MDK MESSAGE – z kategorii zapomniane

Dawno do Ciebie nie pisałam….. dlaczego? ale Ty też się nie odzywasz …..

 dopadają mnie

ZIMNE NOCE, CHŁODNE PORANKI I WEWNĘTRZNE ZIMNO

MDK ….. Teraz nie zacznę od słowa LUBIĘ. Bo raczej NIE LUBIĘ, niż lubię. Temat zimna, tej poty roku, której nie lubię. Nie chcę narzekać, ale nie… tej Pani mówię nie, mimo iż jej kolorem jest moja ulubiona biel. Nawet tej baśni jako dziecko nie lubiłam. Królowa Śniegu mroziła serca, lodowata władczyni. Bywa, że źle znoszę tą porę roku, no dobrze przyznam się, że co roku źle znoszę. Temperatury poniżej 15 st., ok nawet juz poniżej 5 st. są dla mnie uciążliwe. Opcją byłoby schowanie się pod pledzik i udawanie, że mnie nie ma. Ewentualnie rozważam jeszcze hibernację, do końca lutego co najmniej. Stan uśpienia. Doskonała perspektywa na najbliższe dni, tygodnie, miesiące. Do tej pory, mimo życzliwych rad przyjaciół, nie zainwestowałam w bio piecyk, czy po prostu tzw. farelkę, a kaloryfery są obojętnie chłodne, jak co sezon. Raczej zimne, na pewno nie zagrzeję na nich nawet dłoni. Najlepszą opcją byłaby emigracja, w cieplejsze strefy. klimatyczne. Taka sezonowa lub na stałe, Karaiby. Nowa Zelandia… to w moich wyobrażeniach strefa ciepła i słońca, i światła. Uśmiechniętych ludzi, miejsca, gdzie można chodzić w szortach, sukience i klapkach. Lub boso. Do listy marzeń dodam jeszcze Maltę i Madagaskar. Na Maderze wieje od zimnego Atlantyku. Miejsce wybrane, no prawie…. może teraz przetestowałabym tą półkulę południową? – tam mają jeszcze lato. A może ułożyć sobie taką mapę klimatyczną i podążać za latem, słońcem? Przecież na świecie zawsze gdzieś jest lato. Tak wynika z nauk, przecież nawet Ziemia podąża za Słońcem. 

Dopada mnie zimno, kolejny raz zapomniałam, że w końcu przychodzi ta pora, kiedy trzeba nosić cieplejsze rzeczy, skarpetki i ubierać się warstwowo. Jeść ciepłe zupy, pić gorącą herbatę. Podobno ludzie dzielą się na tych z Północy i na tych z Południa. Ja stanowczo osadzam się w tej drugiej kategorii. Zimno toleruję w małych dawkach. I chyba lepiej znoszę chłodne poranki. No może nie tak bardzo zimne, umiarkowanie chłodne, o których mówi się rześkie. Nie będę człowiekiem Północy, tam dzień trwa krótko i szybko ogarnia świat ciemność. Brak światła i słońca skutkuje ponuractwem i depresją. Łykają suplementy – vit. D, naświetlają się lampami, ale to tylko półśrodki zaradcze. W kategorii zimno nielubiane przeze mnie są zimne noce. Kiedy samotność nam doskwiera, nie mamy do kogo się przytulić, poczuć ciepłotę drugiej osoby, ciepły uścisk dłoni, otulenie ramionami, rozgrzewający masaż stóp.  

Kriokomory są podobno rewelacyjne….. Metoda leczenia poprzez naturalne reakcje obronne organizmu na niskie temperatury. Terapia szokowa, bo temperatura sięga nawet -120st., wydzielają się endorfiny, hormony szczęścia. Następuje przypływ energii, a skóra staje się jędrniejsza i młodsza. Pomaga w stanach zapalnych, reumatycznych, nerwicowych (to jestem w stanie zrozumieć – po prostu zamraża wszelkie nerwy). Nie wiem, chyba nie zaryzykuję i nie spróbuję, mimo informacji o super efektach, podziękuję. Sama myśl o panującej tam temperaturze wywołuje we mnie zimne drżenie. I chyba moje endorfiny szczęścia nie chciałyby się uaktywnić w takich warunkach, podobnie jak ja. Doskonale je rozumiem. Wolimy poczekać na sprzyjające okoliczności, kiedy temperatura wzrasta, a nie spada. Przetrwamy ten niekorzystny czas. Otulimy się bezpiecznym kokonem, jak jedwabniki. Cocooning to styl życia. Zmęczeni otoczeniem i ludźmi chowamy się do swojej prywatności, którą chronimy. No może nie wszyscy ją chronią. Portale społecznościowe dostarczają co minutę nowych informacji. 

Cocooning to izolowanie się od otoczenia i budowanie własnej przestrzeni, dającej poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Prosto mówiąc – cocooning to współczesne określenie świadomego domatorstwa. W dresiku i bamboszach, na kanapie z kubkiem gorącej herbatki w dłoniach. Stworzona w ten sposób przestrzeń, nawet jeśli jest niewielka, pozwala zbudować swój mały, prywatny świat. Nawet imprezujemy na domówkach i  organizujemy spacery stacjonarne. Chyba dołączę do tej grupy, kokoniarzy? czy domowiników? Mam nawet atrakcyjny termofor i awaryjnie śpiwór na wspinaczki wysokogórskie w atrakcyjnej formie mumii. Na razie wystarcza pledzik. Przygotowałam jeszcze kilka środków zaradczych: 

  • rozgrzewające rytmy,  
  • grzane wino z goździkami,
  • imbir, 
  • portugalskie porto w rubinowym kolorze,
  • wyświetlanie na ekranie telewizora symulacji kominka, są takie aplikacje do pobrania,
  • mała awanturka, dyskusja podnosząca ciśnienie, adrenalinę, 
  • koksownik na balkonie. 

Narzekam na zimno, a z innej strony zaskakujące jest dla mnie samej, że temperatura w sypialni należy raczej z tych niższych, Uzasadniam to komfortem spania i dbaniem o dobrą kondycję, cerę. Ale zimne noce nie sprzyjają kreatywnej pracy. Zimne stopy otulam wełnianymi skarpetami, zimne paluszki mogą się rozgrzać pracując na klawiaturze Mac’a. 

Zimno na zewnątrz można jakoś pokonać, zaradzić. Nie znalazłam sposobu na to wewnętrzne zimno, które często mnie dopada, lodowaty strach? Drżenie, którego nie sposób opanować. 

A co zrobić, kiedy są zimne myśli? Nie chodzi mi o chłodne, trzeźwe myślenie. Realne ocenienie sytuacji, zagadnienia jest pozytywne, stawia do pionu. Ale kiedy zamrożone jest myślenie? Trudna sprawa.