MESSENGER – MDK – CZYTANIE

Dawno nie wysłałam do Ciebie listu.

Nie myśl, że zapomniałam. 

Za dużo innych krótszych, czy dłuższych wiadomości. 

Mniej lub bardziej oficjalnych. 

Nie pamiętam, kiedy napisałam list. Dodam – napisałam ręcznie. Nie mail, tylko list.

Ostatnie pamiętam z okresu młodości. 

Ale nie o listach chciałam pisać…. Chociaż jak się zastanowić….. to podobna, trochę zapomniana czynność. 

MDK, kiedy ostatnio przeczytałeś książkę? A może inaczej zadam pytanie.

Czytasz jeszcze książki?

Jeśli tak – to zadam kolejne pytanie. 

Czy lubisz czytać książki? 

Tak po prostu. Wziąć drukowaną książkę, w okładce i z papierowymi kartkami, a nie te nowoczesne wersje w formacie audiobooków czy e-booków – i przeczytać. 

Ja pasjami lubię czytać. Zawsze lubiłam. Książki przenosiły mnie w inny świat, świat wyobraźni. Pobudzały marzenia. Moi rodzice nie żałowali pieniędzy na książki. Wiesz, że były takie czasy , w których brakowało książek? Stosunkowo nie tak dawno…  druga połowa 20. wieku. Na książki się polowało, kupowało na bazarach i płaciło, słono płaciło. Bo chciało się je mieć. Nie tworzyć sztuczną, pokazową bibliotekę w swoim mieszkaniu, tylko po prostu mieć. Teraz można kupić książki na metry i wstawić w regał biblioteczny. A przecież książka od wieków stanowiła luksus, dostępny dla wybranych. Pamiętasz „Imię róży”? jak nie czytałeś to może oglądałeś film. 

Ja od dziecka kochałam książki. Nauczyłam się czytać przed pójściem do szkoły, żeby przeczytać pewną powieść. A „Małego Księcia” skopiowałam ręcznie, łącznie z rysunkami. Determinacja. Tak bardzo chciałam ją mieć, a nie można było jej kupić. W szkolnej bibliotece był tylko jeden egzemplarz. …..Książki wypożyczało się. Teraz też to robię. Chociaż książki są powszechnie dostępne. Do kupienia nawet w kiosku, czy hipermarkecie. Jakość i ilość nie idą w parze. Lubię dobre wydania, docenić jakość i obraz okładki, zapach i dotyk papieru, druk. . coraz częściej ten bardziej czytelny, klarowny. Jeszcze nie używam okularów. Tak… książki, jak płyty lubię mieć na własność, którą mogę się dzielić. Z pytami łatwiej – można je mieć w formie elektronicznej, odtwarzać i słuchać …. wracać. A książkę chcę mieć w wersji realnej. Przerzucać kartki, zaznaczać miejsca, do których chcę wrócić. Z książkami jestem związana emocjonalnie. Stanowią dla mnie wartość. Nie mam dużej biblioteki, ale kolekcjonuję książki, do których lubię wracać. Noszą ślady używania. Po drugiej stronie są książki, albumy, wydawnictwa, które cenię. Starannie wybierane i dobierane. Pamięć obrazu. Kolekcjonuję ulubione perełki. 

Wracając do wątku pierwszego.

Ja lubiłam i lubię czytać. Są pozycje, do których często wracam, a są takie, przez które ledwo przebrnęłam. Ale nie lubię porzucać niedoczytanych książek. Książka towarzyszy mi już od rana. Nie poranna gazeta przeglądana przy kawie, tylko właśnie książka. Niektóre ucierpiały na tym. 

W trakcie dnia mam jakąś ze sobą, czytam w tramwaju, kiedy idę. 

Niestety jest jeden minus. Coraz częściej czytam książki ze swojej dziedziny. Ale czytam. I nie jest to jedna książka rocznie. Buduje się w ten sposób swój świat wewnętrzny, poza tym, co sami doświadczamy. 

Pozytywna informacja coraz częściej czytamy. Szczególnie te najmłodsze pokolenia, 10-latkowie. Sami też piszą książki. Małe, alternatywne księgarnie, wydawnictwa cieszą się zainteresowaniem. Giganci może odnotowują spadek, ale to ich problem, jak wpuszczają tanie, fatalnie napisane  pozycje na rynek. 

Mam nadzieję, że czytelnictwo mimo postępu technologicznego nie upadnie, że nie będziemy czytać tylko krótkim wiadomości w smartfonie. 

PS Carrie Bradshow, bohaterka kultowego filmu miała marzenie – wziąć ślub w swojej ulubionej bibliotece. 

MDK MESSAGE – z kategorii zapomniane

Dawno do Ciebie nie pisałam….. dlaczego? ale Ty też się nie odzywasz …..

 dopadają mnie

ZIMNE NOCE, CHŁODNE PORANKI I WEWNĘTRZNE ZIMNO

MDK ….. Teraz nie zacznę od słowa LUBIĘ. Bo raczej NIE LUBIĘ, niż lubię. Temat zimna, tej poty roku, której nie lubię. Nie chcę narzekać, ale nie… tej Pani mówię nie, mimo iż jej kolorem jest moja ulubiona biel. Nawet tej baśni jako dziecko nie lubiłam. Królowa Śniegu mroziła serca, lodowata władczyni. Bywa, że źle znoszę tą porę roku, no dobrze przyznam się, że co roku źle znoszę. Temperatury poniżej 15 st., ok nawet juz poniżej 5 st. są dla mnie uciążliwe. Opcją byłoby schowanie się pod pledzik i udawanie, że mnie nie ma. Ewentualnie rozważam jeszcze hibernację, do końca lutego co najmniej. Stan uśpienia. Doskonała perspektywa na najbliższe dni, tygodnie, miesiące. Do tej pory, mimo życzliwych rad przyjaciół, nie zainwestowałam w bio piecyk, czy po prostu tzw. farelkę, a kaloryfery są obojętnie chłodne, jak co sezon. Raczej zimne, na pewno nie zagrzeję na nich nawet dłoni. Najlepszą opcją byłaby emigracja, w cieplejsze strefy. klimatyczne. Taka sezonowa lub na stałe, Karaiby. Nowa Zelandia… to w moich wyobrażeniach strefa ciepła i słońca, i światła. Uśmiechniętych ludzi, miejsca, gdzie można chodzić w szortach, sukience i klapkach. Lub boso. Do listy marzeń dodam jeszcze Maltę i Madagaskar. Na Maderze wieje od zimnego Atlantyku. Miejsce wybrane, no prawie…. może teraz przetestowałabym tą półkulę południową? – tam mają jeszcze lato. A może ułożyć sobie taką mapę klimatyczną i podążać za latem, słońcem? Przecież na świecie zawsze gdzieś jest lato. Tak wynika z nauk, przecież nawet Ziemia podąża za Słońcem. 

Dopada mnie zimno, kolejny raz zapomniałam, że w końcu przychodzi ta pora, kiedy trzeba nosić cieplejsze rzeczy, skarpetki i ubierać się warstwowo. Jeść ciepłe zupy, pić gorącą herbatę. Podobno ludzie dzielą się na tych z Północy i na tych z Południa. Ja stanowczo osadzam się w tej drugiej kategorii. Zimno toleruję w małych dawkach. I chyba lepiej znoszę chłodne poranki. No może nie tak bardzo zimne, umiarkowanie chłodne, o których mówi się rześkie. Nie będę człowiekiem Północy, tam dzień trwa krótko i szybko ogarnia świat ciemność. Brak światła i słońca skutkuje ponuractwem i depresją. Łykają suplementy – vit. D, naświetlają się lampami, ale to tylko półśrodki zaradcze. W kategorii zimno nielubiane przeze mnie są zimne noce. Kiedy samotność nam doskwiera, nie mamy do kogo się przytulić, poczuć ciepłotę drugiej osoby, ciepły uścisk dłoni, otulenie ramionami, rozgrzewający masaż stóp.  

Kriokomory są podobno rewelacyjne….. Metoda leczenia poprzez naturalne reakcje obronne organizmu na niskie temperatury. Terapia szokowa, bo temperatura sięga nawet -120st., wydzielają się endorfiny, hormony szczęścia. Następuje przypływ energii, a skóra staje się jędrniejsza i młodsza. Pomaga w stanach zapalnych, reumatycznych, nerwicowych (to jestem w stanie zrozumieć – po prostu zamraża wszelkie nerwy). Nie wiem, chyba nie zaryzykuję i nie spróbuję, mimo informacji o super efektach, podziękuję. Sama myśl o panującej tam temperaturze wywołuje we mnie zimne drżenie. I chyba moje endorfiny szczęścia nie chciałyby się uaktywnić w takich warunkach, podobnie jak ja. Doskonale je rozumiem. Wolimy poczekać na sprzyjające okoliczności, kiedy temperatura wzrasta, a nie spada. Przetrwamy ten niekorzystny czas. Otulimy się bezpiecznym kokonem, jak jedwabniki. Cocooning to styl życia. Zmęczeni otoczeniem i ludźmi chowamy się do swojej prywatności, którą chronimy. No może nie wszyscy ją chronią. Portale społecznościowe dostarczają co minutę nowych informacji. 

Cocooning to izolowanie się od otoczenia i budowanie własnej przestrzeni, dającej poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Prosto mówiąc – cocooning to współczesne określenie świadomego domatorstwa. W dresiku i bamboszach, na kanapie z kubkiem gorącej herbatki w dłoniach. Stworzona w ten sposób przestrzeń, nawet jeśli jest niewielka, pozwala zbudować swój mały, prywatny świat. Nawet imprezujemy na domówkach i  organizujemy spacery stacjonarne. Chyba dołączę do tej grupy, kokoniarzy? czy domowiników? Mam nawet atrakcyjny termofor i awaryjnie śpiwór na wspinaczki wysokogórskie w atrakcyjnej formie mumii. Na razie wystarcza pledzik. Przygotowałam jeszcze kilka środków zaradczych: 

  • rozgrzewające rytmy,  
  • grzane wino z goździkami,
  • imbir, 
  • portugalskie porto w rubinowym kolorze,
  • wyświetlanie na ekranie telewizora symulacji kominka, są takie aplikacje do pobrania,
  • mała awanturka, dyskusja podnosząca ciśnienie, adrenalinę, 
  • koksownik na balkonie. 

Narzekam na zimno, a z innej strony zaskakujące jest dla mnie samej, że temperatura w sypialni należy raczej z tych niższych, Uzasadniam to komfortem spania i dbaniem o dobrą kondycję, cerę. Ale zimne noce nie sprzyjają kreatywnej pracy. Zimne stopy otulam wełnianymi skarpetami, zimne paluszki mogą się rozgrzać pracując na klawiaturze Mac’a. 

Zimno na zewnątrz można jakoś pokonać, zaradzić. Nie znalazłam sposobu na to wewnętrzne zimno, które często mnie dopada, lodowaty strach? Drżenie, którego nie sposób opanować. 

A co zrobić, kiedy są zimne myśli? Nie chodzi mi o chłodne, trzeźwe myślenie. Realne ocenienie sytuacji, zagadnienia jest pozytywne, stawia do pionu. Ale kiedy zamrożone jest myślenie? Trudna sprawa. 

MESSAGE. MDK – JESIENNA CZY JESZCZE LETNIA?

Dzisiaj DZIEŃ MARZYCIELA

Wyobraź sobie, że nie złapałeś złotej rybki, która prosząc o wypuszczenie obiecuje spełnić twoje 3 życzenia. Rybak popełnił błąd. A gdybyś miał tylko wybrać jedno życzenie? Chciwy Midas chciał bogactwa, złota, nieopatrznie wypowiedział życzenie – wszystko, czego dotknął zamieniało się w złocisty kruszec. Czy dało to mu szczęście? Nie, bo już stare powiedzenie mówi, że pieniądze szczęścia nie dają. Tylko kłopoty. Bo bogactwo należy mądrze użytkować i pożytkować. Wtedy może dawać poczucie szczęścia. Stan szczęśliwości nie zależy od stanu posiadania. Sceptycy powiedzą – pieniądze szczęścia nie dają, ale warto je mieć. Ale jak wsłuchasz się w siebie, pomyślisz to może znajdziesz prostą odpowiedź na pytanie czy posiadanie konta, kolejnej rzeczy, modnego  gadżetu, najnowszego modelu, daje Ci rzeczywiste szczęście, czy tylko chwilowy stan zadowolenia. Z tytułu posiadania. Podobnie jak u dzieci. Pragnąc domagają się „wymarzonej” dla nich zabawki. Osiągnąwszy cel – dostają to cudo – zachwycają się nią i bawią przez chwilę, a potem ląduje w koszu, na półce, w kącie, zapomniana i niechciana, podobnie jak inni jej towarzysze, ma szczęście, jeśli nie jest zepsuta, uszkodzona. Może trafi do kogoś, komu sprawi radość. Tak też jest z dorosłymi… myślą, że posiadanie zapewni im szczęście. Nie umieją docenić i cieszyć się drobnostkami, małymi sprawami, wydarzeniami. Szczęście to stan ducha. 

Może marzenie o szczęściu to niepoważne marzenie. Bo sami nie wiemy, co daje nam stan szczęśliwości. Czy marzenie to stan tęsknoty? Tęsknoty za czymś czego nie doświadczyliśmy, a bardzo pragniemy. I paradoksalnie najczęściej wolimy marzenia od realizacji marzeń. Ten stan oczekiwania. Łatwiej żyć mając marzenia. I tylko niektórzy próbują zwizualizować/zrealizować  swoje marzenia. Kilku szczęśliwcom się udaje. Chociaż zmierzanie do celu jest często większą przygodą i wyzwaniem (to jak zdobywanie szczytu, czy przepłynięcie Atlantyku) niż samo marzenie. Realizując je osiągamy chwilowy błogostan. Marzenia mają swoje kategorie, rodzaje, gatunki. Chociaż trudno je sklasyfikować. Są te bardziej prozaiczne, codzienne. Często na wyciągnięcie ręki. Kolejne dotyczą planów rozciągniętych w czasie. Pokonując kolejne etapy osiągamy wymarzony cel. i już myślimy o następnym. I nawet nie zastanawiamy się co czeka nas na końcu. W pogoni za marzeniami często tracimy kontakt z otaczającym nas światem. Ale czy to oznacza, że nie warto marzyć?

Marzenia dają nam energię do działania. Pobudzają wyobraźnię. W świecie marzeń wszystko jest możliwe, wszystko może się zdarzyć.

Po raz kolejny moje myśli poszły innymi drogami niż ja zaplanowałam. Moje myślenie poszło nie tym torem. Może Dzień Marzyciela to święto ludzi lubiących marzyć? Tak po prostu. Żyją marzeniami, w świecie wykreowanym przez własną wyobraźnię. Są w nim szczęśliwi. Jak Piotruś Pan. Wieczni marzyciele? Nie przystają do współczesnego świata, a może go właśnie napędzają, dają energię. Tak sobie myślę, że gdyby ludzie nie marzyli to nie byłoby wielu wynalazków, odkryć –  żarówka, latanie, kosmos. Pozbawieni naszego wewnętrzny świata marzeń bylibyśmy cyborgami, wypełnionymi pustką. O czym byśmy myśleli?

Marzenie wybiera marzyciela? A nie odwrotnie?

Wracając do głównego tematu – jedno marzenie. Jakie byłoby Twoje? …..Myślę, że masz te wypowiadane, pomyślane i te skrywane, spychane. Trudniejsze?

Ja mam jedno marzenie – zrealizować swoje marzenia. 

A teraz –

Chyba już można się położyć Marzeń na jutro trzeba namarzyć.

Andrzej Poniedzielski, Chyba już można iść spać

MESSAGE MDK – LETNIA

List z małym opóźnieniem, ale może z powodu temperatury na zewnątrz lub zatrzymania, zawieszenia….

PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA  – MAGICZNA GRANICA

Alicja w Krainie Czarów przechodziła tą magiczną granicę, za którą kryje się inny świat.

Czy tak też będzie jak przekraczasz graniczną datę? Datę urodzin? Szczególnie jak zmienia się nie cyfra z tyłu tylko z przodu. Bo znajdujesz się w innej kategorii. To jak wejście na kolejny stopień, poziom. Twoje pokolenie przechodzi na drugą stronę. Wielu z nas nie umie pogodzić się z tym faktem, nie akceptuje zmiany swojego wieku i zmian w wyglądzie. Czy to sposób na życie po przekroczeniu magicznej granicy – wieczne niezadowolenie, wspominanie przeszłości. Żal to rozdrapywanie przeszłości w przyszłości. 

A Ty zdajesz sobie sprawę, że coraz mniej rozumiesz zewnętrzny świat, coraz mniej pojmujesz słowa wypowiadane przez młodych….  Znajdujesz się po drugiej stronie lustra, które odbija świat, którego nie poznajesz, trochę jak w krzywym zwierciadle, zniekształcona rzeczywistość. Albo jakbyś stał za lustrzem weneckim. Spoglądasz na ludzi, obserwujesz ich, a oni cie nie widzą, nawet nie dostrzegają, stajesz się transparentny. Ludzie, których zachowań nie poznajesz. Myślałeś, że ich znasz. To już nie twoja piaskownica i nie twoje zabawki. Ktoś inny ją zajął i uważa, że ma pierwszeństwo, bo jemu wszystko się należy. A ty się usuwasz na bok…. Nie chcesz i nie zamierzasz rozpychać się łokciami. Ale nie o tym miało być … no może trochę o tym… Pokolenie Z urodzone na przełomie wieków to zupełnie inne istoty, z innej galaktyki, nie znające świata w biało-czarnym kolorze, bo ich obrazy są kolorowe, a nawet przekoloryzowane, życia bez internetu, smartfonów, power banków…. Komunikują się ze sobą przy użyciu Messengera, WhatsAppa.  . Istnieją na FB i Instagramie. Wyszukują wszystkiego – nawet partnera – za pomocą aplikacji, płacą telefonem, zamawiają przez telefon. A jak zabraknie WiFi to tragedia. Jeśli czytają to SMSy lub eBooki (zamiast czytać można je odsłuchiwać). Umieją grać w gry komputerowe, ale czy znają berka, zbijaka, gry planszowe? Chyba nie, ale może poznają kiedyś ich urok. 

 Tak, znalazłam się  po drugiej stronie lustra, ale podobnie jak Alicja, mam możliwość powrotu, może nie cofnę czasu, nie zmienię cyferki, ale mogę i chcę poznać ten nowy, napotkany świat. Spoglądam w lustro – nie jest tak źle, nawet bez medycyny estetycznej. Uczę się wielu rzeczy od początku, bo dla mnie to nowość, kolejne lekcje do odrobienia. Poznaję nieznane mi, wirtualne obszary. I przyznam, niektóre mnie zachwycają, do innych podchodzę z niedowierzaniem, próbuję…. Czytam papierowe gazety i książki, które mogę wziąć do ręki, powąchać papier. Lubię pójść na spacer i rozmawiać nie przy użyciu smartfona. I jeszcze dotknąć realnej osoby, a nie Avatara. Przymierzyć ubranie nie w wirtualnej przymierzalni. Posmakować polnych pomidorów w środku lata. Odczuwać za pomocą wszystkich zmysłów – wzroku, słuchu, dotyku, zapachu, smaku, w ten sposób poznawać. A nie tylko korzystać z oczu i uszu. 

MDK myślałam, że mój świat się kończy, ale postanowiłam zbudować go na nowo, używając nowych metod i  elementów. Jest może trochę inaczej, często trudniej, ale za to ciekawiej. I taka drobna rada – nie spoglądaj tylko do tyłu – spójrz przed siebie, a zobaczysz nowy horyzont. 

MESSAGE MAJ

ZACHWYT MDK…

piękno za oknem codziennie mnie zachwyca, piękno na niebie…. a o tej porze szczególnie…..

wieczorem i o poranku, jak budzi się dzień… takie powolne przechodzenie ciemności w światło… budzi się miasto… ruch, który zamiera wieczorem, wycisza się i tylko nocne światła rozbłyskują feerią…. prawie białe, żółte i pomarańczowe, czerwone ostrzegawcze… pięknie wyglądają na tle ciemnego, granatowego nieba… i przychodzi ten moment…. kiedy wyczuwasz budzący się dzień… niebo zmienia kolory, jaśniej, wpuszcza w ten obraz pasemka delikatnego różu, błękitu, delikatnego żółtego, pojawiają się oznaki nowego dnia…. Słychać ptaki…..ich zachwyt nowym dniem jest podobny mojemu….

Morning is coming….. Nadchodzi piękny poranek… ciepłe powietrze i promienie słońca wchodzące, zalewające pracownię. Na podłodze pojawiają się świetliste plamy. Tutaj słońce oddaje swoją energię. Po północnej stronie nadal jest chłodniej. Zimny, niepokojący wiatr…. wywołuje moje poczucie zewnętrznego i wewnętrznego zimna. Ale dzisiaj będzie cieplej, wpada przez otwarte okno cieplejsze powietrze. Mimo chłodnej, samotnej nocy. Naładuję baterie słońcem…..

Już jak obudziłam się…..poczułam, jeszcze nie otwierając ocz.u słońce. Wiedziałam, że to jest ten DZIEŃ. Taki słoneczny dzień i wreszcie nie pojawią się demony, czarne trolle, czarne myśli. Ten dzień będzie zielono-niebieski, w tym ulubionym przeze mnie słonecznym odcieniu. Jak świeża zieleń młodych liści, trawy. Niebieskie płatki niezapominajek. Takie niepozorne kwiatki, ale dumnie prężą się w doniczce na balkonie i cichutko szepczą – NIE ZAPOMNIJ O MNIE. Obiecuję nie zapomnę. I delikatnie je podlewam…  

To mój ulubiony czas, pora – maj -czerwiec zaczynają wabić, kusić świeżością, niewinnością wiosny, niewinnością zieleni. A ja celebruję poranne święto…. na balkonie, śniadanie, poranna kawa, zapach koszonej trawy. Leniwie się przeciągam… uśmiecham się do siebie… 

It’s a beautiful day

Zapowiada się piękny dzień….

Wake up – obudź się … może to będzie ten dzień, taki, o którym marzymy, w którym coś pięknego się wydarzy…. kogoś poznamy, w kimś się zakocham, taki dzień przynosi nadzieję i pobudza marzenia….. 

Może się spotkamy, może pójdziemy na spacer? A może wydarzy się zupełnie coś innego…….

MESSAGE, SOBOTNIO – NIEDZIELNA

MDK, 

Mój Drogi Kumplu…………..

może ten list dotrze do Ciebie……. 

Pamiętam Twój uśmiech, kiedy coś opowiadałam…… a dalej ślady Twojego istnienia zacierają się

Sobota. Czy już niedziela? Ja jeszcze uważam, że sobota, mimo, że to początek niedzieli. Ten czas między wieczorem jednego dnia, a porankiem drugiego dnia trudno mi określić. Dla mnie jeszcze nie skończyła się sobota, a na pewno nie zaczęła niedziela. Niedziela w najlepszym razie zacznie się, jak zadzwoni budzik. A teraz jest taki międzyczas, między jednym, a drugim dniem. Głową jestem jeszcze w sobocie, ale już próbuje wejść do mojego życia niedziela. 

Wracając do soboty…. Tradycyjnie pisałam o tej porze  bajki…. A nagle pojawia się list. List do Ciebie. Może zatęskniłam? Chociaż ten list jest z kategorii pomiędzy. Trochę  w nim prywatnych słów, a trochę bajki.

A wszystko zaczęło się od mailowej wiadomości przesłanej przez dziewczynę, o niespotykanym  naszej codzienności imieniu – Emanuela. Znalazła w tradycji azjatyckiej, chińskiej i japońskiej taką opowieść. Jest mi niezmiernie bliska. Czytałam ją kilkakrotnie. Przeczytaj….

CIENKA, nie CZERWONA NIĆ PRZEZNACZENIA 

Gdy pewnego wieczoru chłopiec wracał do domu spotkał starego człowieka (okazało się, że to bóg Yuè Xià Lǎo), którego oświetlała srebrna poświata księżyca. Gdy chłopiec mijał mężczyznę usłyszał jego głos. Starzec poprosił by podszedł i posłuchał tego, co ma do powiedzenia. Mężczyzna wyjaśnił chłopcu, że w przyszłości spotka kobietę, z którą się ożeni. Już teraz jednak jest z nią połączony czerwoną, cieniutką niteczką. Yuè Xià Lǎo wskazał chłopcu stojącą nieopodal dziewczynkę mówiąc, że to ona jest mu przeznaczona. Chłopiec był jednak w wieku, kiedy dziewczynki się zaczepia i traktuje jak istoty z innego świata. Zamiast ją poznać postanowił rzucić w nią kamieniem. To też uczynił i uciekł. 

Po wielu latach przyszedł czas ożenku. Rodzice wybrali młodemu mężczyźnie żonę, którą on mógł dopiero zobaczyć podczas nocy poślubnej. Gdy już byli sami w sypialni mężczyzna odsłonił twarz kobiety, która cały czas była ukryta pod tradycyjnym welonem. Piękna! Mężczyznę zainteresowała jednak ozdoba, którą kobieta miała na głowie. Spytał, co to, a ona opowiedziała mu historię, że kiedy była małą dziewczynką jakiś chłopak rzucił w nią kamieniem i została jej po tym blizna tuż nad łukiem brwiowym. Nosi więc ozdobę by ją zakryć. 

Czerwona nić przeznaczenia. Legenda pochodzi z Chin, ale przyjęła się również w Japonii. Wierzy się, że bogowie zawiązują czerwoną cieniutką nitkę wokół kostki, małego palca, której końce łączą ze sobą dwie przeznaczone sobie osoby. Spotkają się one kiedyś w określonych okolicznościach. Dwoje ludzi połączonych czerwoną nitką jest przeznaczonych do miłości niezależnie od czasu, miejsca, tego kim są, co robią. Czerwona nitka może się rozciągać i plątać, ale nigdy nie pęka. Prędzej czy później osoby sobie przeznaczone na siebie trafią chociaż nie zawsze się temu poddają, uciekają od siebie, nie chcą przyjąć zaplanowanego dla nich losu. 

Tyle opowieść, nie ja ją wymyśliłam. Ale tak sobie myślę………Doskonale opisuje moją nadzieję, że kiedyś odnajdzie się ta druga połówka, doskonale pasująca. Układająca się jak klocki Lego, puzzle, czy kostka Rubika. Tu nie ma pomyłki, każdy element pasuje do konkretnego elementu. Wiesz, co mam na myśli… Te osoby czują i myślą podobnie, nie potrzebują zbędnych słów, wystarcza spojrzenie, gest. I wtedy ta czerwona nić przeznaczenia przędzie się, wije. I nadal wierzę, że taka osoba jest mi przeznaczona, gdzieś jest, tylko nie możemy się odnaleźć…Ale spotkamy się…. Kiedyś, przypadkiem wpadniemy na siebie ……. i poczujemy to lekkie naprężenie czerwonej nitki. I to będzie znak. Chodzi tylko o to, żeby tego nie przegapić. Bo w legendzie, tak czy inaczej spotkasz przeznaczoną Ci osobę. A… w życiu realnym? Nie można przegapić, nie zauważyć takiego małego piknięcia, spięcia. Tych iskierek przebiegających po ciele i między tymi dwiema osobami. Jedno spojrzenie, przypadkowy dotyk dłoni i wiesz – TO JEST TA OSOBA. Czujesz trzepot motyli wewnątrz, dopada Cię stan euforii i unosisz się nad ziemią. Jesteś cała w obłokach. W piosence chyba było w skowronkach….

Zawiązuję czerwoną nitkę na swoim nadgarstku… początek…. nadziei….

Bajki kończyły się morałem…..

ta mogłaby się zakończyć szczęśliwym finałem… niestety jeszcze nie….

MORAŁ – wiara, nadzieja, miłość – warto wierzyć i mieć nadzieję…. Pytanie tylko, czy odnajdzie się miłość?

MESSAGE

MDK…. nie pisałam – zapomniałam

Nie masz wrażenia, że dawno to się zdarzyło…. Dawno to było, gesty i obietnice, jeszcze trwała ponura jesień, a teraz mamy już wiosnę. Tak z nami jest – przypadkowe spotkanie, telefon… ja pierwsza nie zadzwonię, nie napiszę SMSa…. Piszę listy…..teraz trochę to zaniedbałam……ale pracuję nad kilkoma innymi rzeczami, mocno mnie wciągającymi lub angażującymi… I zapomniałam po raz kolejny napisać do Ciebie. A miały być tak poukładane, ponumerowane te listy…. Ale może jak za oknem pojawia się słońce już w okolicach 6.00…. i dni są coraz cieplejsze to może moja energia wewnętrzna naładuje wreszcie słoneczne baterie. I może spotkamy się …. gdzieś nasze drogi przetną się….. na moment, na chwilę, może dłuższą chwilę.

APETYT NA …..

zastanawiałeś się jak często używamy tego określenia w odniesieniu do różnych rzeczy, okoliczności, sytuacji, osób….. Mam apetyt na coś dobrego, mam apetyt coś słodkiego, mam apetyt na Ciebie, bo tak apetycznie wyglądasz. Apetyt nie musi dotyczyć jedzenia, smakołyków, można go traktować mniej dosłownie. Apetyt może być mały, średni, duży i ogromny – ogromnie żarłoczny, wtedy jemy łapczywie, zagarniamy wszystko szybko i szybciej, żeby tylko więcej. Ale czy wtedy mamy czas posmakować, delektować się? Można to porównać do jedzenia łyżką i łyżeczką. Mniejsze porcje, ale może lepiej odczuwalne. I zaskakujące, że apetyt można pobudzić różnymi zmysłami…

Wzrokiem – już sam widok pobudza apetyt. Kiedy serwują w restauracji apetyczne wyglądające danie, uważamy, że jego smak będzie porównywalny do wyglądu. I nieraz jest to pułapka, efektownie wyglądające danie, a smak nijaki. Wzrok lubi nas mylić, omamiać, tworzyć iluzje, miraże. W takich sytuacjach wspieramy się węchem. Wąchając możemy czuć apetyt lub wstręt… Zapach budzi skojarzenia, ma duże znaczenie przy pierwszym kontakcie, powąchasz i już nie masz apetytu na nic.

Coś wygląda apetycznie, a ….”śmierdzi”…… Są smakosze, którym zapach nie przeszkadza. Ale aromat unoszący się w powietrzu budzi apetyt. Zmysł węchu wykorzystuje aromamarketing, klienci w supermarketach wita zapach świeżego pieczywa, a w butikach rozpyla się specjalne aromaty pobudzające apetyt na zakupy..

Pojawiły się koncepcje restauracji, w których dania serwuje się w ciemnościach lub zawiązuje się oczy klientom…. Wszystko po, to żeby mogli poczuć prawdziwy smak potrawy, a nie sugerować się jej wyglądem czy zapachem, pobudzać kubki smakowe. A słuch? Ze zdziwieniem stwierdzam, że może budzić apetyt, na nową płytę, na koncert, erotyczny taniec czy zmysłowy seks.

I wreszcie mój ulubiony zmysł – dotyk. Dotykając można w sobie rozbudzić nieposkromiony apetyt na… na coś, na kogoś…..

A co jak stracisz apetyt? Apetyt na jedzenie…. no cóż zapomniałam, że teraz jest coraz więcej osób na dietach, a jeśli nie mają apetytu to podaje się suplementy. Brak apetytu doskonale opanowały anorektyczki, niechęć do jedzenia przynosi im upragniony efekt chudsze ciało.

Skąd u mnie o tym apetycie? Przecież pamiętasz, że nie jadłam dużo…..

wyjaśniam:

Krok pierwszy straciłam apetyt na „słodkie” pod jakąkolwiek postacią, krok drugi mój apetyt na jedzenie nie rośnie w miarę jedzenia, wręcz przeciwnie……

Krok kolejny tracę apetyt na życie………

Czy w takich wypadkach podaje się suplementy? Czy takim przypadkom można jeszcze pomóc? Moi przyjaciele mówią – bo nie jesz czekolady….. A czy to jest rozwiązaniem mojego braku apetytu?

MDK – do zobaczenia, bo apetyt na spotkanie z Tobą jeszcze mnie nie opuszcza..

MESSAGE- na którą długo trzeba było czekać

MDK

taki czas łatwiej zadzwonić niż napisać…. ale telefonów wykonywałam ostatnio wiele…Dlatego dawno do Ciebie nie pisałam ….. Ty też dawno nie dzwoniłeś….

i nawet nie spodziewam się usłyszeć Twojego głosu – w realnym świecie lub w telefonie. Nieraz myślę sobie, że wymyśliłam Ciebie.

Taka mała dygresja na początek.

MDK

proste pytanie – ile znasz osób, które chciałyby się do Ciebie przytulić ? Tak po prostu….. Mnie możesz dołączyć do tej listy, będziesz miał o jedną osóbkę więcej. Może niewielkich rozmiarów, ale liczy się. I właśnie ja nie wiem ile osób chciałoby się do mnie przytulić….. Tak po prostu….

A Twój A.? chyba już nie chce się przytulać… woli uścisk ręki i poklepanie po plecach… bo przecież przytulanie to takie nie męskie i takie dziecinne. Do momentu, jak pozna dziewczynę, wtedy będzie chciał ją objąć i przytulić. Pytanie, czy Ona będzie chciała się do niego przytulić?

No i kolejne pytanie. Jakaś seria. Myśląc o sobie – Tylko dlaczego mieliby chęć do mnie się przytulić? Mogą mnie objąć, uściskać, ale czy chcą się do mnie przytulić? Chyba nie koniecznie – tylko moja Tasza lubi się wtulać…. Dlaczego tak się dzieje? Kwestia ciepła i rozmiaru? Zgoda… może moje ciało nie jest ciepłe, ale serce już tak. Próbuję spisać taką listę osób i mam problem. A ty?

Masz już swoją listę osób? Ja szukam dalej…

I zaskakujące PRZEMYŚLENIE – może nie każdy chce się do mnie przytulić…. muszę to przeanalizować … co we mnie jest… Zimne stopy i dłonie…. Ale zaskakujące jest to – jak wiele osób lubi mnie przytulić …. Taki Cudaczek – Kiwaczek, czeburaszka…. Była kiedyś taka bajka… Miał podobne oczy, często zadziwione, tylko uszy były większe. I jego też chciało się przytulić. Podkradałam bratu tą maskotkę, zrobioną przez niego……. bo chciało się Czeburaszka przytulić…..

Tak, lista osób, które lubią mnie przytulić stanowczo byłaby dłuższa.

Zaskakujące…. dla mnie samej…. Czy rzeczywiście sprawiam wrażenie osoby, którą trzeba się zaopiekować? Przytulić? Małe zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością? Wiele osób lubi wykorzystywać moją empatię…. Moją otwartość … ale nie koniecznie chcą się przytulić…. Więc – czy samodzielna i dzielna nie jest osobą do przytulenia się? Pomoże bez tego gestu…

Przytulenie to mała intymność … Trzeba się do kogoś przekonać, żeby się przytulić. I już pisałam o dotyku… Przecież ja nie lubię dotyku obcych osób. W komunikacji publicznej, w pociągu, na basenie, w sklepie….  Nie lubię. Wiem, są to  przypadkowe osoby, ale może mój syndrom odrzucenia powoduje, że tak mało osób chce się do mnie przytulić. Nie wiem, może to się wyczuwa? I dalej nie wiem.

Pocieszający jest fakt, że wiele osób lubi mnie przytulić. Dodam tak cichutko, że to są osoby większe ode mnie. Inna powierzchnia doznawania przyjemności….. Bo ja lubię się przytulić i wtulić. BARDZO… szczególnie do osoby mi bliskiej…

MDK nie wiem jak to zakończyć ….

ja mam ochotę przytulić się do Ciebie….

Ale czy Ty masz ochotę mnie przytulić?

i znów się mijamy……

MESSAGE/…. numeru nie pamiętam

MDK oczywiście pomyliłam numerki, ale ta będzie pierwsza lutowa

Dzień świstaka pozytywnie myślącego szczęśliwie już mija, czeka nas 6 tygodni zimy … polskiej, czy amerykańskiej? Może niech świstak dalej owija w sreberka….. czekoladki…. Dalej nie drążę tego tematu, bo handel świstakiem zabroniony. Nawet w dzień Handlowca. A ja odwrotnie, w tym dniu myślę o innych gatunkach. Gatunkach zwierząt…

MDK

jak miałbyś się opisać, to jakim zwierzęciem? KOTEM, PSEM, czy MAŁPĄ?

Zaskakujące pytanie? Nie bardzo…. pomyśl o naturze zwierząt…… mają swoje charaktery i charakterki.

Taki KOT,….. jest egoistą, hedonistą. Żyje własnym życiem i własnymi przyjemnościami. Jest leniwy….  Poluje jak musi…. Ale jest cierpliwy. Umie czekać….Leniwie…. jest ciekawy świata zewnętrznego, ale swoje przyjemności ceni bardziej. Często jest samotnikiem. Nie potrzebuje innych… No może czasami Ci inni się przydają. Kot porusza się z gracją, zawsze spada na cztery łapy. Bo ON lubi przyjemne życie. Nie zależy od czynnika ludzkiego. Szuka kontaktu z innymi kotami. Bo one tworzą swój własny świat. Od kotów moglibyśmy uczyć się asertywności, zachowawczości. Spokoju…. One leżą i mruczą…. Lubią przyjemności – smyranie za uszami, po brzuszku. Ale jak mają dosyć uciekają. Emanują dobrą energią i dają ciepło, jak chcą. Jak nie chcą uciekają….. I tyle ich widać – znikający ogon. Kot sobie wybiera osobę, z którą chce być. Ale nie musi z nią być. Chce to jest, nie chce to nie jest. Człowiek w małym stopniu jest mu potrzebny do życia.

A PIES? Po pierwsze wierny jak pies…. Nie myślę o indywidualnych przypadkach – patrz moja Tasza – ale psy są uzależnione. Uzależnione od człowieka. Muszą mieć Pana i towarzysza. Pies ma wierną duszę. Jak kogoś pokocha, to do grobowej deski….. taka miłość zdarza się coraz rzadziej. Wśród ludzi szczególnie. Pies, jak pokocha to kocha. Nawet jak będzie bity. Syndrom sztokholmski – ofiara kocha swojego kata. I psy tak mają. Indywidualne przypadki są egoistyczne i rozpieszczone. Znam takie …. ale pies zależy od człowieka i człowieka potrzebuje. Nawet ta rozpuszczona suka…. Pokochała człowieka…. Taką psią-ludzką miłością. Pies potrafi dać sobie sam radę, przebyć kilometry, zeby wrócić do domu. Ale czeka i tęskni. Jak JA – tak na marginesie. Bo pies od wieków służył człowiekowi. A KOT był ubóstwiany. I to ta różnica.

A MAŁPA? Skąd ta małpa w tej menażerii?  Dobre pytanie…. Bo na pewno nie jestem kotem… Może chodzę własnymi drogami, jestem indywidualistką. Ale nie egoistką…

Psem tez się nie czuję… Uwielbiam swoją sukę… doszłyśmy już dawno do porozumienia i  wypracowałyśmy zasady współżycia. Jest członkiem rodziny. Możemy podyskutować…. Pogadać. Ma status gwiazdy. Kolejna w rodzinie. Jak miałabym wybierać kolejne życie to może zgodziłabym się na reinkarnację w postać psiej Taszy.

I w wyniku tych rozważań doszłam do wniosku, że muszę poszukać jeszcze innej postaci zwierzęcej. Nie jestem ani KOTEM, ani PSEM.

Jestem MAŁPĄ… ona najlepiej charakteryzuje  mnie, mój charakter. Fakt to mój chiński znak zodiaku. Mały znak. Małpy są indywidualistkami. Mają swoje charakterki Żyją w stadzie, ale … potrafią się buntować….. Lubią być kochane i uwielbiane. Mają w  sobie ciekawość świata. Są trochę próżne – tego jeszcze się uczę. Ae mają małpią fantazję… Jak ta małpa w kąpieli. Lubią się dopieścić. 2018 będzie dobrym rokiem dla Małpy. Dynamicznym…. jakby inne lata były mniej angażujące. Działanie, sprawy do załatwienia i praca nad sobą, to czeka Małpę. Ale zastanawia mnie ta prognoza:.

Małpa ma przed sobą dwanaście miesięcy miłosnych igraszek o natężeniu tak wielkim jak nigdy dotąd. Małpa będzie flirtować bez żadnych ograniczeń i nie powstrzyma jej nawet obrączka na czyimś palcu. Jeśli ktoś się Małpie spodoba – singiel czy będący w związku – z pewnością zostanie uwiedziony.

i takie maleńkie – dlaczego  pokutuje powiedzenie – Jesteś Małpą.  Złośliwa, bp one często lubią dokuczać… drażnić…..

MESSAGE LEKKO ZIMNA…..

MDK

ten list nie będzie długi…… jest zimno…

ZIMNO/ CIEPŁO

MDK …coraz częściej marznę… taka pora… nie lubię zimy. Lubię czuć ciepło na zewnątrz i wewnątrz. Lubię ciepełko…Jestem dzieckiem słońca. Mam wrażenie, że działam na baterie słoneczne. Jak te moje lampy solarne. Pod wpływem energii słonecznej ładuję swoje akumulatory. I wtedy roznosi mnie chęć działania… mogę przenosić góry, porusza się z prędkością światła. Częściej się uśmiecham….. Lubię nagrzać, czy rozgrzać swoje ciało….. Temperatury 30+ st znoszę lepiej niż te w granicach 0 st…..

I paradoksalnie u mnie zimno. Zakładam kolejną warstwę, skarpety. Gorąca herbata z jeżyną i cytryną, szary kocyk na szarej kanapie  Pomagają na chwilę… A w środku też zimno.

Poczułeś to  kiedyś ???? Lodowaty powiew  kontra słoneczne ciepło. Ja nie lubię zimna pod żadną postacią….Nawet jedzenie preferuję w co najmniej letniej temperaturze.  Odrzuciłam ulubione lody, zmarzliny.  Kocham letni czas, o tej porze roku hibernuję. Tak – potwierdzam to,  powinnam, jak świstak… zawinęłam prezenty w złote, czy srebrne papierki i udałam się do swojej, prywatnej kryjówki, żeby zapaść w sen zimowy… Obudzić się 2 lutego i stwierdzić wychodzę, czy nie wychodzę.. …

Przeczekać ten buro-ponury okres w takim małym zawieszeniu. Tak  byłoby najlepiej…. Dla mnie… bo nie dla świata zewnętrznego. On wymaga ode mnie aktywności niezależnie od pory roku. Myślenia i działania.

Zima może jest piękna, ale jak sama nazwa wskazuje jest zimna…..Taki jej chłodny urok. Wieje chłodem i mrozi zimnem…. Jej zaletą jest urok bieli…. I dla niektórych sporty zimowe. Tak …łyżwy też pokochałam ponownie za Twoją sprawą. Lodowe randki na łyżwach….Małe Love story/…. Jedyny ratunek – przeczekać do wiosny… Dni będą dłuższe….   Na razie …. zimno wszędzie. Na zewnątrz i wewnątrz. Zimne kaloryfery ……

I dopada mnie zimno wewnętrzne… Tego nie lubię najbardziej …  Małe zlodowacenie, … oziębienie. Może taka terapia krioterapią pomaga zachować dobry wygląd? To jakiś plus.  Nie byłam zwolenniczką zimnego chowu….  I surowego wychowania. Dorastając czułam ciepło rodzinnego ogniska… Górnolotnie mówiąc. Po prostu w domu rodzinnym było czuć to ciepło wewnętrzne i zewnętrzne.

A teraz odczuwam zimno. Dopada mnie chłód. Taki między ludźmi też. Mamy maleńką grupę wzajemnego wsparcia, która ociepla ten zimny czas. Spotykamy się na grzane wino. To mały pretekst, bo chodzi o ciepły kontakt… Ocieplenie stosunków…

W pracowni, w której uwielbiam przebywać porankami i wieczorami jest lodowato zimno… Poddaję się… i uciekam…. Z kanapy …. do łóżka.

Bo w  sypialni jest cieplej… najcieplej……mimo braku ciepłego czynnika ludzkiego. Męskiego ciała, do którego można się przytulić. Obejmującego ramionami, który ogrzeje. I powie:

  • Kocham Cię, kochasz mnie… przytul się …., bo znów marzniesz….. masz zimne stopy….I dłonie…..

Zimno na zewnątrz skutkuje u mnie wewnętrznym zimnem, zmrożeniem. Jak Kania dżdżu, tak ja czekam na słońce i ciepło…. Rozumiem już sens  baśni o Królowej Lodu, Gerdzie, która chciała stopić lodowe serce Kaja… Ja podobnie się czuję. Jak Kai… I czekam….

Ale to zimno wewnętrzne, które mnie dopada to nie skutek panującej temperatury na zewnątrz.. Ochłodzenie. Wychłodzenie.

I tego nie lubię nie zależnie od pory roku.