- Zimno Ci… marzniesz…
- Taka pora….. to nie mój czas…. Ja czekam na słońce…
- Masz zimne stopy… ogrzeję…..
- Może stopy są zimne, ale w sercu ciepło…..
- Proszę zacznij opowieść …. a ja Cię przytulę, otulę…
- Może tak na święta….
Zaczniemy, jak zwykle, bo już trochę ją znasz…. Była sobie dziewczynka żyjąca marzeniami, miała swój wymyślony świat, Od dzieciństwa wierzyła, że w wigilijny czas wraz z pierwszą gwiazdką pojawia się niespodziewanie św. Mikołaj i przynosi prezenty. A właściwie je zostawia, bo ONA nigdy Go nie widziała i nie spotkała. Pojawiał się niezapowiedzianie i szybko znikał, bo miał tyle adresów do odwiedzenia. Pozostawiał prezenty pod choinką, tylko otwarte okno było znakiem, że był. Taka mała /duża magia. Magia tego zaczarowanego czasu, magia świąt. Bo wtedy dużo może się zdarzyć. Magiczny czas…. Mimo zimna na zewnątrz, ciepło wewnątrz. Ciepło w domach i w ludziach. Tak myślała. Dziewczynka dorastała, ale nadal miała w sobie wiarę, że Pierwsza Gwiazdka przyniesie ciekawą zapowiedź na Nowy Rok. Dobry Rok.
Zimno na zewnątrz, a ONA potrzebowała ciepła. Sama dawała i rozdawała swoją energię….. Uśmiech, ciepłe słowo, ciasteczka ręcznie robione na święta, w których czuć było nie tylko cynamon i wanilię…. Ciasteczka podarowane bliskim i znajomym, żeby poczuli…………. Poczuli, że są dla niej ważni.
Sama była dzieckiem słońca. Może dlatego w ten zimny czas marzła. Hartowała się, zimno na zewnątrz, niska temperatura w domu, ale jej uczucia i odruchy były ciepłe, a nawet gorące.
Próbowała zamienników, jak kaloryfery były chłodne ….. pragnęła ciepła tego od ludzi, zwykłego. Takiego na co dzień. To dawało jej w tym trudnym, zimnym czasie energię do działania. A lubiła działać – organizować, planować i realizować. Działała, jak lampy solarne – ładowane energią słoneczną, a potem pięknie świecące. Ciepło wewnętrzne dawało jej energię do działania i cała świeciła tym wewnętrznym światłem. Nie wyobrażała sobie, że jej serce stanie się zmrożonym kawałkiem lodu, jak u Kaja z baśni o Królowej Śniegu. Tej Pani nie polubiła. Mimo otaczającej ją bieli, była dla dziewczynki za zimna i wyniosła. Piękność z krainy lodu. Dziewczynka wolała swoją pierwszą miłość – Gotfryda, rycerza Gwiazdy Wigilijnej. I dorastała w wierze, że kiedyś ten rycerz przybędzie. W dorosłym życiu przekonała się, że może jednak nie. Ale zachowując dziecięcą wiarę nadal wierzyła, że kiedyś Go spotka. Bo został jej zapisany w gwiazdach i dla niej przeznaczony.
Lubiła być Gwiazdką, a w dorosłym życiu Gwiazdą – ale nie tą z pierwszych stron gazet. Tego unikała. Wolała pozostawać w swojej strefie cienia, a jej Gwiazda świeciła blaskiem nie na pokaz.
Dziewczynka/dziewczyna patrząc na rozgwieżdżone niebo szukała swojej gwiazdy. Jej dedykowanej. Gwiazdy, a może chociaż tej wersji mini – gwiazdki przeznaczonej dla Niej. Dającej nadzieję ….. Lubiła patrzeć na rozgwieźdźone niebo, cichutko wypowiadała swoje życzenie, wierzyła, że kiedyś się spełni. Taką miała wiarę. Bo gwiazdy dają siłę i moc, pobudzają do marzeń. Per aspera ad astra. To zapamiętała. I to łacińskie motto opisuje jej życie. Trzeba się natrudzić, żeby coś zdobyć, osiągnąć. Bo nic łatwo nie przychodzi. Gwiazdki i gwiazdy błyszczą, a często spadają…. Upadają. Nie chciała być upadłą gwiazdą. Wolała status gwiazdeczki. Przynajmniej dla niektórych bliskich, znajomych osób.
Morał – Per aspera ad astra. Przez trudy do gwiazd.
A może byłaby jakaś łatwiejsza droga? Na skróty…