OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE MAJĄCEJ NADZIEJĘ… NA NOWY ROK

  • teraz szybko zapada wieczór….
  • wiem… zapalę światełka….. będzie jaśniej…
  • możesz jeszcze zaparzyć herbatę i usiąść ze mną na kanapie?
  • ………chcesz wysłuchać kolejnej opowieści…..
  • czekam na nią………

Nie będzie o dziewczynce, tylko o dziewczynie. Bo dziewczynka stała się dziewczyną. Dorosła. Nie wiadomo kiedy i jak… Po prostu musiała przejść szybki kurs dorastania. zaliczyła go w eksternistycznym trybie. Zawsze była wzorową uczennicą. Prymuską. Ten nowy kurs stanowił wyzwanie. Ale dzielna i samodzielna dziewczyna, a kiedyś dziewczynka dała radę. Na białych karteczkach notowała zadania do wykonania i szybko je realizowała, tak szybko, jak chodziła  Żyła intensywnie mocno. Może nieraz miała dosyć tego tempa i natężenia….. więc siadała na kanapie i s p.o.w.a.l.n.i.a.ł a.

Polubiła ruch SLOW…. i mówiła – slowly, celebruj życie, bo ucieknie ci przez palce.. Nawet, jak nie wprowadzała tego hasła realnie w swoje życie. Bo ona nie umiała tak do końca spowolnić. Za szybko dotykała klawiatury ulubionego MAC’a, z nadgryzionym jabłuszkiem w tle…. Upuszczała przypadkowo iPhone’a, rozbijała ekran iPad’a. Wchodziła na przejście dla pieszych na czerwonym świetle, bo już widziała zielone. Schodziła i wchodziła schodami, bo winda za wolno jechała. Pięty ją swędziły. Mówiła, że ją „nosi”, załącza się „szwendaczka”. Efekt chomika w kołowrotku. Kręciła się i wierciła..

Bo miała nadzieję…. że każdego dnia coś się wydarzy. I co roku miała nadzieję, że kolejny rok przyniesie coś lepszego i ciekawszego. Nowe podróże, zobaczy nowe miejsca, pozna nowych ludzi, doświadczy nowych smaków. Zrealizuje kilka swoich planów, marzeń. Nie spisywała listy zadań, czy postanowień na Nowy Rok. Miała ją w głowie. Doświadczając różnych zdarzeń i wydarzeń wiedziała, że mądrość babci sprawdza się w realnym życiu – jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga opowiedz mu o swoich planach. Przekonała się, że trudno jest w jej życiu coś precyzyjnie zaplanować. A jest ambitną perfekcjonistką, ale improwizującą. Często reaguje emocjonalnie, a nie racjonalnie.

Pod koniec roku zaklinała czas, żeby wreszcie ten rok się skończył….  I mimo zmieniających się cyferek w dacie roku, czy wieku, nadal ma nadzieję. Nadzieję na lepszy, czy szczęśliwszy scenariusz Bo ten ostatnio odgrywany, nie był przez nią pisany…. Ktoś inny pozamieniał postaci i napisał inne role. Może wypadła z gry?

Ale postanowiła być reżyserem swojego życia i sama pisać jego scenariusz. Bo miała nadzieję, że w ten sposób może odmieni swoje życie. Zmieni niedole na dole. Pozostawia przeszłość i żyje w teraźniejszości…. trochę myśląc o przyszłości. Tej niedalekiej, raczej tej najbliższej.

Dziewczyna wspominając miniony rok, trudny rok, ciężki rok….. ma nadal wiarę i nadzieję, że NOWY ROK będzie atrakcyjniejszy. A może tylko spokojniejszy?

Morał – może nie zawsze warto tak pędzić, może warto się zatrzymać? Mieć czas na refleksję? I nadzieję…..

KORALIKI

MDK

Czytasz, nie czytasz…. Może jednak przeczytasz …

Nowy świat i nowe technologie. Nie lubisz wirtualnej rzeczywistości…. Ja też …

Ale nie wyślę gołębia z wiadomością, nie wyślę listu, bo nie znam adresu. A w wirtualnej rzeczywistości może się znajdziemy/odnajdziemy.

Pisałam do Ciebie o drobiazgach, okruchach…. okruszkach.

A teraz myślę o paciorkach. Dostałam w prezencie całą ich paczuszkę………Tych realnych, namacalnych.

A moje koraliki są zupełnie inne. Podobnie, jak patyki Jonathana Carroll’a. On zbierał patyki, zapisując na nich ważne wydarzenia, znaczące zdarzenia. Potem weryfikował ich jakość i na koniec życia można było dokonać zaślubin tych najważniejszych patyków

Ja mogłabym kolekcjonować koraliki, paciorki. Moje koraliki mają ludzką postać, są dedykowane konkretnym osobom. Opisane literkami A, P, T. M… Twój koralik jest szczególny … nawet nie musi mieć wygrawerowanej literki… i tak go rozpoznam pośród kilku innych. Koraliki – mniej lub bardziej oszlifowane. Nieraz szorstkie, chropowate, jak nasza znajomość, relacje. Ale to tylko zwiększa ich wartość ….dla mnie….. Każda rysa, pęknięcie to historia naszej znajomości …. przyjaźni, czy miłości.

Moja kolekcja koralików nie stanowi imponującego zbioru, tak wyszło….. Ale jest to bardzo cenny i wartościowy zbiór. Szczególnie doceniam go w tym dziwnym okresie. Liczy się nie ilość moich koralików, ale ich blask i wartość. Próbowałam nanizać – stare słowo – te moje koraliki na nitkę. Odrzuciłam te matowe, bezbarwne, pozbawione energii. Może kiedyś zachwycały…. Ale teraz okazały się tandetnym plastikiem. O swoje kryształowe koraliki dbam…. daję im swoje ciepło, oczyszczam z kurzu. Dopieszczam. I może z tych koralików udałoby się zrobić małą bransoletkę – na całe szczęście mam szczupły nadgarstek, więc nie musi ich być tak dużo. Ale za to każdy koralik stanowi dla mnie wyjątkową wartość, jest wykonany z cennego materiału, kruszcu. Stanowi wartość samą w sobie i jest niezwykle ważny dla mnie. Każdemu przypisane jest konkretne imię. Różne osoby i różne koraliki. Ale dla mnie są niezwykle ważne. Osoby i koraliki. Poleruje te swoje koraliki i składam bransoletkę, lubię po niej przesuwać palcami. Kontakt z koralikami uspokaja. Jak z dedykowanymi im osobami .Wraca pewność i siła, uspokaja. Moje koraliki są tak różne …….. mają odmienne kształty, wielkości i kolory. Jeden jest większy, inne trochę mniejsze. Zdarza się, że jakiś kryształek trochę się ukruszy…. I już wiem wymaga pomocy i opieki – rozmowy i ciepła. Tak …. te moje koraliki codziennie mnie zadziwiają i zaskakują, swoim blaskiem i kolorem. Staram się o koraliki nanizane na moją bransoletkę.

PUSTY TALERZYK 
PUSTE MIEJSCE PRZY STOLE

Czas świąt… radosny czas…. Bo święta Bożego Narodzenia mają w sobie nadzieję i czarowną moc…Dla nas sprawdzian, jak dajemy sobie radę…. …

Trudne wyzwania – choinka, karpie….. chyba te najtrudniejsze. Nie wspominając o żarówkach i kranach, bo to prozaiczne problemy. Sprostamy wyzwaniom? Nie koniecznie. Bo nigdy tego nie robiliśmy. A przyspieszony kurs nie zawsze daje pozytywne wyniki. Ale próbujemy. Nowe rytuały i zwyczaje. Dorastamy do obowiązków, które  ktoś, kiedyś za nas wykonywał.

To nie tylko pusty talerzyk i puste miejsce przy stole, symbol….przybierający realne znaczenie. Teraz pusty talerzyk nie będzie czekać na zabłąkanego wędrowca zgodnie z tradycją. Pusty talerzyk będzie dla Ciebie, Tato. Może jednak wpadniesz do nas na wigilijną kolację. Podzielisz nas opłatkiem i \mogłabym dodać jeszcze złożymy sobie życzenia. Mam taką  cichą nadzieję, że będziesz z nami.

Chciałabym dla nas i dla wielu ludzi, żeby te Święta były spokojne …. tak po prostu

 

Mogłabym dodać jeszcze  Szarą  kolędę

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNCE / DZIEWCZYNIE CZEKAJĄCEJ NA GWIAZDKĘ

  • Zimno Ci… marzniesz… 
  • Taka pora…..  to nie mój czas…. Ja czekam na słońce…
  • Masz zimne stopy… ogrzeję…..
  • Może stopy są zimne, ale w sercu ciepło…..
  • Proszę zacznij opowieść …. a ja Cię przytulę, otulę…
  • Może tak na święta….

Zaczniemy, jak zwykle, bo już trochę ją znasz…. Była sobie dziewczynka żyjąca marzeniami, miała swój wymyślony świat, Od dzieciństwa wierzyła, że w wigilijny czas wraz z pierwszą gwiazdką pojawia się niespodziewanie św. Mikołaj i przynosi prezenty. A właściwie je zostawia, bo ONA nigdy Go nie widziała i nie spotkała. Pojawiał się niezapowiedzianie i szybko znikał, bo miał tyle adresów do odwiedzenia. Pozostawiał prezenty pod choinką, tylko otwarte okno było znakiem, że był. Taka mała /duża  magia. Magia tego zaczarowanego czasu, magia świąt. Bo wtedy dużo może się zdarzyć. Magiczny czas…. Mimo zimna na zewnątrz, ciepło wewnątrz. Ciepło w domach i w ludziach. Tak myślała. Dziewczynka dorastała, ale nadal miała w sobie wiarę, że Pierwsza Gwiazdka przyniesie ciekawą zapowiedź na Nowy Rok. Dobry Rok.

Zimno na zewnątrz, a ONA potrzebowała ciepła. Sama dawała i rozdawała swoją energię….. Uśmiech, ciepłe słowo, ciasteczka ręcznie robione na święta, w których czuć było nie tylko cynamon i wanilię…. Ciasteczka podarowane bliskim i znajomym, żeby poczuli…………. Poczuli, że są dla niej ważni.

Sama była dzieckiem słońca. Może dlatego w ten zimny czas marzła. Hartowała się, zimno na zewnątrz, niska temperatura w domu, ale jej uczucia i odruchy były ciepłe, a nawet gorące.

Próbowała zamienników, jak kaloryfery były chłodne ….. pragnęła ciepła tego od ludzi, zwykłego. Takiego na co dzień. To dawało jej w tym trudnym, zimnym czasie energię do działania. A lubiła działać – organizować, planować i realizować. Działała, jak lampy solarne – ładowane energią słoneczną, a potem pięknie świecące. Ciepło wewnętrzne dawało jej energię do działania i cała świeciła tym wewnętrznym światłem. Nie wyobrażała sobie, że jej serce stanie się zmrożonym kawałkiem lodu, jak u Kaja z baśni o Królowej Śniegu. Tej Pani nie polubiła. Mimo otaczającej ją bieli, była dla dziewczynki za zimna i wyniosła. Piękność z krainy lodu. Dziewczynka wolała swoją pierwszą miłość – Gotfryda, rycerza Gwiazdy Wigilijnej. I dorastała w wierze, że kiedyś ten rycerz przybędzie. W dorosłym życiu przekonała się, że może jednak nie. Ale zachowując dziecięcą wiarę nadal wierzyła, że kiedyś Go spotka. Bo został jej zapisany w gwiazdach i dla niej przeznaczony.

Lubiła być Gwiazdką, a w dorosłym życiu Gwiazdą – ale nie tą z pierwszych stron gazet. Tego unikała. Wolała pozostawać w swojej strefie cienia, a jej Gwiazda świeciła blaskiem nie na pokaz.

Dziewczynka/dziewczyna patrząc na rozgwieżdżone niebo szukała swojej gwiazdy. Jej dedykowanej. Gwiazdy, a może chociaż tej wersji mini – gwiazdki przeznaczonej dla Niej. Dającej nadzieję …..  Lubiła patrzeć na  rozgwieźdźone niebo, cichutko wypowiadała swoje życzenie, wierzyła, że kiedyś się spełni. Taką miała wiarę. Bo gwiazdy dają siłę i moc, pobudzają do marzeń. Per aspera ad astra. To zapamiętała. I to łacińskie motto opisuje jej życie. Trzeba się natrudzić, żeby coś zdobyć, osiągnąć. Bo nic łatwo nie przychodzi. Gwiazdki i gwiazdy błyszczą, a często spadają…. Upadają. Nie chciała być upadłą gwiazdą. Wolała status gwiazdeczki. Przynajmniej dla niektórych bliskich, znajomych osób.

Morał – Per aspera ad astra. Przez trudy do gwiazd. 

             A może byłaby jakaś łatwiejsza droga? Na skróty…

CO BĘDZIE JAK ZABRAKNIE PRĄDU?

MDK

zastanawiałeś się co będzie, jak nie będzie prądu? Prąd jest zazwyczaj dostępny, to nie czasy PRL-u kiedy stopień zasilania osiągał szczytowy poziom bardzo często i i wyłączali prąd. Chociaż dwa lata temu w trakcie upalnego lata 2016 ogłaszano alert zasilania i ograniczenia dotyczące poboru energii. Teraz żyjemy w innych czasach. Prąd określa nasze życie. Pisałam o braku wody…  że może jej brakować lub po prostu nie być. Ale ostatnio dopadła mnie awaria na osiedlu – brak prądu skutkował atakiem paniki w windzie – z Taszutkiem, utknęłyśmy między piętrami. Działał jeszcze  iPhone… był zasięg – telefon awaryjny i prośba o pomoc  -jestem zamknięta z psem w widzie i napad paniki – a Pan mi odpowiada, że mają zgłoszenia zawału w windzie … Mój problem to nie problem. Mój problem jest mało ważny. A dla mnie stanowi wszechświat. Myśląc dalej tym torem. Energia jest niezbędna. Niezbędna do życia. Prawie jak woda.

Ja działam na energię słoneczną. Jak jej brakuje jest mi zimno i hibernuję. Muszę, uruchomić rezerwowe akumulatory – szybciej się ruszać, co nie zawsze skutkuję poprawnym działaniem. To jak z prądem. Siedzę sobie na kanapie i myślę –  moje mieszkanie, takie jego życie na co dzień zależy od energii elektrycznej. Może potrafiłabym przeżyć w lesie, dżungli, na bezludnej wyspie. Posiadam pewne survivalowe umiejętności…. Harcerka potrafi….  Ale co zrobić, jak w domu zabraknie wody i prądu? Całe nasze codzienne życie zależy od energii elektrycznej. Myślałeś o tym w taki sposób? Nie .Ja też tak nie myślałam. Ale pewnego razu „siadła tzw. faza”. Zapadła ciemność. Mam świeczki i zapałki…. Dla przyjemności, ale okazało się, że sprawdzają się także się w kryzysowych sytuacjach (a z dzieciństwa pamiętam, że świeczki musiały być w domu). Herbaty dla rozgrzania nie napiję się, mam czajnik elektryczny…. kuchenkę też mam elektryczną, bo zrezygnowałam z gazowej, dla swojego bezpieczeństwa. Windą nie pojadę. Ciemno wewnątrz…. Na zewnątrz też ciemno…..

iPhone pokazuje niski poziom baterii – więc nigdzie nie zadzwonię, bo jak padnie, to, co zrobię? Panika … brak kontaktu ze światem….. Ciemno… co mam robić z tak ciemnym wieczorem? Przy świeczkach, bo to tylko tea lighty nawet książki nie przeczytam, nie zrobię notatek… Mojej ulubionej muzyki nie posłucham… Radio nie działa, odtwarzać CD też…… Spokojnie …. Może Mac da radę, to mój świat, tiu jest wszystko …  mały zgrzyt…. ma 50%  baterii… To niewiele. Próbuję opanować atak strachu…… siadam na kanapie łącząc paluszki. I widzę, że gdzieś tam jest energia, prąd, bo świecą się lampy w domach i na ulicach. Jest nadzieja. Może powinnam zadbać o zestaw do przetrwania – mały kocherek i zapas zapałek, świeczek, drewna. Zawsze mogę wyjść na zewnątrz i rozpalić ognisko. Napełnię wannę wodą dla zabezpieczenia.

I wiesz, że młodsze pokolenie, nie wyobraża sobie, że zabraknie prądu, bo nie będzie dostępu do internetu. Ich dopada atak paniki, jak nie działa WiFi lub nie można naładować ulubionego smartfona. Coraz częściej zabieramy ze sobą nie tylko słuchawki, ale przede wszystkim ładowarki. Ta epidemia też mnie dopadła. Całe szczęście, że iPhone i iPad działają na jednej. Ładowarce.

A realnie obserwując  otaczający nas świat to coraz częściej mogą zdarzać się braki prądu – autobusy i samochody na napęd elektryczny, większy pobór energii, a nasze elektrownie o technologii z ubiegłego wieku nie wytrzymają tego napięcia.

XXI wiek, nowoczesne technologie. I nagle zabraknie prądu. Na całe szczęście moje mieszkanie nie jest zarządzane przez inteligentne technologie. Drzwi otwieram i zamykam kluczem, sama czyszczę podłogi, a lodówka chociaż wieje od niej chłodem pustki nie robi sama zakupów.

I na koniec – Dobre Pytanie –  CO SIĘ Z nNAMI DZIEJE, JAK ENERGIA, KTÓRA NAMI ZARZĄDZA PRZESTAJE DZIAŁAĆ ?

MESSAGE KOLEJNY NUMER , A MOŻE LITERKA M

MDK

to takie proste,, a zapomniałam,. Zapomniałam o literce M

mam nadzieję, że zrozumiesz o czym piszę…………………

M jak Małgorzata, to JA

M jak MIŁOŚĆ, wierzę, że przyjdzie i MOJA MIŁOŚĆ,

M jak MDK, to TY

M jak mama, Mia MAMMA

M jak MARZENIA, ciągle je mam

M jak MUZYKA, której uczę się słuchać i coraz lepiej rozumiem/zapamiętuję,

M jak MODA, która mi towarzyszy, lubię /nie lubię, ale jest obecna w moim życiu, moja praca, moja pasja,

M jak Maryja, obecna wszędzie w Italii, a w moim życiu to raczej Matka Boska Czudakowska…… i M jak MAC, moja kolejna miłość….romans trwający już ponad 10 lat. Czy to jest miłość, czy tylko kochanie? To burzliwy związek, którego historię kiedyś może napiszę. Pierwszy, amerykański kumpel… kupiony w nocy, 23.00—23.30, Soho NY, lekko ciężki, ale dzielnie się sprawdzał, nawet nie znając języka polskiego…. Potem marzenie o NIM, o tym nowym – najmodniejszym, w wydaniu slim. Marzenia się spełniają, miałam go. Udane zakupy w NY, łatwość wyboru i płacenia.  A teraz stabilna wersja, dzięki pomocy Karola – nowy MAC – partner, nadal lekki, w odchudzonej wersji, doskonale sprawdza się w łóżku, ulubiony towarzysz podróży. Umiejętnie wspólpracuje z całą rodziną MAC’a, z tymi mniejszymi – iPhone’m i iPad’em, idealne trio z jabłuszkiem w tle tworzą udany związek. Porozumieli się. Zgrali. Uwielbiam te moje sprzęty. Ułatwiają życie. MY APPLE…………. a tak na marginesie jabłka też lubię jeść, stare, dobre malinówki, renety. Szare renety. Moje literki M coraz bardziej mnie otaczają, były i są, tylko nie wiedziałam w jakiej skali. Im więcej myślę (M jak myślenie) to tej M literki jest coraz więcej wokół mnie…..

M jak Marek, Marek N. i Marek M.

M jak moja miłość zwariowana – Taszutka, T? Skąd T? może Maszeńka?

M jak MÓJ PRZYJACIEL DOMU – PC i nie myślę tu o laptopie – na którego zawsze mogę liczyć – pogadamy, poplotkujemy popijając lamkę Spritz  aperolu,

M jak MOI PRZYJACIELE, których mam

M jak Michał… porozumienie dusz

M jak MAŁPA – Monkey – mój chiński znak

M z dodatkiem C tworzy markę, MC

M jak MOJE MIEJSCE, MOJE MIESZKANIE, które stworzyłam, tylko dlaczego biało-szare? a nie Multikolorowe, Po prostu Monochromatyczne ………….

M jak MORZE odkryte na nowo, polskie morze, zaskakujące i nieprzewidywalne,

M jak MOBILNOŚĆ – lubiłam i lubię się przemieszczać, zmieniać miejsca i wracać do bazy, dawniej powiedziałoby się do Macierzy.

M jak MIEJSCA I MIASTA – te najczęściej nie mają w nazwach literki M – miasta, które oswajam poznając, które są ze mną, ale tworząc Moja Mapę Miejsc – zaczęłabym od Łodzi, jej nie sposób pominąć, tu tkwią moje korzenie, Firenze – bella citta…. i wiele innych. – M jak Mia Amore  – Italia. A dalej Mediolan, Madera, Majorka, Minorka, Malta. Może Marrakesz. I marzenie Madagaskar….I okazuje się, że literka M opisuje moje życie. Cała ja. Moje życie kręci się wokół tej literki. M jak Małgośka, głupia Ty… Początek i rozwinięcie. Całe moje życie…

M jak M, po prostu M….

Chciałabym, kiedyś być dla kogoś tą ważną literką M. Marzenia, miłość, moje miejsce na ziemi. M – to takie proste…  Co ty na to MDK? Pytanie i prosta odpowiedź –  ty zostaniesz w swoim M, swoim miejscu…. i niekoniecznie będzie to MOJE MIEJSCE.

Mały smuteczek, bo M to też MIJANIE….  MDK… mijamy się.

PS mogę wysłać MMS

OPOWIEŚĆ O PRZYJAŹNI TAKIEJ PSIEJ I LUDZKIEJ

  • Możesz coś opowiedzieć ….. taki szary dzień…
  • Wiesz mam taką bajkę, nie bajkę…….. o przyjaźni psiej i ludzkiej 

Tak właśnie  w takiej kolejności. Bo połączyły ich psy. A dokładniej mówiąc suki. Nie suki suki tylko suki psie o wiernych, oddanych sercach.  I charakterkach. Właściwie to one się odnalazły, polubiły i zaprzyjaźniły. Ludzie byli tylko dodatkiem do ich życia. Gdyby nie one, to oni by się nie spotkali. Nie poznali. I nie czuliby nawet co tracą. A poczuli ostatnio. Bo coś zaczęło się między nimi dziać niepokojącego. Każdy to odczuwał, wyczuwał, ale nie było okazji do rozmowy. Udawali trochę, że wszystko jest OK. A nie było. Bo ludzie w odróżnieniu od psów potrafią ukrywać swoje uczucia. A psy nie. Lubią się lub nie lubią i od razu to pokazują. Nie umieją oszukiwać, owijać w papierki, bawełnę. Mogą się poróżnić, naszczekać na siebie i mają już wyjaśnione. A ich ludzie zaciemniali i ściemniali….. Nie mówili i trochę unikali rozmowy. Nie było okazji? Były… Tylko tłumaczyli sobie to odsuwanie, spychanie brakiem czasu, innymi problemami. Odkładali na później. Spotykali się, ….. ale zabrakło tej chemii. Pojawił się czarny cień, czy cierń.

Niewidoczny i niewyczuwalny, ale był obecny w ich życiu. Czuli jego obecność, ale jak to ludzie ….. grali, zakładali maski. I udawali, że nic się nie dzieje. A przecież tworzyli piękną, ludzką historię porozumienia. Przyjaźń, taka ludzka jest we współczesnych czasach chyba ewenementem. Oni żyją w różnych światach, mają odmienne gusta, smaki i domy, charaktery.  Nie zależą od układów komercyjnych, bo ich przyjaźń jest nie interesowna, Udało im się stworzyć klimat przyjacielskiego porozumienia. Suki ich połączyły. Nawet one dogadują się poza nimi. I ich język jest prostszy niż ten ludzki. One wiedzą, bo one się lubią, tęsknią za sobą, nawet jak naszczekają na siebie. Mała awanturka nie jest zła. Coś się dzieje. Lubiły wspólne imprezy. A ludzie to wszystko skomplikowali. I zapomnieli. Zapomnieli o tych drobnych przyjemnościach razem przeżywanych. O tym, jak się oswajali i poznawali. I jak było przyjemnie. I zapomnieli, że ich emocje wyczuwają ONE. Bo ONE są lepiej zorganizowane. A ONI …. mieli swoje problemy, pracę i całe to ludzkie życie. Ale życie to nie tylko problemy, to małe przyjemności. Trudno to pojąć…. Wiedzieli o sobie dużo, spotykali się codziennie lub prawie codziennie. Co prawda do tej pory mają  w telefonach wpisane kontakty z imieniem psa. Stworzyli grupę, której inni im zazdrościli. A oni … zachłysnęli się tym – bo to był dream team. Nie tylko bawili się, chodzili na spacery i imprezowali. Widując się codziennie rozmawiali. Naturalne. Bo suki miały swój świat, one pogadały ze sobą. A oni wiedzieli o sobie dużo, zaczęli tworzyć przyjacielską grupę. Uczyli się trochę od suk. Bo ONE szybko przyswoiły sobie prawa stada. Miały swoją liderkę. Ludzie wiedzieli, że suki lubią się spotykać. Potem zrozumieli, że to jest pretekst. Bo oni lubią spotykać się ze sobą, a ONE stanowią tylko pretekst. W trudnych chwilach, czy radościach byli ze sobą… Tak po prostu. Byli pomocni i użyteczni. I mieli świadomość, że mogą na siebie liczyć  Zaskakujące, jak tak różna grupa suk i ludzi „dogadała się”? I zaskakujące, że w grupie ludzkiej nie było liderki. Lidera. Telefon, sms i już…. zaczynali spacer…. Mieszkają blisko….. jest im łatwiej…. więc te drobne przyjemności naturalnie ewoluowały w duże i wielkie przyjemności. Nawet te największe. A potem nastąpiło małe załamanie. Nieporozumienie. I niedogadanie. Żal tej ich historii….

  • Czy odnajdą drogę do siebie ?
  • Tak …. bo potrzebują siebie.

MORAŁ – mówienie, nie mówienia stwarza problemy. Może należałoby się uczyć od suk? Ich język jest prosty. A ludzie to tylko komplikują.

DROBIAZGI

Łapię się na drobiazgach. Takich okruchach. Nawet tego nie zauważałam, bo zawsze były. Były obecne w moim życiu. Nawet ich nie rejestrowałam, nie pamiętałam o nich. Zawsze były i nie doceniałam ich znaczenia. Zupełnie inaczej postrzegam świat. Realnie, czy nierealnie? Niepoprawna optymistka…..Otaczają mnie przedmioty, którym ktoś inny nadawał życie, ja tylko je użytkowałam. Były, są przyzwyczaiłam się do nich. Okruchy miłości, okruchy uczucia. Ale ułatwiały i uprzyjemniały życie codzienne. Zapach zapastowanej podłogi, wytrzepana wycieraczka, posprzątany balkon, podlana oliwka, wyrzucone śmieci….

Mogłabym jeszcze wymienić całą listę, niekończącą się …….

Teraz sama muszę się tymi drobiazgami zająć, nauczyć się o nie dbać. Albo pamiętać o nich. Co chwila, kolejny przypomina o swoim istnieniu. Próbuję ułożyć swoje życie na nowo. Z tych drobiazgów. I tak sobie myślę. że często o nich zapominamy, podobnie, jak o gestach – uścisk ręki, uśmiech, Dzień dobry, buziak…. co słychać …… miłego wieczoru, miłego dnia.

Przytulenie i otulenie, pogłaskanie. Drobiazgi. Ale jakże ważne…. Dobra energia rozdana wraca do nas podwójnie. Gesty… zapomnieliśmy o nich wpatrzeni w ekran smartfona, z słuchawkami w uszach. To jak te 3 małpki zakrywająca oczy, uszy i usta – „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”- tylko to były mądre małpy wg japońskiej tradycji. A my to spłyciliśmy – lepiej nie widzieć, nie słyszeć nie mówić. A właściwie nie odzywać się. Zapomnieliśmy o sile dotyku, spojrzenia. Odbieramy coraz mniej takich drobnostek – sami też o nich zapominamy. Ale lubimy je, nawet nie przyznając się do tego. Można to porównać z apetytem na słodycze – ile radości daje nam zjedzony kawałek czekolady, krówka, czy poranna kawa z mleczną pianką. Moje życie składa się z drobnostek. Zbieram je, jak paciorki, patyki. Mój ulubiony autor Jonathan Carroll pisał o zaślubinach patyków – jeśli spotka Cię coś wyjątkowego to znajdź patyk i zapisz na nim to wydarzenie. Zbieraj patyki, dbaj o nie. Nie powinno być ich zbyt wiele. Co parę lat sortuj je, oddzielaj wydarzenia, które zachowują ważność, od tych, które ją tracą. A ja swój zbiór buduję z drobinek-ociupinek. Okruchy życia? Może tak można to nazwać. Dla mnie niezwykle ważne. Proste słowo, drobny gest nieraz więcej znaczą niż wielkie oczekiwania i wydarzenia, spektakularne gesty. I nawet często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Przytrzymanie windy, uchylenie drzwi, uśmiech i …. lepiej zaczyna się dzień. Proste przyjemności, codzienne rytuały. Polubiłam te swoje drobiazgi, okruszki. Tak, jak wróble karmione przez naszą rodzinę ziarenkami. Bo często o taki drobiazg rozbija się coś poważniejszego. Bo zapominamy o tym drobiazgu. A dla wielu osób nasz drobiazg nie jest drobiazgiem. Jest centrum wszechświata. Jest najważniejszy w ich życiu. My to pomijamy, nie zauważamy. A może warto nieraz zatrzymać się i pomyśleć. Podam rękę, pomogę wsiąść do tramwaju, przepuszczę kogoś w kolejce do kasy…. Lub po prostu uśmiechnę się. Wysłać SMS z emotikonem,…bo może ktoś czeka na niego, może lepiej zacznie się ten ponury dzień? A może komuś zrobi się cieplej, milej… Pamięć o gestach i drobiazgach, pamięć o człowieku….

MESSAGE 10 – STOLIKI

MDK – Czy stolik może zmienić twoje życie?

Właśnie o tym myślę, bo nowy stolik zagościł w moim domu. A właściwie dwa stoliki. Ten jeden jest ważniejszy. Ten drugi mu towarzyszy i pełni użyteczne funkcje. Stolik. Mebel? no właśnie nie…. to nie przedmiot, rzecz tylko podmiot  Stanął obok kanapy. Kanapy, która już się rozgościła i zagościła na dobre. Lubię swoją kanapę mimo jej wad, lubię wieczorem zasiąść na niej. Lub po prostu wtulić się w jej proste zagłębienia, geometryczne kształty łagodzone poduszkami. To moja strefa szarości i przyjemności. I jak opowiedzieć jej historię? od początku sprawiała problemy – piętrzyła trudności. Nie chciała wejść do pracowni, męska ręka w efekcie końcowym wprowadziła ją do „domu”. I została… Właściwie może już sama napisać swoją historię. Ile osób i ile zwierzeń. Tequila lubiła na niej zalec, Hepi też…. Ja lubię wtulić się, a Tasza rozkłada się na niej co wieczór………… I to jest taki nasz czas oczekiwania na przejście do sypialni. Paradoks – obie lubimy kanapę, uwielbiamy co rano co wieczór, ……..ale jednak wracamy do łóżka, nocnego życia. Wracając do kwestii stolika. Bo stół to poważniejsze wyzwanie. Obojętnie jaki ma kształt – okrągły, prostokątny, kwadratowy. To centrum spotkań, rozmów. Okrągły stół…  Przy stole, nawet tym kuchennym można wyjaśnić sobie wiele. Można się napić i można porozmawiać, ale musi być osoba, która skupi wokół stołu te pozostałe osoby – w  moim rodzinnym domu tą osobą jest mama…..  Zawsze tak było. A szczególnie podczas wigilijnych kolacji. Biały, wykrochmalony obrus, choinka w tle ….. czekające na gości.

I MDK widzisz jaka jestem niepoukładana …. miało być o stoliku jest o kanapie i stole. Nowy stolik wpasował się – chociaż mała reaktywacja, lifting były mu potrzebna,  A dzień później przybył drugi stolik… Ten jasny jest 3 cm za wysoki… a wiesz, że dla niektórych  ludzi 3 cm to ważne…..??? Robi różnicę. Ja nie wiedziałam…. a może nie myślałam o tym. 3 cm w moim przypadku… Może podniosłyby moje ego. Wracajmy do tematu.

Miało być o stoliku – stolik zmienił moją perspektywę postrzegania świata. Stolik to nie stół – taki rodzinny – ale może stolik to taka mniejsza wersja stołu,  Zbuduje nowe wartości, więzi.  I wiesz – on mi się podoba, ale muszę go oswoić i przyzwyczaić się. Niby drobny element, a dla mnie życiowa zmiana ………. Możliwe? Niemożliwe. Uczę się stawiać na nim Mac’a i kieliszek z winem. Mała rewolucja. Próbuję go oswoić… położyłam gazety na półce. Ma półkę….. taką w połowie drogi, w połowie nóżek. Mam nadzieję, że ten stolik to pretekst do spotkań….. będą mnie odwiedzać przyjaciele, nawet jak nie będę gotować….

Ten stolik jest za mały………. podczas kolacji sprawdza się stół…. Ale może, może stolik będzie potrzebny – spotkamy się prywatnie, we dwoje………postawimy na nim kubki z herbatą, kawą i zalegniemy na kanapie. Przy nim uczę się jeść śniadanie czytając ulubione lektury. I zbieg takich chwil – czytam o życiu artystycznych elit w 20.leciu międzywojennym – i wtedy stolik był najważniejszym miejscem ich spotkań. Znajdował się w kawiarni „Ziemiańskiej”, na półpiętrze, swoje miejsce mieli tam literaci z kręgu skamandrytów – lub ich goście….. Porządku pilnował Jan Lechoń. Nawet, jak tam nie siedzieli, to i tak stolik czekał na nich. Wspomnienia …. działo się tam wiele. Mój stolik też ma swoją historię. Tak wygląda, że dużo przeżył i czeka na nowo kreowaną opowieść.

Nawet nie wiedziałam, że tak szybko dopisze nowy rozdział do swojej historii – był trochę zaniedbany, odrapany. Nie wyglądał atrakcyjnie, ale widziałam w nim potencjał. Uwierzyłam. Mój Tata odkrył w nim piękno, nadał mu nowy wygląd. Lifting przywrócił mu życie. I dumnie stoi sobie przy kanapie, czeka na kolejnego gościa.

A stół? Ma w pamięci poprzednie kolacje i czeka na następne. Teraz wigilijne. Pojawi się na nim pusty talerzyk….

PS – Nie, nie dla niespodziewanego gościa, ale dla tego, który odszedł tak cicho ….. Tato – DZIĘKUJĘ. Stoliki będą wspomnieniem….. I dowodem miłości….. Odnowiłeś je perfekcyjnie. Z miłości dla mnie i z czułości dla drewna.

OPOWIEŚĆ KOLEJNA – O DZIEWCZYNIE, KTÓRA MIAŁA APETYT NA ŻYCIE

  • nie patrz tak na mnie….. wiem, czekasz….
  • a ON tylko się uśmiecha
  • czekasz na kolejną opowieść
  • tylko potakuje
  • to będzie o ….. Apetycie….
  • ale ona nie lubi jeść…………
  • tak, ale ma apetyt na życie, mimo, że nieraz odbija się jej czkawką.

Była, żyła sobie dziewczyna…  Fajna? Niefajna? Nie można było precyzyjnie tego określić… Bo nikt nie mógł jej poznać, dotrzeć do niej i zrozumieć. Co innego myślała, a co innego mówiła, Sama cały czas ściemniała, zaciemniała……..…… nie pokazywała, udawała ……  żyła w strefie cienia, w zaciszu sypialni i bezgłośnej klawiatury Mac’a, swojego doskonałego kochanka Dotyk jego klawiatury uzależnia, nawet jak dłonie są upaprane  kremem – w tej strefie ciemności, nocy żyła i tam było jej najlepiej…….. polubiła te godziny nocno/poranne  między 2 a 5. A najlepiej tą o 3.30 i jeszcze dedykowana tej porze muzyka Pokochała swój wymyślony świat – szarą strefę, był to jej ulubiony kolor. Kolor dający poczucie bezpieczeństwa i pewność ……. Później polubiła też czerń. Czerń nie jest szarością –  bo szarość to połączenie bieli i czerni. A jej świat ograniczył się do bieli i czerni, jak zatęskniła wracała do szarości ….. Mniej wymagającej…  W sypialni, w tej strefie, nocnego zaciemnienia tworzyła swój świat… szarości .. niedopowiedzeń, tekstów i słów …….. świat opisany w szarych notatnikach Mujii w pamięci Mac’a, o srebrzystej obudowie i rozjaśnionym ekranie. Lubili razem „lądować”  w łóżku……. Zakładała słuchawki i przenosiła się razem z nim w inny wymiar…. Idealny kochanek?  trochę tak… To był jej świat, ten zewnętrzny nie był tak atrakcyjny, jak ten opisywany, przez nią kreowany … A jednak … jednak nie mogła być obojętna na świat, który ją otaczał… Chciała/nie chciała… Był i otaczał ją… wymagał zainteresowania i uwagi. Przypominał o sobie mailami, SMSami, telefonami. Proza życia. A ona chciała łapczywie konsumować życie. Ale nie to codzienne, takie zwykłe….. Ona chciała doświadczać…. przeżywać…. nie chciała udawać, że żyje, chciała żyć…..chciała oddychać i smakować, pochłaniać łapczywie………….

Miała apetyt na życie, ale ….. proza życia – paradoksalnie ten apetyt nie pozwalał jej żyć… Pamiętała, jak dawniej chłonęła życie, doświadczała przyjemności … A teraz? zatrzymuje się w drzwiach, na kanapie. Doświadcza życia nie tak, jakby chciała……. tęskni do tego swojego wymarzonego świata, wie, gdzie chciałaby być, żyć… marzy o tym. Marzy też o …. Tak nadal marzy.  Widzi swój pesel i metrykę. I nie wierzy… Udaje, że to nie jej dane…. Bo ona ma w sobie naiwność dziecka, głupotki i zabawy, nadzieję nastolatki, że to będzie miłość jej życia. Ma ciągłą wiarę, że to, co najlepsze jeszcze ją spotka, dopadnie…. I tą wiarą żyje…  Teraz chciałaby już nie chłonąć łapczywie życia, chciałaby się nim delektować. Nie musi już jeść garściami, może smakować łyżeczkami… Wolniutko…. Ale czy ona to potrafi?

Chyba nie…………

Bo ona chce nadal ……………..

Morał – jak, tak bardzo chcesz to uważaj , bo możesz się przejeść………… I jak, tak bardzo chcesz to się nie uda……