OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA MARZYŁA, MIAŁA MARZENIA

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA MARZYŁA, MIAŁA MARZENIA

  • Masz marzenia?
  • Zdarza mi się pomarzyć….. tak myślę…a Ty?
  • Ja mam marzenia, odkąd pamiętam miałam marzenia….
  • Rozmarzyłaś się…. jesteś w swoim świecie….
  • Chyba tak… 
  • Ta nasza dziewczyna żyła marzeniami?
  • Miała marzenia….. niepoprawna optymistka…… A ty ich nie masz?
  • ….. nie wiem…. może jakieś mam….

Nasza dziewczyna żyła marzeniami, jej świat utkany był z marzeń…. wyobrażeń… Widziała świat przez swoje okulary. Nie zawsze były one różowe. Niepoprawna marzycielka….. Chciałaby, żeby się spełniały, jak każde marzenia…. bo każdy ma jakieś życzenia. Pragnienia….Jej złota rybka miałaby problem ….duży dylemat ….. W jakiej kolejności spełnić życzenia, a raczej realizować marzenia. Czy ratować świat, czy w pierwszej kolejności naszą dziewczynę.  Więc nasza dziewczyna musiała sama zrozumieć teorię i zająć praktyką. W tym przypadku było to utrudnione…. Jej marzenia nie pokrywały się z rzeczywistością. Dodam rozmijały się, a raczej  rozjeżdżały. Jej świat wyobraźni był zupełnie inny niż ten na zewnątrz. Próbowała. Próbowała spojrzeć ma świat bardziej realnie. Nie udawało się. Zaskakiwali ją ludzie, zdarzenia. Nie spodziewała się tego. Miała cudowne dzieciństwo i wciąż czuła się jak w bajce, bańce. Nierealnej, nierzeczywistej. Patrzyła na świat i myśłała – jest cudownie. A w rzeczywistości  – nie było cudownie. Lepiej lub gorzej. Białe nadzieje lub czarna rozpacz. Nie zawsze kolorowo. Ale nasza niepoprawna marzycielka nadal marzyła. Bo marzenia pozwalały jej poznać inne ścieżki, drogi. 

Wiesz …. marzenia można opisywać słowami.. można o nich mówić …. można nimi żyć … lub po prostu je realizować . Albo czekać na ich spełnienie. Marzenia to ucieczka w piękniejszy, lepszy świat. Świat nierzeczywisty, bo on nie istnieje. Ale marzenia mogą się spełniać … nie zawsze z korzyścią dla Ciebie. 

Myślała sobie, że jak złapałaby złotą rybkę, która prosząc o wypuszczenie obiecuje spełnić Jej 3 życzenia, co by powiedziała. Rybak popełnił błąd, wybrał źle. A jakie byłyby Jej życzenia? Nie miała gotowej listy, marzenia zmieniały się jak w kalejdoskopie. A jakby miała wypowiedzieć, wybrać tylko jedno życzenie? Chciwy Midas chciał posiadać złoto, złudne bogactwo, więc wszystko czego dotknął zamieniało się w złocisty kruszec. Czy dało to mu szczęście? Nie, bo już stare powiedzenie mówi, że pieniądze szczęścia nie dają. Tylko kłopoty. Bo bogactwo należy mądrze użytkować i pożytkować. Wtedy może dawać poczucie szczęścia. Stan szczęśliwości nie zależy od stanu posiadania. Sceptycy powiedzą – pieniądze szczęścia nie dają, ale warto je mieć.  A nasza Dziewczyna żyjąca marzeniami nie myślała o wartości realnej. Miała swój świat i swoje marzenia. I tylko nieraz zderzała się z nieprzyjemną rzeczywistością, zaskakującą. A ona nadal żyła

marzeniami, w świecie wykreowanym przez własną wyobraźnię. Może była trochę bardziej szczęśliwa?

Motto  – marzenia są piękne, pobudzają do działania, jeśli się je realizuje. 

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA ŻYŁA SZYBKO I CHODZIŁA ZA SZYBKO

  • Nasza Dziewczyna żyła szybko….. 
  • Intensywnie….
  • W drobnym ciele kumulowała się cała energia. Szybko chodziła.
  • Potrafię sobie to wyobrazić, pamiętam, jak jej bose stopy uderzały o klapki, niezapomniany dźwięk. Podążała przed nim…

To będzie szybko opowiedziana bajka. I nie będzie to opowieść o Speed Girl, takiej z turbodoładowaniem, jak ze współczesnych filmów animowanych, produkcji hollywoodzkich, która dysponuje mocą. To nie ten typ. Ona jest realna, rzeczywiście istniejąca. A nie wykreowana, działająca w wirtualnym świecie. I nie jest bohaterem swoich czasów ratującym ludzkość. Chociaż na swój sposób…. jak się zastanowić? …. może częściowo pomaga, pociesza, niektórych ratuje podając pomocną dłoń, albo wyciągając za uszy. Podsumowując można ją nazwać niepozorną bohaterką, na miarę swoich sił. I możliwości. Ale nie chciałam opowiadać o bohaterce, tylko o Naszej Dziewczynie…. 

Żyła szybko i intensywnie Jakby obawiała się, że zabraknie jej czasu. Dzień, noc były za krótkie, chciała je rozmnożyć, pomnożyć. Czas to pieniądz? Gdyby tak go przeliczała, byłaby miliarderką. A dla niej czas liczył się tylko terminami, datami. Zadanie i działanie. Należy oddać na czas. Trzeba skończyć w terminie. Na wczoraj, na przedwczoraj. Czekają. Presja czasu i czynnik ludzi. Udawało się to połączyć w zgrany duet. Jej wypracowane metody i małe sztuczki sprawdzały się. Przynosiły efekty, namacalne, wizualne i czasami materialne. Z biegiem czasu miała wrażenie, iż czas pędzi coraz szybciej, starała się go dogonić. A może nawet prześcignąć. Trochę oszukać. Nie nosiła zegarka, celowo, żeby nerwowo na niego nie spoglądać. Czasami denerwowała się, że ludzie chodzą za wolno, mówią powoli, wolniej myślą niż ona, nie nadążają, podążają za nią. Bo ona już miała to poukładane w głowie, myśl goniła kolejną myśl. Żeby jej nie uciekły zapisywała, szkicowała – dla wielu osób były to bazgroły, kilka kresek, jakiś wężyk – dla Niej cenne notatki, nad którymi później, w wolnym czasie, którego i tak nie miała, pracowała. Zapiski.  Lubiła chodzić, szybko, w tempie, krok, krok, krok, prawa, lewa. Nie ważny był dystans, liczył się cel. Nie chcąc tracić czasu, idąc czytała, miała podzielną uwagę i patrzenie. Chodząc myślała, układała plan, obmyślała projekt. Chodzenie od okna do okna było dla niej doskonałą metodą skupienia się w celu kreatywnego myślenia. Mówiła – muszę ten projekt wychodzić. Dlatego źle się czuła w zamkniętych przestrzeniach, małych i niskich pomieszczeniach. Brakowało jej powietrza. Doskonale czuła się nad morzem. Pusta plaża i nieograniczony widok. Nie spacerowała tylko maszerowała. Wyznaczała sobie cel – do tego drzewa, do tamtego korzenia. Dalej i dalej. Mówiła sobie – Jesteś dzielna dasz radę, jak dojdziesz to zrobisz wszystko, uwierz w siebie. Przeszkody utrudniające szybkie działanie wyprowadzały ją z równowagi, szczególnie jak pracowała w dużym napięciu. Nauczyła się, iż przeszkody można pokonać, albo obejść. Umiejętnie. Lepiej nie tracić czasu na ich pokonanie, bo pozornie dłuższa droga szybciej prowadziła do celu. Nowoczesne metody komunikacji sprzyjały jej, ułatwiały działanie, logistykę. W tym szybko pędzący świecie, kalendarzu, wydarzeniach, przypomnieniach zapomniała o prostych przyjemnościach, dla których czas nie ma znaczenia. Bo sama przyjemność ma swoją większą wartość. Organizm ludzki jest ułomny. Przekonała się na swoim przykładzie. Odmówił dynamicznej współpracy. Utrudniał. Próbowała go pokonać, przekonać. Nie udało się. Wymógł na niej spowolnienie i zastanowienie. Czyżby świadomie biegła ku przepaści, bez powodu i racjonalnych przesłanek, jak lemury? Miała wreszcie czas na zastanowienie, po trzecim ostrzeżeniu nie czekała na czerwoną kartkę. I odstawienie od gry. Próbowała znaleźć balans – pomiędzy biegiem i spowolnieniem. Wyhamowaniem. Powtarzała sobie – slowly, slowly. Modne słowo, umiejętnie używane daje efekty. Nauczyła się znajdować równowagę pomiędzy aktywnością i relaksem, traktowała ten czas jako reset. Nadal szybko chodziła, za szybko, ale umiała wpaść w przytulną kanapę, otulić się kocykiem, nie myśleć. 

Morał – czasu nie można oszukać, obojętnie, czy go się liczy, czy mierzy. 

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CZEKAŁA

  • Przypomniałem sobie o naszej dziewczynie, co u niej słychać?
  • A właśnie chciałam Ci o niej powiedzieć….
  • Tak? Masz nowe wiadomości?
  • Nowe nie nowe, ale zacznę…..
  • Czekam…

Ona też czekała. 

  • Nie rozumiem…..
  • Posłuchaj i nie przerywaj.

Nasza dziewczyna czekała. Ten stan towarzyszył jej od dawna, a właściwie już nie pamiętała od kiedy… Wydawało się jej, że zawsze czekała. W wigilię czekała na pierwszą gwiazdkę, bo wtedy Mikołaj przynosił prezenty, czekała, kiedy ktoś odbierze ją z przedszkola, czekała na przystanku, na mamę wracającą z pracy. Umiała sama zająć się sobą i wypełnić czas. Miała swój świat i swoje zabawki. Ale nie była typem samotnika, lubiła towarzystwo innych ludzi. Jej własny świat był tak, jak ona maleńki. A jej się wydawał ogromnie bezkresny. Kraina marzeń, w której wszystko mogło się zdarzyć, wymyślone obrazy, historie, które rzadko przeżywała w realnym świecie. Tu czuła się wolną, wiedziała co powiedzieć, jak odpowiedzieć. Dorastała, ale marzenia nadal jej towarzyszyły, teraz znalazła sposób na ich utrwalenie – spisywała je. I mogła do nich wracać… w dowolnym momencie. Zapiskami wypełniały się kolejne notesiki, szare zeszyciki i wreszcie wersja elektroniczna. Wirtualna rzeczywistość. Wierzyła, że kiedyś jej marzenia się spełnią, należy tylko poczekać. Bo w odpowiednim momencie spotka tego kogoś, przeżyje to coś. I nadal mimo upływu czasu czekała. Nie czekała na księcia z bajki, to nie jej scenariusz. Wiedziała, że coś ją zaskoczy, nagle się pojawi. Cierpliwie czekała. Nie siedziała na kanapie, nie wypatrywała z okna. Jej realne życie pochłaniało, angażowało czas i energię. Realizowała plany, zadania, miała pomysły, nie nudziła się. A wewnątrz, gdzieś dalej spychane przycupnęło czekanie, nieustannie jej towarzyszące. Nieraz zdarzało się, że wysuwało się do przodu. Dawało o sobie znać. I nasza dziewczyna zaczynała tęsknić i myśleć. Pojawiały się wątpliwości, czy rzeczywiście warto czekać. Troszeczkę się niecierpliwiła, bo wiedziała, że jej czas ucieka. Czuła ścisk w środku i mały niepokój. Bo jeśli czekanie nie miało przyszłości? I nic na nią nie czekało za kolejnym zakrętem?

I wtedy jej oczy smutniały, przygasała. Czekanie było pozbawione tej odrobiny optymizmu, jawiło się jako czarna dziura, ściana, za którą nic nie ma. I czuła się beznadziejnie. Traciła swoją energię.

Ale marzenia pobudzały ją do życia. Prostowała sylwetkę, uśmiech i … nie poddawała się. Życie toczyło się dalej, rzucała się w jego wartki nurt. I… cierpliwie czekała.

Morał – Czekanie bez nadziei jest beznadziejne. Ale jeśli jest w czekaniu jakaś iskierka to należy o nią dbać i rozniecać. 

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE,  KTÓRA ŚNIŁA I MARZYŁA O KRÓLEWICZU, ALE LOS SPRAWIŁ JEJ MALEŃKI ŻARCIK

 

 

  • Wiesz …. dawno nie było bajki….
  • To Nasza Dziewczyna nie spotkała Królewicza?
  • no może spotkała… ale nie wyglądał jak Królewicz…. to jak z tą żabią powłoką….
  • nie rozumiem…
  • pod nieatrakcyjną powłoką, kryło się dobre serce i uczucia…..
  • a nie mogła Go pocałować? może zmieniłby się w Królewicza…
  • a myślisz, że to coś by zmieniło? Ważne jest to, jakim człowiekiem jesteś, a nie tylko jak wyglądasz… 
  • ale…../małe zawahanie/ …. nieraz wygląd się liczy….
  • masz rację – ważne jest pierwsze wrażenie…
  • zaczniesz?

Może tak …..  

Była sobie dziewczyna, która żyła marzeniami. Najlepiej czuła się w świecie stworzonym w swojej wyobraźni. Tam wszystko toczyło się tak, jak sobie wymyśliła.

W tym świecie poznała Królewicza, który ją pokochał.  Królewicz kogoś jej przypominał, więc łatwiej było pisać, snuć kolejne scenariusze ich spotkań, opisywać trudną historię ich miłości.

Dziewczyna uwielbiała tą opowieść pisaną przez siebie, dokładała kolejne strony, dni, razem spędzone. Ich związek nie był łatwy, pełen nagłych zwrotów i zawirowań. Tak realnie weszła w tą nierealność, że stała się jej bardzo bliska i rzeczywista. Wiele umiała sobie wyobrazić, zamykała oczy i widziała przesuwające się obrazy kolejnych zdarzeń. Tak, ten świat był na wyciągnięcie ręki, scenariusze dopracowane, role rozdane, jej pozostała reżyseria. I tu się nie udawało. Próbowała reżyserować poszczególne sceny, ale współpraca z aktorami, uściślając z jednym aktorem nie przebiegała idealnie. Kontakt pozornie nawiązany rwał się, nie było w tym logiki. Niby powiedziane, ale niedopowiedziane. Tak, jej wymarzony Królewicz nie pojawiał się w jej życiu. 

A Ona, jak ta Śpiąca Królewna drzemiąc czekała, aż ją znajdzie, pocałuje i obudzi. Przymykała powieki i prawie czuła jego usta na swoich wargach….. Nic takiego się nie wydarzało…. 

Spędzała samotnie dni i samotne noce. Czekała mając nieustanną nadzieję, że to ją spotka, że jej wymyślone scenariusze zostaną wreszcie zrealizowane. Wiedziała, że zamyka się na realny świat, że w ten sposób nikogo nie pozna…. bo żyje w swojej wyobraźni. A tam trudno spotkać realną osobę, poczuć pod palcami męskie ciało. Mimo tej pozornej szczęśliwości tęskniła. Za kimś istniejącym realnie, kto przytuli i pocałuje, obetrze łezki w oczach. I powie – to nie jest ważne. 

I tylko trochę się pomyliła. Siła wyższa, sprawcza miała inny pomysł na realizację jej scenariuszy. Podesłała jej Królewicza, ale jego powłoka zewnętrzna różniła się od tej wymarzonej. Wyglądał jak Królewicz zamknięty w żabiej skórze. 

I tu następuje zwrot akcji. Lubiła żaby, ale do tej musiała się przekonać, wyraźnie zdradzał męską płeć. Gładziła  po główce i patrzyła w oczy. Całowała mając nadzieję, że zmieni się w Królewicza. Nic takiego się nie wydarzało….. Nie wszystkie bajki sprawdzają się w rzeczywistym świece. Żabulec lubił ją zaskakiwać, udawało mu się realizować jej marzenia i wyobrażenia, w różnych sferach doznań. I to było dla niej zaskakujące. Wciągające. Nowa przygoda. 

Morał – Atrakcyjna powłoka zewnętrzna ułatwia, przyciąga. Ale ważne jest to, co jest pod nią. To jak ze Shrekiem. Odkrywasz kolejne warstwy. 

MESSAGE, SOBOTNIO – NIEDZIELNA

MDK, 

Mój Drogi Kumplu…………..

może ten list dotrze do Ciebie……. 

Pamiętam Twój uśmiech, kiedy coś opowiadałam…… a dalej ślady Twojego istnienia zacierają się

Sobota. Czy już niedziela? Ja jeszcze uważam, że sobota, mimo, że to początek niedzieli. Ten czas między wieczorem jednego dnia, a porankiem drugiego dnia trudno mi określić. Dla mnie jeszcze nie skończyła się sobota, a na pewno nie zaczęła niedziela. Niedziela w najlepszym razie zacznie się, jak zadzwoni budzik. A teraz jest taki międzyczas, między jednym, a drugim dniem. Głową jestem jeszcze w sobocie, ale już próbuje wejść do mojego życia niedziela. 

Wracając do soboty…. Tradycyjnie pisałam o tej porze  bajki…. A nagle pojawia się list. List do Ciebie. Może zatęskniłam? Chociaż ten list jest z kategorii pomiędzy. Trochę  w nim prywatnych słów, a trochę bajki.

A wszystko zaczęło się od mailowej wiadomości przesłanej przez dziewczynę, o niespotykanym  naszej codzienności imieniu – Emanuela. Znalazła w tradycji azjatyckiej, chińskiej i japońskiej taką opowieść. Jest mi niezmiernie bliska. Czytałam ją kilkakrotnie. Przeczytaj….

CIENKA, nie CZERWONA NIĆ PRZEZNACZENIA 

Gdy pewnego wieczoru chłopiec wracał do domu spotkał starego człowieka (okazało się, że to bóg Yuè Xià Lǎo), którego oświetlała srebrna poświata księżyca. Gdy chłopiec mijał mężczyznę usłyszał jego głos. Starzec poprosił by podszedł i posłuchał tego, co ma do powiedzenia. Mężczyzna wyjaśnił chłopcu, że w przyszłości spotka kobietę, z którą się ożeni. Już teraz jednak jest z nią połączony czerwoną, cieniutką niteczką. Yuè Xià Lǎo wskazał chłopcu stojącą nieopodal dziewczynkę mówiąc, że to ona jest mu przeznaczona. Chłopiec był jednak w wieku, kiedy dziewczynki się zaczepia i traktuje jak istoty z innego świata. Zamiast ją poznać postanowił rzucić w nią kamieniem. To też uczynił i uciekł. 

Po wielu latach przyszedł czas ożenku. Rodzice wybrali młodemu mężczyźnie żonę, którą on mógł dopiero zobaczyć podczas nocy poślubnej. Gdy już byli sami w sypialni mężczyzna odsłonił twarz kobiety, która cały czas była ukryta pod tradycyjnym welonem. Piękna! Mężczyznę zainteresowała jednak ozdoba, którą kobieta miała na głowie. Spytał, co to, a ona opowiedziała mu historię, że kiedy była małą dziewczynką jakiś chłopak rzucił w nią kamieniem i została jej po tym blizna tuż nad łukiem brwiowym. Nosi więc ozdobę by ją zakryć. 

Czerwona nić przeznaczenia. Legenda pochodzi z Chin, ale przyjęła się również w Japonii. Wierzy się, że bogowie zawiązują czerwoną cieniutką nitkę wokół kostki, małego palca, której końce łączą ze sobą dwie przeznaczone sobie osoby. Spotkają się one kiedyś w określonych okolicznościach. Dwoje ludzi połączonych czerwoną nitką jest przeznaczonych do miłości niezależnie od czasu, miejsca, tego kim są, co robią. Czerwona nitka może się rozciągać i plątać, ale nigdy nie pęka. Prędzej czy później osoby sobie przeznaczone na siebie trafią chociaż nie zawsze się temu poddają, uciekają od siebie, nie chcą przyjąć zaplanowanego dla nich losu. 

Tyle opowieść, nie ja ją wymyśliłam. Ale tak sobie myślę………Doskonale opisuje moją nadzieję, że kiedyś odnajdzie się ta druga połówka, doskonale pasująca. Układająca się jak klocki Lego, puzzle, czy kostka Rubika. Tu nie ma pomyłki, każdy element pasuje do konkretnego elementu. Wiesz, co mam na myśli… Te osoby czują i myślą podobnie, nie potrzebują zbędnych słów, wystarcza spojrzenie, gest. I wtedy ta czerwona nić przeznaczenia przędzie się, wije. I nadal wierzę, że taka osoba jest mi przeznaczona, gdzieś jest, tylko nie możemy się odnaleźć…Ale spotkamy się…. Kiedyś, przypadkiem wpadniemy na siebie ……. i poczujemy to lekkie naprężenie czerwonej nitki. I to będzie znak. Chodzi tylko o to, żeby tego nie przegapić. Bo w legendzie, tak czy inaczej spotkasz przeznaczoną Ci osobę. A… w życiu realnym? Nie można przegapić, nie zauważyć takiego małego piknięcia, spięcia. Tych iskierek przebiegających po ciele i między tymi dwiema osobami. Jedno spojrzenie, przypadkowy dotyk dłoni i wiesz – TO JEST TA OSOBA. Czujesz trzepot motyli wewnątrz, dopada Cię stan euforii i unosisz się nad ziemią. Jesteś cała w obłokach. W piosence chyba było w skowronkach….

Zawiązuję czerwoną nitkę na swoim nadgarstku… początek…. nadziei….

Bajki kończyły się morałem…..

ta mogłaby się zakończyć szczęśliwym finałem… niestety jeszcze nie….

MORAŁ – wiara, nadzieja, miłość – warto wierzyć i mieć nadzieję…. Pytanie tylko, czy odnajdzie się miłość?

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA LAŁA ŁZY

  • Ta nasza Dziewczyna?
  • A znasz inną?
  • chyba nie…
  • I chcesz posłuchać? czy o łzach nie?

– opowiadaj…..

Była sobie Dziewczyna i dziewczyna

  • to były dwie dziewczyny i ta druga płakała? 

Jeszcze raz, może zrozumiesz – Była sobie Dziewczyna i dziewczyna. Ta pierwsza, ta nasza, jak pamiętasz była DZIELNA I SAMODZIELNA. Życzliwa ludziom i zwierzętom. Pomocna i użyteczna. Uśmiechnięta, radość unosiła ją nad ziemią…. wydawało się jej, że ma skrzydła….. Czasami latała, szczególnie w wyobraźni. Rozpierała ją energia i chęć działania. Nie potrafiła spokojnie usiedzieć, swędziły ją stópki. Chciała więcej i więcej. Zobaczyć, poznać, doświadczyć. Lubiła życie i miała na nie ogromny apetyt. Myślała – podbiję świat, pokażę co potrafię. Miała w sobie wiarę i odwagę, jak dzieci. Zaciskała dłonie, prostowała sylwetkę i szła do przodu realizując kolejne wyzwania i zadania. Ludzie lubili tą naszą Dziewczynę, niektórzy zazdrościli jej tego optymizmu i uśmiechu na co dzień. Poznała smak porażek, ale nie poddawała się. Chwila refleksji, zastanowienia i umiejętnie wchodziła do gry. Życie toczy się dalej. Patrzyła do przodu, a nie do tyłu. Liczyło się to, co będzie, a nie to, co było. Lubiła jasne sytuacje. Biel i czerń. Taka była ta nasza dziewczyna.  Miała nadzieję, że wszystko przed nią, nawet jak zmieniała kalendarz na następny, jak zmieniały się cyferki w datach, w jej roczniku… Nie płakała nad mijającym czasem, bo przecież tyle rzeczy jeszcze na nią czekało, miała apetyt na życie. To, co najlepsze było jeszcze przed nią, miała cichutką nadzieję spychaną gdzieś na dno, że za chwilę, za zakrętem pozna kogoś, coś. Ale nawet jak była sama umiała znaleźć w tym swoim singielstwie pozytywne strony –  żaden mężczyzna w średnim wieku nie będzie jej dyktował co ma robić. Miała tyle do zobaczenia, poznania, doznania. Żyła wśród ludzi i dla ludzi, miała znajomych i grupkę przyjaciół, którym sprawiała drobne przyjemności. Lubiła być sama ze sobą. Bo lubiła siebie, nawet ze swoimi wadami, które doskonale znała, więc nie były zaskoczeniem i rozczarowaniem. Wiedziała czego od siebie oczekuje i cały czas miała nadzieję, że życie ją zaskoczy.

I nie pomyliła się …. proza życia ją dopadła. Bolesne spotkanie i trudna lekcja. Świat, w którym żyła wyglądał inaczej niż ten na nowo doświadczany. Nasza dziewczyna posmutniała.

I nagle pojawiła się ta druga. Nic nie zapowiadało jej przybycia. Pojawiła się wraz z wiatrem. Przyniosła ze sobą chłód i deszcz. Miała smutne oczy wypełnione łzami. Do twarzy było jej w zimnych szarościach. Była chłodna i marzła. Nawet jak zakładała sweter, okrywała się kocykiem. Siadała na kanapie, wsuwała ręce pod pachy i siedziała. Patrzyła na szarą plamę przed sobą i tak się czuła, dotarła do ściany. Nie ma wyjścia. Może było jedno, ale w tym momencie nie umiałaby się zdecydować na to rozwiązanie. Nie miała tej odwagi i determinacji. Myśląc o przyszłości widziała tylko czarną dziurę. Stawała w oknie i płakała, łez nie było widać, ale ona łkała, szlochała, zaciskała dłonie na parapecie i wewnętrznie krzyczała. Dusiła to w sobie….. I ta czarna rozpacz pożerała ją od środka, jej energię, jasność myślenia, zjadała marzenia i nadzieje. Straciła apetyt na życie. Była. Wykonywała podstawowe czynności… chociaż najchętniej nie wstawałaby  z łóżka, kanapy. Kiedy było jej bardzo źle, chowała się jak dziecko pod kocykiem. I miała swoja maleńką przestrzeń. Trole i demony tam nie miały wstępu, zostawali w kątach. I tylko czasami pomyślała normalnie – ile tej wody na łzy jeszcze mam? Podobno 60-70%, ale stale uzupełniała ubytki.

  • A spotkały się ?
  • Umiejętnie mijały się…na szczęście. Ta nasza Dziewczyna żyła na zewnątrz, a ta druga wewnątrz. 

Morał – żal to strata czasu, rozdrapywanie przeszłości w teraźniejszości, trochę jak płacz nad rozlanym mlekiem. 

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CHCIAŁA POZNAĆ CHŁOPAKA

  • O czym ta opowieść?
  • O marzeniach… i pragnieniach…
  • a możesz to jaśniej powiedzieć?
  • Jaśniej się nie da…. to jej marzenia, są w niej…..
  • ale będzie o naszej Dziewczynie?
  • tak…. 

Jak prosiłeś, żeby zaczynać? Była sobie Dziewczyna? Dziewczyna, którą polubiliśmy. Znana i nieznana. I wiesz, zaskoczyło ją coś takiego, a wydawało się, że już nic ją nie może zaskoczyć .Przypadkiem, przy okazji, tak po drodze okazało się, że świat zewnętrzny był odmienny od tego, Jej wewnętrznego. Dodam – całkowicie różny.

Ona potrafi grać, co innego mówi, a co innego myśli. Pamiętasz… dzielna i samodzielna. I udawała umiejętnie, że jej z tym dobrze. Polubiła swoją samotność. Tak mówiła. Tylko czasami stawała w oknie, a łzy same cisnęły się do oczu. Zamykała powieki, myślała naiwnie, ze tak je zatrzyma, a one i tak spływały po policzkach. Ocierała je wierzchem dłoni, ganiła siebie za chwile słabości. Kilka wdechów i wydechów … Wydawało się, że opanowała kryzys. Stawiała sobie kolejne wyzwanie. Nie korzystała z windy, wchodziła schodami. Chodziła pieszo i narzucała szybkie tempo kroków. Poganiała się…. Pływała… Uciekała, żeby nie myśleć. Tylko czasami, tak głęboko wewnątrz dopadało ją piknięcie. Spięcie. Lubiła i umiała być sama. Ale…. coraz częściej myślała o… Myślała, że chciałaby wreszcie Go spotkać, poznać.

  • Tego chłopaka…..?
  • Może tego…. ale…. w zasadzie…………….

Chłopaka, który zainteresowałby się Nią…. Tak sobie myślała, może nie jest superatrakcyjna, ale ma kilka zalet i dobrych stron…..  Małe ciało kryje wielkie serce, ma empatię dla świata, ludzi…. Uśmiecha się, nawet przez łzy….

Tylko nie umie zadbać o siebie. Postępuje jak typowy Rak …. krok do przodu i wycofuje się 2 kroki w tył.  Zimną porą, jej marzenia były uśpione, ale jak pojawiła się ta odrobina słońca, wiosny …. , zatęskniła. Wcześniej zamrożone myśli teraz nie dawały spokoju. Roztapiały się…..  I coraz częściej tęskniła, marzyła…. Ale na tym się kończyło. Bo ona nie umiała, nie potrafiła grać tych gierek damsko-męskich. Bo przecież była dzielna i samodzielna…. A w swojej uczuciowej sferze przegrywała. Nie potrafiła zawalczyć …. I nadal tylko marzyła…. Wymyślała scenariusze….. karmiła się suplementami miłości……  Zawsze była na diecie….Nie lubiła słodyczy….  Ale w tym przypadku dałaby sobie dyspensę… byłaby smakoszem i łakomczuchem…. miałaby wreszcie apetyt…. Apetyt na życie przyprawione miłością.

Morał – marzenia są piękne, ale niektóre warto byłoby przeżyć/ skonsumować w realnym świecie

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA MARZŁA

  • Czy to taka zimowa opowieść…?
  • Nie… dlaczego tak myślisz?
  • Taka pora roku…
  • Ale ona marzła wewnątrz i na zewnątrz…
  • To była Lodową Dziewczyną 
  • Tak można powiedzieć 

Była sobie Dziewczyna…. I tu mam mały dylemat… Chyba to ta znana nam dziewczyna…. Ale mam wrażenie, że jakoś nieznana. A może nie poznaliśmy Jej…. Wydawała się trochę inną osobą. Może to ta pora roku? A może ludzie i zdarzenia? Tak na Nią wpływały? Tak, nasza dziewczyna wolała tą cieplejszą porę roku…… Nawet tą bardziej gorącą. Uwielbiała Słońce. Wtedy odżywała, ładowała baterie energią słoneczną i działała. Miała nowe pomysły i projekty. Realizowała je z siłą wulkanu. Tornada.  W tym czasie Jej chciało się. A w tej zimnej porze popadała w depresję….. Nie cierpiała zimna. To na zewnątrz jeszcze jakoś znosiła. To w mieszkaniu też udawało się oswoić. To była kwestia warstw zakładanych na siebie. Można było się przystosować. W końcu ludzie żyją w niesprzyjających warunkach, temperaturach poniżej 40st. I nawet więcej. Dają radę. Zimno zewnętrzne jest do opanowania. Można je lubić lub nie tolerować. Ale podobno kriokomory doskonale wpływają na kondycję i wygląd….. Sportowcy często korzystają z takich zabiegów…. Tym sobie tłumaczyła zimno na zewnątrz. Angielki latają zimą z odkrytymi nogami i mają w mieszkaniach chłodno, długo zachowują młody wygląd…. Zimny chów, a raczej wychowanie też uodparnia. To zimno udało się naszej dziewczynie zrozumieć i zaadoptować się do niego. Chociaż z niecierpliwością czekała na tą cieplejszą porę. Gdyby mogła to zimną porą hibernowałaby, i ją przespała. I tak często się zdarzało. Okryta warstwami zasypiała, wyczekiwała momentu, kiedy będzie Jej trochę cieplej.

Ale dopadło Ją zimno wewnętrzne. Takie od środka. Trochę, jak w baśni o Królowej Śniegu….

Tego wewnętrznego zimna nie potrafiła okiełznać, opanować. Często to ludzie na zewnątrz dawali powody do Jej lodowacenia. Traciła swój słoneczny optymizm, wiarę i zaufanie. Wewnętrzne zimno jej dokuczało bardziej niż to na zewnątrz. Nie rozumiała chłodnych uczuć, kontaktów, zimnego wyrachowania. Może niektórym było tak lepiej. Kawałek lodu zamiast gorącego serca. I coraz częściej dopadało ją zimno wewnętrzne. Powinna się już uodpornić i też zakładać warstwy…. Tak, jak cebula…. przystosować się…. A ona nie potrafiła.

I cały czas miała nadzieję, że pojawi się ktoś, kto ogrzeje nie tylko zmarznięte dłonie i stopy, ale zziębnięte serce. Można jak Dziewczynka z Zapałkami próbować się ogrzać….

Wtedy przydaje się ktoś kto ogrzeje, rozgrzeje. Kaj miał szczęście, bo była Gerda. A nasza dziewczyna?

Może też będzie miała szczęście i spotka kogoś, kto da jej trochę ciepła. Przeczekają do tej cieplejszej pory. I wtedy dziewczyna rozwinie swoje talenty….. A może nawet tą zimną porą, mając kogoś ciepłego koło siebie, kruszącego lód wewnętrzny odżyje?

Morał – każde zimno można pokonać, albo  warstwami, albo z KIMŚ

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CHCIAŁA /NIE CHCIAŁA

 

  • Nie rozumiem…
  • Lubisz o NIEJ słuchać… stale prosisz mnie o opowieści
  • Ale… o czym będzie?
  • O kim …. O NIEJ …. nie jest jej łatwo…..
  • Dobrze opowiadaj …. może zrozumiem….
  • cicho dodaję – JEJ nie zrozumiesz….

Zacznę tradycyjnie…. Była sobie dziewczyna…  Znasz już tą dziewczynę. (na marginesie dodam dawniej zaczynałoby się inaczej – byłoby za górami, za lasami żyła sobie…..). Ale my lubimy tak  – była sobie Dziewczyna. Troszkę ją poznałeś, troszeczkę próbujesz zrozumieć….. Dobrze wiesz, że ona nie ułatwia. Ściemnia, nie mówi, nie każdego dopuszcza do siebie…. Bo nawet, żeby do niej wejść ….trzeba nacisnąć domofon… wtedy może otworzy drzwi.. Serce niekoniecznie… z nim ma problemy…. I nie tylko z sercem ma problemy. Ona ma problemy. Na zewnątrz super dziewczyna, a wewnątrz? Poplątanie.  Powinna już wiedzieć…. a nadal się miota….. Zawsze były proste wybory – prawo, lewo, i do przodu.Szybka decyzja…

Białe było białym, a czarne czarnym. Po prostu. Nie zastanawiała się, nie analizowała, nie roztrząsała swoich problemów. Nie miała na to czasu…… Sama je przetrawiała…

I zawsze sobie dawała radę. Szła do przodu, nie oglądała się na boki. Nie było czasu na zastanowienie i refleksję. Bo czas mijał …Chciała szybko nałapać się życia…. Zobaczyć więcej, przeczytać więcej, poznać więcej…Nauczyć się więcej… Zawsze JEJ się chciało.

Nawet, jak spadała temperatura za oknem i warunki pogodowe nie zachęcały …. do wyjścia z domu, a co tu mówić o aktywności…

Nawet, jak JEJ się nie chciało to wmawiała sobie, że jej się chce. I szła ….. Bo jej dzień był zapełniony co do minutki…. Rano wstawała z łóżka i wiedziała dokładnie co ma zrobić …. Może tego nie chciała, tak na marginesie myśląc, robić. Ale ona nie myślała roztrząsając problem tylko analizowała, rozwiązywała i działała…. Chciała …. Eksploatowała swoje ciało na siłowni i basenie…… A umysł kreatywnie myśląc. Robiła wszystko, co tylko wpadło jej w ręce.

Miała potrzebę działania.

I nagle musiała spowolnić ….. zastanowić się……Dorastała? Może tak….Zmieniała się… Doceniała inne wartości…miała inne priorytety. I chyba już jej się nie chciało… No może chciało, ale inaczej…….

zostawiała życie zewnętrzne i coraz częściej dbała o to wewnętrzne. Myślała o sobie? NIE … nadal myślała o innych i za innych. Kilka osób kradło jej energię…. A ona hojnie ją rozdawała, nawet jak sama niewiele jej miała. Nie chciała, ale jednak chciała. Jak nie chciała to stawiała sobie małe zadania – na dziś na jutro…. Jak chciała to planowała ambitniej….

Morał – PROSTE PYTANIE – CHCESZ, CZY NIE CHCESZ? 

tylko …. tylko nieraz tak bardzo się chce lub nie chce……

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CHCIAŁA ZASNĄĆ

  • Opowiesz….
  • Chcesz o NiEJ słuchać…?
  • Tak …. jestem ciekaw, co u niej ….
  • Dobrze… chociaż to nie jej pora…

Zacznę tak, jak lubisz…..

Była Dziewczyna…. ta, którą znasz i polubiłeś…. Ta znana nam dziewczyna. Ale o tej porze niewiele u niej słychać. Czy o niej słychać. Wiesz ona działa na baterie słoneczne. Tak, jak lampy solarne. Bez światła i słońca życie w niej zamiera. Niby jest, a jakby jej nie było….. Jest obok nas, ale trochę nieobecna, wycofana… Marznie….. Na zewnątrz i od wewnątrz…. Czuje lodowate zimno…   Czuje się jak, taki mały sopelek lodu. Tak o sobie myśli… Zimne dłonie i stopy. A ona nie lubi zimna…. bo sama emanuje ciepłą energią… I dużo jej rozdaje innym…. Tylko coraz częściej brakuje jej … no właśnie paliwa? nie wiem jak to nazwać, na energetyce i spalaniu słabo się znam…. dawniej wrzucało się drewna do tzw. kozy, żeliwnej kozy i było cieplej, teraz są nowoczesne metody ogrzania pomieszczenia, ale czy na pewno osoby? Mogłaby  mieć nowy grzejnik lub ecokominek, ale czy będzie jej ciepło, cieplej? Nadal wiem tylko, że jest jej zimno….  Nie lubi tej pory … i coraz bardziej rozumie misie i świstaki idące spać, przesypiające tą  nie ciekawą  dla siebie porę. Krótkie dni, ciemno i ponuro. One mają futro i warstewkę tłuszczu…. żeby nie marznąć . A ona nawet takiej warstewki nie miała. Nie wspominając o futrze…  I dlatego nasza dziewczyna chciałaby zasnąć,  przespać ten nieciekawy  zimy czas….. Nie lubi zimna na zewnątrz i  od wewnątrz. W tym czasie musi otulać się warstwami… zakładać kolejne….. jak cebula…. Może jednak cykoria. Tak wolała o sobie myśleć, bo cebuli nie lubi. I nakłada te kolejne warstwy….. Może na zewnątrz ją ocieplały, ale budowały drugie dno.

– Znów ściemniasz…..

– NIE….  próbuję  JĄ zrozumieć…..

Warstwy na zewnątrz zakładała na siebie – sweter, płaszcz, szal, rękawiczki… było jej trochę cieplej… tak jej się wydawało…. może trochę mniej odczuwała zimno. Ruszała się szybciej. Ten chłód z powietrza, wynikający z klimatu był mniej uciążliwy ……………Najgorszy był ten wiejący północny wiatr, przeszywający zimnem. Marzły dłonie i stopy, Otula się, zakładała kolejne warstwy…… Ale JEJ nadal było zimno. Od środka…. i to było trudniejsze …. jak się rozgrzać wewnątrz?

Też otulała się warstwami. Takimi termicznymi… żeby nie czuć, nie odczuwać, nie reagować. Nie odczuwać i nie przeżywać… kolejna warstwa stawała się izolacją termiczną… chroniła przed światem zewnętrznym. Teraz modnym słowem jest asertywność…. dla Niej to były właśnie warstwy… bo wewnątrz też było zimno…. Dlatego chciała zasnąć, przespać ten czas …. Ten niekorzystny dla niej czas… bez słońca i ciepła……. I nie mogła…. zasnąć…. Hibernować…. usunąć się z życia zewnętrznego i poczekać do lepszego czasu… do pory słońca i ciepła….   I mimo prób i sztuczek nadal było JEJ  zimno na zewnątrz i wewnątrz. Wymyślała kolejne warstwy… myślała – to tylko kwestia przystosowania do warunków. Ale często nie udawało się – nowa warstwa nie ogrzewała, nie chroniła przed zimnem…. I marzyła o tym, żeby zasnąć na dłużej, a nie na chwilę…. jak zmarzła, przycupnęła na swojej kanapie i okryła się kołderką. A budził ją chłód … ten od wewnątrz. Najchętniej przytuliłaby się do męskiego boku…  Ciepłego boku.. Oni jakoś inaczej marzną. Oni zawsze emanują ciepłą energią…. ON otuliłby ramionami i kocykiem. Rozgrzałby, ogrzałby stopy i dłonie. I mogłaby spokojnie zasnęła przy nim…. Bo on odgoniłyby nawet te lodowate demony dopadające ją od wewnątrz.

Morał – nie wszystkie warstwy grzeją i ogrzeją. Potrzebny jest nieraz czynnik ludzki/męski.