OPOWIEŚĆ O TEJ, KTÓRA BYŁA SZCZĘŚLIWĄ DZIEWCZYNKA A NIE ZAWSZE BYŁA SZCZĘŚLIWĄ DZIEWCZYNĄ……

 

  • Może na dobranoc, na dzień dobry taka sobie opowieść … lubisz słuchać?
  • Tak ….. lubię słuchać, jak opowiadasz
  • Tą historię przeczytam…….. Mam ją spisaną……
  • To czytaj ….. A ma szczęśliwe zakończenie?
  • Dobre pytanie …. W sumie chyba tak…. Na pewno tak……

Była sobie, żyła i wcale nie za górami i lasami, tylko w centrum świata. Tak cały czas myślała. Mała dziewczynka dorastała w kochającej rodzinie, nawet, jak ta miłość była trochę szorstka.  Starszy brat dawał popalić. Nie ułatwiał. Bronił, ale o resztę sama musiała zadbać. Jednak to dziewczynka z kategorii tych, które potrafią. I zawsze dają radę.  Nie ważne co się dzieje, wydarza ONA zawsze idzie do przodu. Mimo, że jej znakiem jest zodiakalny RAK.  Idzie do przodu, bo tak została wychowana. Te ważne życiowe wartości przekazali jej MAMA i TATA. Bo ją bardzo kochają i kochali….. Szczęśliwa dziewczynka …….. Chociaż brat jej dokuczał i wyjadał słodycze. Ale już o tym nie pamięta. Bo pamięć o przeszłości, która nie ułatwia życia w przyszłości.  Szczęśliwa dziewczynka szybko nauczyła się zaradności. Rodzice darzyli ją zaufaniem.  A ona wiedziała, że nie może ich zawieść. Może popełniała głupotki, ale oni jej to wybaczali..… Była prymuską. Czy teraz to nazewnictwo coś jeszcze znaczy? Harcerką roku….  Przewodniczącą klasy. Liderką. Obecnie tak można ją nazwać. Szczęśliwa dziewczynka miała szczęśliwe dzieciństwo. Były trudne chwile, czarne chwile, jak starszy brat narysował ulubionej lalce-bobasowi wąsy flamastrem. On umiał fundować jej ekstremalne przeżycia. Wolno budowali swoje relacje, ich historia to okres burz i naporów. Ale lubiła się nim pochwalić. Starszy brat.

Szczęśliwa dziewczynka zapamiętała okres dzieciństwa, jako szczęśliwy czas. Na balu świątecznym w przedszkolu była początkowo Gwiazdką /mama uszyła strój/, a potem Królową Śniegu w przepięknej koronie. I wtedy zakochała się po raz pierwszy i nie ostatni. Od początku była gwiazdą. A dla rodziców gwiazdeczką. Lubiła spektakularne wejścia – i do tej pory wierzy w przeznaczenie – urodziła się w domu, pod szczęśliwą gwiazdą. Pozwalano jej na wiele, uczono samodzielności i zaradności. A najważniejsze było zaufanie. Nie zawiedzie, bo nie może. Bo jest rozsądną i mądrą dziewczynką. Kilka razy pobłądziła, ale wiedziała, że może przyjść i powiedzieć. Nie umiała kłamać, jej oczy były lustrem prawdy, jak próbowała kłamać to zachodziły mgłą. Nie były czarne jak dwa węgielki. Oczy ją zdradzały. Rodzice ją rozpieszczali, mimo braku podstawowych produktów na rynku. Mama szyła spódniczkę z farbowanych kawałków prześcieradła. A Tata  pomagał wypalić broszki z modeliny.  Szczęśliwa dziewczynka dorastała, żyła, jak pączek w maśle. I tak wyglądała. Ale dorosłe życie było mniej fajne. Uczyło pokory i wytrwałości.  Musiała do niego dorosnąć. Szybko uczyła się zasad dorosłego życia. Poznawała reguły. Nie zawsze je rozumiała, ale przyjmowała. I często się z nimi nie zgadzała. Była inaczej wychowana. Miała silny kręgosłup moralny, dzięki naukom rodziców. Stworzyła własny kodeks postępowania z realnym światem.

Po pierwsze – uśmiech i empatia dla innych ludzi, po drugie – dobro rozdane wróci, po trzecie i po czwarte – ciesz się tym, co masz, a nie myśl o tym co, mogłabyś mieć. Ciesz się życiem. Masz je tylko jedno. I może po piąte – doceń relacje z najbliższą rodziną. Na nią zawsze możesz liczyć. Więc szczęśliwa dziewczynka mimo, iż w dorosłym życiu  nie zawsze była szczęśliwą dziewczyną to spoglądając wstecz, myśli o sobie – jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, jak jej ulubiony, bajkowy bohater – Rycerz Gwiazdy Wigilijnej, książę Godfryd.  I wierzyła w tą swoją szczęśliwą gwiazdę, Miała, gdzieś z tyłu głowy świadomość, że rodzina ją nie zawiedzie. To dawało siłę i moc. Bo moc była z nią. W dorosłym życiu szczęśliwa dziewczynka nie zawsze była szczęśliwą dziewczyną. Starała się…. Ale było trudniej. Małe i większe problemy. Wstawała rano i stawała do walki z problemami, swoimi i nie swoimi. Bo była dzielna. Dzielna i zaradna. I mimo, że coraz częściej brakuje jej sił, nadal się nie poddaje i wchodzi do gry. Życiowej gry.  Mama „zaraziła” ją miłością do książek, jak była małą dziewczynką, a  trochę większa dziewczyna też lubiła czytać. Wszędzie…. rano przy śniadaniu, w tramwaju, idąc…….. I lubi wracać do tej lektury, Kubusia Puchatka, znalezionej przypadkowo na śmietniku , bo ciągle ma w sobie tą małą dziewczynkę. Na pewnym etapie życia znalazła w tej książeczce coś takiego:

– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś ściskając misiową łapkę  – Co wtedy? 

– Nic wielkiego.-zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika. 

I szczęśliwa, nieraz nieszczęśliwa dziewczyna uwierzyła w to. Nadal ma nadzieję.

Morał – nawet w dorosłym życiu warto ocalić w sobie duszę dziecka.