nie czujesz. Łatwo wpaść w pułapkę kart kredytowych. Wydajesz, płacisz i nawet nie kontrolujesz ile. Bo masz kredyt. Gdybyś miał gotówkę w ręce nie wydałbyś więcej niż masz. A w tym wypadku żyjesz na kredyt. Kredyt karty i banku. Można się uzależnić. Tylko w jakimś momencie trzeba to spłacać. Jeśli nie chcemy kłopotów. Windykacja, komornik. Mało przyjemne … chociaż Andrzej Chyra doskonale zagrał rolę komornika. Ale wolę go oglądać w tej roli na ekranie niż mieć do czynienia z realnym komornikiem.

A tak chwilę się zastanawiając to cyferki nami rządzą. Wszędzie je wciskamy, podajemy. Kod wejścia do mieszkania 4 cyferki, przynajmniej u mnie, 4 cyferki i kluczyk, u mamy jest trudniej to już 7 znaków. PIN do karty bankomatowej – 4 cyferki, jak nie pamiętasz, to nie zapłacisz, nie wypłacisz gotówki… a dalej to już tylko trudniejsze hasła…. Cyferki i literki kompilacje często trudne do zapamiętania. Hasło do odzyskania, ale po udzieleniu odpowiedzi. Nowa wirtualna rzeczywistość

Niedawno Yahoo podało, że hakerzy wykradli dane miliarda klientów… nie miliona tylko miliarda. Zmienia to ilość zer w zapisie. A w rzeczywistości zmienia ilość realnych osób, moglibyśmy być w tej grupie, Ty i Ja. Na razie nas tam nie ma. Żyjemy w swojej wirtualnej rzeczywistości, chociaż się znamy. Poznaliśmy się na żywo. Spotkaliśmy się w realnie stworzonej rzeczywistości. Ale komunikujemy się SMSami.

Jestem inteligentną osobą, ale ten nowy świat technologii trochę mnie przeraża. Zaczyna się od udostępniania danych. Wszędzie wymagają sprzedania swoich danych. Nie tylko PESEL, ale numer telefonu, adres mailowy, i już jesteś w necie. Masz tam swoje konto. Prawie jak akt narodzin. Dostępny dla wszystkich, i dostajesz niepotrzebne reklamy, powiadomienia. A do tego sami ułatwiamy uczestnicząc aktywnie w życiu na portalach społecznościowych. Dostajesz swoje wirtualne życie dostępne prawie dla wszystkich. Masz ponad setkę znajomych… Tysiące polubień. Ale tych znajomych rzeczywiście nie znasz, często ich nawet nie spotkałeś. polubili twój wpis, zdjęcie…. ale dlaczego? tego się nie dowiesz. Lubimy podglądać, obserwować innych. Dlatego szmatława prasa i pewne portale odnoszą taki sukces. Plotki, ploteczki. Wiadomości nam niepotrzebne, ale …. czytamy i obserwujemy innych. A może jednak warto wrócić do rozmowy? Nie tylko przez smartfon…..

PS dodam, że nowoczesne urządzenia domowe – odkurzacz, lodówka, telewizor to najlepsi podglądacze. Mają zainstalowane kamerki za pośrednictwem, których ktoś może nas obserwować. I zhakować. Dostać się do naszych danych, komputera… Zatrważające…. Może jednak zabraknie energii, prądu.

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CHIAŁA BYĆ ZAWSZE DZIELNA I SAMODZIELNA

MDK… dzisiaj na dobranoc bajka

Trudno dzisiaj stwierdzić, kiedy był ten jej początek, czy jak wyskoczyła z brzuszka mamy, w rodzinnym domu, bo spieszyło się jej na świat (nie wiadomo po co i z jakiej przyczyny), chociaż potem było wiadomo.  Chciała poznać świat…. Zanotowano, że już od samego początku stawiała na swoim, zmieniła plany kilku osobom. Lubiła od urodzenia spektakularne wejścia…

A może, jak odważyła się w swoje pierwsze urodziny postawić pierwsze kroki? Przejść kilka metrów? Do przodu…. I jak już je postawiła to stawiała i stawia. Świat przemierzała krokami. Była ciekawa, wiedziała, że sama musi odkrywać świat na swój sposób. Bo jest samodzielna i dzielna. Może gdzieś w środku była tchórzem, ale ten wewnętrzny strach umiejętnie tłamsiła.

Zawsze szła do przodu. Mimo strachu stojącego za nią, czy obok niej. …. Miała ogromny apetyt na życie. Była ciekawa świata. I tak miesiąc po miesiącu, rok po roku pokazywała, że jest samodzielna i dzielna. Decydowała. Nawet mając siedem lat, rozpoczynając swoją pierwszą naukę w szkole, wiedziała, że nie chce zostawać na świetlicy. Chce wracać samodzielnie do domu. I nauczyła się otwierać  drzwi mieszkania kluczem wiszącym na szyi.

Przez kolejne dni i miesiące udowadniała, że jest dzielna i samodzielna. I tak mijały lata… Wiele historii, gdyby były spisane tworzyłyby pokaźne woluminy…. Zaskakujące …. nawet jak się bała to szła do przodu… nie uciekała…. Może gdzieś w środku dopadało ją  strachliwe drżenie, ale zwyciężała ciekawość świata i łapczywość życia.  Tak mocno chciała, że swoje obawy chowała w zakamarkach swojego niewielkiego ciała…. Spychała na samo dno…

Tak, pragnęła się tego wszystkiego „nachapać”, poznać, doznać, przeżyć. …….Ryzykowała i ….. zwyciężała.

A sukces i docenienie jej pracy były jej potrzebne do życia. jak woda, jak tlen. Szła do przodu…. szybko, nadal w ten sposób chodzi …. szybko i nie rozgląda się na boki. Nie spowolniła, wciąż ma apetyt na życie. I cały czas udowadnia, pokazuje, że jest samodzielna. Sama decyduje o swoim życiu?

Tak myśli… ale czy tak rzeczywiście jest? Jest uwikłana i powiązana różnymi zależnościami i wymogami…. jest samodzielna, ale zależna……. Ale dzielna jest nadal i próbuje walczyć ze swoimi słabościami… nieprzychylnym otoczeniem. Naiwnie próbuje zmieniać świat. Bo jest dzielna i nie poddaje się, nawet jak życie nie wpisuje się w scenariusz przez nią napisany….. a wręcz przeciwnie ….

Dzielna i samodzielna ma chwile słabości, do których się nie przyzna…. Bo jest dzielna i samodzielna, a one nie płaczą……….. A jeśli pokażą się łzy w oczach to mówi, że to od wiatru…

I dalej idzie do przodu, zna swoją wartość, zadziwiające, że nadal jej się chce…. mimo upływu dni, miesięcy…  I cały czas pokazuje, że jest samodzielna …

Ale ….. Tak pojawia się ten mały niepokój,  może margines  – samodzielna i dzielna chciałaby przytulić się do kogoś bardziej samodzielnego i dzielnego…. Powiedzieć mu o swoich strachach i obawach. A może tylko poczuć jego siłę i pewność? Chciałaby poznać kogoś, kto zdecyduje za nią, podejmie właściwe decyzje, poradzi i doradzi………….. Pomyśli…. bo samodzielna i dzielna jest często zmęczona tą swoją samodzielnością.

W świetle dnia mówi, że lubi swoją samodzielność, co równa się samotności. Nocną porą wkradają się do sypialni myśli, za dnia nieukazywane, niewypowiedziane.

Morał – samodzielność i dzielność jest atutem, ale może warto zaufać innej osobie – też dzielnej i samodzielnej, a może tylko proponującej pomoc tej dzielnej i niesamodzielnej?

KAWA, czy HERBATA

Chciałam go zaprosić…….. tak po prostu. Lubimy się…….. tak mi się wydaje…. ale chyba tak… znamy się ponad dziesięć lat… rzeczywiście… nawet o tym tak nie pomyślałam…jest kołem ratunkowym… jak pada rodzina Maca…. a szczególnie jak pada iPad…..jest cierpliwy i wyrozumiały….. Ma złote ręce… I nie komentuje, jak dostaje smsy o 3.30 …. odpowiada rano…. lubię z nim pracować i rozmawiać. Ma podobne poczucie humoru…. I lubi wpaść na 11 piętro. I na tym zakończę… a właściwie zacznę …. bo to początek historii….. 

Zaprosiłam i … nie wiem…. może piętrzę problemy …. gdzie podać tą kawę/herbatę –  przy stolikach? tych nowych, jeszcze niedokończonych  – ale tam jest tylko kanapa, rodzaj intymnej bliskości….  Przy stole? Nie … stół to miejsce spotkań przyjaciół i pracy….

Mały/duży problem, może nie….

I jaka kawa? Nie posiadam expresu –  więc decyzja – tradycyjna, czy rozpuszczalna?

Chciałabym, żeby to była chwila przyjemności…… i staram się to ogarnąć….

Kawa, czy herbata? ja wolę kawę … ale taką tradycyjną z fusami – dodaję cynamon, kardamon i imbir – wyjątkowa trójca – dająca energię na cały dzień, zaparzana w stalowych filiżankach firmy ZACK, kupionych w Rzymie… uwielbiam je, działają, jak termos, trzymają ciepło. Nie dodaję mleczka, śmietanki. Kawa musi być czarna i mroczna.

Białe latte? to nie kawa to mleko. Czasami spijam delikatniejsze espresso macchiato, w ukochanej Italii….. Kawa zwycięża – herbata to ziołowy napar. Jak mięta i szałwia…. czy rumianek… I tego się trzymam.

Ale zapraszam na kanapę i herbatę – podaję ją z sokiem, miodem, cieniutkimi plasterkami limonki i cytryny…… każdy tworzy swój zestaw….. ja poprzestanę na wodzie i kawie….

Kawa, czy herbata? I ta, i ta wymaga rytuału, mają swoją historię…..

Kawa to rozkosz, energia na początek dnia. I nie myślę o tej w wydaniu amerykańskich sieciówek, to nie kawa to lura. Kawa musi być esencjonalna i gęsta. Obojętnie jak parzona to jednak ma tą swoją zmysłowość…. Mała/duża czarna.  Zamawiając w ten sposób już budujesz klimat. Tak,, kawa ma w sobie czarną stronę mocy… Podawana z mlekiem jest rozkoszą dla łakomczuchów. Spijają piankę i jej ślad pozostaje na ich ustach. To może tylko konkurować z czekoladą.

Może jednak herbata? Ma też swoją historię – Azjaci uczynili z parzenia herbaty rytuał. I nie tylko oni. Pamiętam wizytę na nocnym markecie w Marakeszu – tam serwowali miętę? herbatę o zapachu mięty z gałązkami mięty i kostkami cukru w dużych szklankach. Zalewali wrzącą wodą z wielkich, aluminiowych czajników…..Tak prosto.  Ale przypominam sobie, jak uczestniczyłam w rytuale picia herbaty w Hong Kongu… jak rozwijały się te specjalnie przygotowane kwiaty……..wyciszenie i spokój …… powolne spijanie napoju z maleńkich czarek.

Mistycznie….

W mojej strefie geograficznej herbata kojarzy się z czasami PRLu ,  serwowaną w szklankach w metalowych koszyczkach, a potem tymi tanimi torebkami. Proza życia… I nadal pozostaje pytanie kawa, czy herbata?

A może jednak woda…… Prosta i klarowna…. Chociaż … jak się zastanowić to jest jej tyle rodzajów……