ŻARÓWKA

Pozornie banalny przedmiot. Jest w naszym życiu obecna i potrzebna, szczególnie o tej ciemnej porze roku. Żarówka. oświeciła mnie….. a właściwie zgasła. Nie miała swojego zastępstwa. Była inna niż te tradycyjne, klasyczne. Minimalistycznie piękna, przezroczysta, doskonale uzupełniała lampę, stanowiła jej wnętrze i sedno. Razem wyglądały pięknie. Ale zgasła…. Nie świeciła już pełnym blaskiem. Dodam, że nawet żadnym światłem. Nie lubię, jak coś nie działa w moim uporządkowanym świecie i mieszkaniu. Tu wszystko powinno działać perfekcyjnie … jeśli ja tak nie działam…..

Awaria wymusiła wyjście, mimo niesprzyjającej aury za oknem… Średni personel techniczny w jednej z sieciówek okazał się, jak zawsze profesjonalnym przygotowaniem i zaangażowaniem. Wybrałam, zapłaciłam i wróciłam do mieszkania.

I zaczęło się myślenie. Taka żarówka, niby nic… nowoczesne oświetlenie typu LED nie stwarza takich problemów. Ale ja jestem tradycjonalistką, mam lampy z żarówkami……. niestandardowymi już o tym się przekonałam. W rodzimym domu zajmuje się takimi sprawami tata. A u mnie? No właśnie …kto? Muszę sama poradzić sobie z problemami życia codziennego, nieświeceniem.

Dzielna i samodzielna…. Mogłaby poprosić sąsiada o wkręcenie żarówki, może tego z 7 piętra…

Ale oczywiście ja sama dam sobie radę. Pokażę światu i sobie, że potrafię… PO CO? Czy nie łatwiej i przyjemniej byłoby oddać żarówkę  w męskie dłonie?

Banalny przedmiot …. Ułatwia i komplikuje, jak nie świeci. Ile jeszcze takich przedmiotów jest w moim życiu? Na pewno dwa na literę K – kran i kaloryfer. Ale to na inną opowieść. Dzisiaj bohaterką jest szklana bańka wymyślona przez Pana Edisona.

Ja wkręcając żarówkę mam zawsze wrażenie, że ją zgniotę. Dla mnie to wyjątkowo kruchy przedmiot, powinna obowiązywać specjalna instrukcja obsługi.

Łatwiej ugotować jajko w koszulce lub na miękko niż zmienić żarówkę.

MESSAGE 3

LIST NR ! – REALNE/NIEREALNE ŚLADY

MDK pomylimy się w numerkach? Nie sądzę … to łatwe. Zresztą MDK, oboje nie lubimy cyferek. Chyba, że są to realne liczby przyrastające na naszym koncie. Współcześnie to wygląda tak – masz pieniądze i chyba ich nie masz. Krążą w wirtualnej rzeczywistości. Nie czujesz szelestu banknotów, ciężaru monet. Realne/nierealne pieniądze. I tak łatwo można je wydać. I to jest niesamowite – podchodzisz do kubika, ściany, wkładasz kawałek plastiku, kartę, wpisujesz cyferki i dostajesz gotówkę. W sumie to Twoja gotówka, ale jak znalazła się w tym miejscu? Moja znajoma była w centrum handlowym z dzieckiem/nowe pokolenie/, dziecko jak dziecko zachciało coś mieć/posiadać, mama trzeźwo myśląca mówi „nie mam pieniędzy”, A dziecko wychowane w nowej rzeczywistości odpowiada „mamo, mamo, ale tu jest szafka z pieniążkami”. Miał na myśli bankomat. Taka mała dygresja. Wirtualne pieniądze – niby je masz, a ich nie czujesz. Łatwo wpaść w pułapkę kart kredytowych. Wydajesz, płacisz i nawet nie kontrolujesz ile. Bo masz kredyt. Gdybyś miał gotówkę w ręce nie wydałbyś więcej niż masz. A w tym wypadku żyjesz na kredyt. Kredyt karty i banku. Można się uzależnić. Tylko w jakimś momencie trzeba to spłacać. Jeśli nie chcemy kłopotów. Windykacja, komornik. Mało przyjemne … chociaż Andrzej Chyra doskonale zagrał rolę komornika. Ale wolę go oglądać w tej roli na ekranie niż mieć do czynienia z realnym komornikiem.

A tak chwilę się zastanawiając to cyferki nami rządzą. Wszędzie je wciskamy, podajemy. Kod wejścia do mieszkania 4 cyferki, przynajmniej u mnie, 4 cyferki i kluczyk, u mamy jest trudniej to już 7 znaków. PIN do karty bankomatowej – 4 cyferki, jak nie pamiętasz, to nie zapłacisz, nie wypłacisz gotówki… a dalej to już tylko trudniejsze hasła…. Cyferki i literki kompilacje często trudne do zapamiętania. Hasło do odzyskania, ale po udzieleniu odpowiedzi. Nowa wirtualna rzeczywistość

Niedawno Yahoo podało, że hakerzy wykradli dane miliarda klientów… nie miliona tylko miliarda. Zmienia to ilość zer w zapisie. A w rzeczywistości zmienia ilość realnych osób, moglibyśmy być w tej grupie, Ty i Ja. Na razie nas tam nie ma. Żyjemy w swojej wirtualnej rzeczywistości, chociaż się znamy. Poznaliśmy się na żywo. Spotkaliśmy się w realnie stworzonej rzeczywistości. Ale komunikujemy się SMSami.

Jestem inteligentną osobą, ale ten nowy świat technologii trochę mnie przeraża. Zaczyna się od udostępniania danych. Wszędzie wymagają sprzedania swoich danych. Nie tylko PESEL, ale numer telefonu, adres mailowy, i już jesteś w necie. Masz tam swoje konto. Prawie jak akt narodzin. Dostępny dla wszystkich, i dostajesz niepotrzebne reklamy, powiadomienia. A do tego sami ułatwiamy uczestnicząc aktywnie w życiu na portalach społecznościowych. Dostajesz swoje wirtualne życie dostępne prawie dla wszystkich. Masz ponad setkę znajomych… Tysiące polubień. Ale tych znajomych rzeczywiście nie znasz, często ich nawet nie spotkałeś. polubili twój wpis, zdjęcie…. ale dlaczego? tego się nie dowiesz. Lubimy podglądać, obserwować innych. Dlatego szmatława prasa i pewne portale odnoszą taki sukces. Plotki, ploteczki. Wiadomości nam niepotrzebne, ale …. czytamy i obserwujemy innych. A może jednak warto wrócić do rozmowy? Nie tylko przez smartfon…..

PS dodam, że nowoczesne urządzenia domowe – odkurzacz, lodówka, telewizor to najlepsi podglądacze. Mają zainstalowane kamerki za pośrednictwem, których ktoś może nas obserwować. I zhakować. Dostać się do naszych danych, komputera… Zatrważające…. Może jednak zabraknie energii, prądu.

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA CHIAŁA BYĆ ZAWSZE DZIELNA I SAMODZIELNA

MDK… dzisiaj na dobranoc bajka

Trudno dzisiaj stwierdzić, kiedy był ten jej początek, czy jak wyskoczyła z brzuszka mamy, w rodzinnym domu, bo spieszyło się jej na świat (nie wiadomo po co i z jakiej przyczyny), chociaż potem było wiadomo.  Chciała poznać świat…. Zanotowano, że już od samego początku stawiała na swoim, zmieniła plany kilku osobom. Lubiła od urodzenia spektakularne wejścia…

A może, jak odważyła się w swoje pierwsze urodziny postawić pierwsze kroki? Przejść kilka metrów? Do przodu…. I jak już je postawiła to stawiała i stawia. Świat przemierzała krokami. Była ciekawa, wiedziała, że sama musi odkrywać świat na swój sposób. Bo jest samodzielna i dzielna. Może gdzieś w środku była tchórzem, ale ten wewnętrzny strach umiejętnie tłamsiła.

Zawsze szła do przodu. Mimo strachu stojącego za nią, czy obok niej. …. Miała ogromny apetyt na życie. Była ciekawa świata. I tak miesiąc po miesiącu, rok po roku pokazywała, że jest samodzielna i dzielna. Decydowała. Nawet mając siedem lat, rozpoczynając swoją pierwszą naukę w szkole, wiedziała, że nie chce zostawać na świetlicy. Chce wracać samodzielnie do domu. I nauczyła się otwierać  drzwi mieszkania kluczem wiszącym na szyi.

Przez kolejne dni i miesiące udowadniała, że jest dzielna i samodzielna. I tak mijały lata… Wiele historii, gdyby były spisane tworzyłyby pokaźne woluminy…. Zaskakujące …. nawet jak się bała to szła do przodu… nie uciekała…. Może gdzieś w środku dopadało ją  strachliwe drżenie, ale zwyciężała ciekawość świata i łapczywość życia.  Tak mocno chciała, że swoje obawy chowała w zakamarkach swojego niewielkiego ciała…. Spychała na samo dno…

Tak, pragnęła się tego wszystkiego „nachapać”, poznać, doznać, przeżyć. …….Ryzykowała i ….. zwyciężała.

A sukces i docenienie jej pracy były jej potrzebne do życia. jak woda, jak tlen. Szła do przodu…. szybko, nadal w ten sposób chodzi …. szybko i nie rozgląda się na boki. Nie spowolniła, wciąż ma apetyt na życie. I cały czas udowadnia, pokazuje, że jest samodzielna. Sama decyduje o swoim życiu?

Tak myśli… ale czy tak rzeczywiście jest? Jest uwikłana i powiązana różnymi zależnościami i wymogami…. jest samodzielna, ale zależna……. Ale dzielna jest nadal i próbuje walczyć ze swoimi słabościami… nieprzychylnym otoczeniem. Naiwnie próbuje zmieniać świat. Bo jest dzielna i nie poddaje się, nawet jak życie nie wpisuje się w scenariusz przez nią napisany….. a wręcz przeciwnie ….

Dzielna i samodzielna ma chwile słabości, do których się nie przyzna…. Bo jest dzielna i samodzielna, a one nie płaczą……….. A jeśli pokażą się łzy w oczach to mówi, że to od wiatru…

I dalej idzie do przodu, zna swoją wartość, zadziwiające, że nadal jej się chce…. mimo upływu dni, miesięcy…  I cały czas pokazuje, że jest samodzielna …

Ale ….. Tak pojawia się ten mały niepokój,  może margines  – samodzielna i dzielna chciałaby przytulić się do kogoś bardziej samodzielnego i dzielnego…. Powiedzieć mu o swoich strachach i obawach. A może tylko poczuć jego siłę i pewność? Chciałaby poznać kogoś, kto zdecyduje za nią, podejmie właściwe decyzje, poradzi i doradzi………….. Pomyśli…. bo samodzielna i dzielna jest często zmęczona tą swoją samodzielnością.

W świetle dnia mówi, że lubi swoją samodzielność, co równa się samotności. Nocną porą wkradają się do sypialni myśli, za dnia nieukazywane, niewypowiedziane.

Morał – samodzielność i dzielność jest atutem, ale może warto zaufać innej osobie – też dzielnej i samodzielnej, a może tylko proponującej pomoc tej dzielnej i niesamodzielnej?

KAWA, czy HERBATA

Chciałam go zaprosić…….. tak po prostu. Lubimy się…….. tak mi się wydaje…. ale chyba tak… znamy się ponad dziesięć lat… rzeczywiście… nawet o tym tak nie pomyślałam…jest kołem ratunkowym… jak pada rodzina Maca…. a szczególnie jak pada iPad…..jest cierpliwy i wyrozumiały….. Ma złote ręce… I nie komentuje, jak dostaje smsy o 3.30 …. odpowiada rano…. lubię z nim pracować i rozmawiać. Ma podobne poczucie humoru…. I lubi wpaść na 11 piętro. I na tym zakończę… a właściwie zacznę …. bo to początek historii….. 

Zaprosiłam i … nie wiem…. może piętrzę problemy …. gdzie podać tą kawę/herbatę –  przy stolikach? tych nowych, jeszcze niedokończonych  – ale tam jest tylko kanapa, rodzaj intymnej bliskości….  Przy stole? Nie … stół to miejsce spotkań przyjaciół i pracy….

Mały/duży problem, może nie….

I jaka kawa? Nie posiadam expresu –  więc decyzja – tradycyjna, czy rozpuszczalna?

Chciałabym, żeby to była chwila przyjemności…… i staram się to ogarnąć….

Kawa, czy herbata? ja wolę kawę … ale taką tradycyjną z fusami – dodaję cynamon, kardamon i imbir – wyjątkowa trójca – dająca energię na cały dzień, zaparzana w stalowych filiżankach firmy ZACK, kupionych w Rzymie… uwielbiam je, działają, jak termos, trzymają ciepło. Nie dodaję mleczka, śmietanki. Kawa musi być czarna i mroczna.

Białe latte? to nie kawa to mleko. Czasami spijam delikatniejsze espresso macchiato, w ukochanej Italii….. Kawa zwycięża – herbata to ziołowy napar. Jak mięta i szałwia…. czy rumianek… I tego się trzymam.

Ale zapraszam na kanapę i herbatę – podaję ją z sokiem, miodem, cieniutkimi plasterkami limonki i cytryny…… każdy tworzy swój zestaw….. ja poprzestanę na wodzie i kawie….

Kawa, czy herbata? I ta, i ta wymaga rytuału, mają swoją historię…..

Kawa to rozkosz, energia na początek dnia. I nie myślę o tej w wydaniu amerykańskich sieciówek, to nie kawa to lura. Kawa musi być esencjonalna i gęsta. Obojętnie jak parzona to jednak ma tą swoją zmysłowość…. Mała/duża czarna.  Zamawiając w ten sposób już budujesz klimat. Tak,, kawa ma w sobie czarną stronę mocy… Podawana z mlekiem jest rozkoszą dla łakomczuchów. Spijają piankę i jej ślad pozostaje na ich ustach. To może tylko konkurować z czekoladą.

Może jednak herbata? Ma też swoją historię – Azjaci uczynili z parzenia herbaty rytuał. I nie tylko oni. Pamiętam wizytę na nocnym markecie w Marakeszu – tam serwowali miętę? herbatę o zapachu mięty z gałązkami mięty i kostkami cukru w dużych szklankach. Zalewali wrzącą wodą z wielkich, aluminiowych czajników…..Tak prosto.  Ale przypominam sobie, jak uczestniczyłam w rytuale picia herbaty w Hong Kongu… jak rozwijały się te specjalnie przygotowane kwiaty……..wyciszenie i spokój …… powolne spijanie napoju z maleńkich czarek.

Mistycznie….

W mojej strefie geograficznej herbata kojarzy się z czasami PRLu ,  serwowaną w szklankach w metalowych koszyczkach, a potem tymi tanimi torebkami. Proza życia… I nadal pozostaje pytanie kawa, czy herbata?

A może jednak woda…… Prosta i klarowna…. Chociaż … jak się zastanowić to jest jej tyle rodzajów……

MESSAGE 2

MDK

mam kryzys ……. chcę, ale nie umiem. Ja? ja nie umiem? Sama się sobie dziwię. Zawsze umiałam, przyciągałam. Na jeden wieczór, na moment. Udawało się. A teraz? Nie potrafię.  Co się zadziało? Coraz częściej się wycofuję? Nie umiem tak szybko reagować?

Jestem beznadziejna…. Chociaż…. ktoś mi napisał, gdyby wszyscy byli tak beznadziejni, jak ja to żylibyśmy w Raju.

Nawet zadzwonić nie potrafię. Wysłać smsa? Jeszcze gorzej …. Dawniej bym zaryzykowała.  A teraz nie.  Nie, bo ….  No właśnie – bo co? Jeśli wchodzi się w jakiś.. Jakiś co? Nie wiem …. Może byłoby łatwiej zacząć coś nowego…. chociaż to też coraz trudniej. Powoli oswajam 7 piętro.  Czy nie mam sąsiadów na innych piętrach? 7 powinna być szczęśliwa, szczególnie dla mnie. Na razie idzie powolutku. Jeden się wyprowadził….Nie traktuję tego w kategorii osiągnięcie/porażka.  A drugi wreszcie zaczął się uśmiechać. Postęp, czy regres? A do Ciebie nie wiem, jak i kiedy napisać…. Chociaż piszę, ….. ale tych listów na razie nie dostaniesz….. Może przeczytasz……, Znajdziesz w wirtualnej rzeczywistości.

Gdzie podziała się ta dawna dziewczyna? Chociaż… zawsze musiałam się postarać. Ale robiłam to….. Chcę i nie potrafię? Nie wierzę w to, co piszę. Może za bardzo uciekłam w nierealny świat? Świat przeze mnie wykreowany i wymyślony? Jest mi w nim wygodnie i dobrze…. Nawet super dobrze.  Trzy odrębne historie. Mam już je tak wymyślone i dopracowane, że potrafię wracać do nich w wyobraźni.

Opisane, obmyślone, wydają się tak realne, jakbym przeżywała je w świecie rzeczywistym. Zaskakujące jest, że nie potrafię wykreować takiej nierzeczywistości /rzeczywistości z Tobą. To  Ty umawiałeś się… spacerowaliśmy wieczorową porą i kochaliśmy się. Ja czekałam.

Tak … MDK… czekałam i też pisałam. Powinnam żyć w innej epoce. W epoce, w której listy do kochanków mają sens. Czy teraz ktoś czyta listy miłosne i erotyki? Czy jakiekolwiek listy? Nie, czyta się maile, a najlepiej SMSy. są krótsze i zawsze można wstawić emotikonki zastępujące słowo pisane – pismo obrazkowe.

ja jeszcze ciągle czekam

Halina Poświatowska

ja jeszcze ciągle czekam na ciebie

a ty nie przychodzisz

a jeśli\

to jesteś przejazdem na dwa dni

jak ten fizyk z Moskwy w niemodnym kapeluszu

który uśmiechnął się od mnie

i zniknął na zakręcie białych szyn

nie próbowałam go zatrzymać

wiedziałam przecież

że to nie ty

czekam czekam wytrwale

tak lekko dotykają mnie dni

moja tęsknota jest tęsknota planet

zmarzłych tęskniących do słońca

a ty jesteś słońcem

które pozwala mi żyć

jest znowu wieczór

na dachach leży śnieg

wąskie wieże kościołów nakłuwają niebo

i dni tak lekko biegną nie wiadomo gdzie\

Chciałabym umieć tak pisać….  A ja tylko próbuję składać słowa…. jeszcze ciągle nieudolnie.  Nie umiem powiedzieć tego, co jest we mnie, tak trochę głębiej….. A jeszcze pozbierać to w słowa…. Takie trafione i krótkie….. Ja nie potrafię. Krążę. Nie potrafię powiedzieć najprostszego komunikatu. Krótkiego….. A podobno moje smsy są lakonicznie uproszczone. A często ich po prostu nie ma.

MDK …. chyba na tym zakończę….Bo nadal czekam na Ciebie….

I nawet nie dlatego, żeby spotkać się na kawę. Na marginesie dodam, że robię ją całkiem dobrą.

OPOWIEŚĆ O DZIEWCZYNIE, KTÓRA NIE UMIAŁA MÓWIĆ I PISAŁA

Wyjaśniając na samym początku. Dziewczyna nie straciła głosu, jak syrena z bajki Andersena Tamta chciała spróbować ludzkiego życia, zakochała się i oddała głos za ludzką postać. Chyba tak to było. Ta nie z bajki była normalną dziewczynką, wychowującą się w blokach i na podwórku. Kiedyś tak było i nie są to bajki. Dzieciaki spędzały czas między piaskownicą ( takie miejsce specjalnie przygotowane i wypełnione piaskiem, tam toczyło się życie dzieciaków, kreatywne zabawy w dom, sklepy), a trzepakiem (taki sprzęt w kształcie litery T z poprzeczką poniżej, na trzepaku popisywało się swoimi umiejętnościami „robienia fikołków” ). To taka mała dygresja

A ona umiała mówić i …i nie umiała. Wypowiadała słowa jak musiała. Ale najczęściej nie były to słowa, które chciała wypowiedzieć, powiedzieć. Miała słowa poukładane w głowie, ale często nie było okazji, żeby je powiedzieć… Nie umiała szybko reagować. Bo żyła w swoim świecie. Świecie utkanym ze swoich marzeń i myśli. Tak było jej łatwiej. Jak nie powiedziała to zapisała i pisała…. Zaskakujące, ale swoje historie miłosne też opisywała listami… nie umiała wypowiedzieć tego wszystkiego, co czuje. Komplikowała. Umiała pisać, ale słowa wypowiadane gmatwały się w jej głowie. Miała jakieś wersje, scenariusze… Tylko one nie sprawdzały się w życiu. Tym realnym, dla niej nierealnym.

Ale umiała mówić obiektywnie. Zabierać głos w dyskusji i wygłaszać kwestie. Udzielała wywiadów, wygłaszała swoje opinie.

Ale nadal nie umiała mówić o sobie. Nie…. Nie tylko  o sobie, ale przede wszystkim o swoich emocjach i uczuciach. Słowa tkwiły w gardle. Zatrzymywały się… I nie wychodziły. Były w głowie. Wiedziała co powiedzieć… tylko nie umiała tych słów wypowiedzieć. Blokada? Mogła powiedzieć co robiła, jak pracowała i co się wydarzyło. Ale o swoich uczuciach – NIE.

I dlatego było jej trudno. Bo ludzie jej nie rozumieli. Ona ich rozumiała, ale nie umiała tego powiedzieć, co chciała powiedzieć …. Tego, co czuła i rozumiała. I uciekała w niemówienie. Dla niej była to bezpieczna strefa – obszar niedopowiedzenia. I słowa zostawały w jej głowie.

Musiała je jakoś wyrazić, więc pisała. Bo słowa ją roznosiły. Nie dawały zasnąć. buzowały w głowie …. Nawet jak zdecydowała się, czy udało jej się coś powiedzieć to i tak miała wrażenie, że nie powiedziała tego, co chciała. I myśli o sobie  – niby inteligentna, wykształcona kobieta, nie blondynka i nie umie zacząć rozmawiać. Nie umie powiedzieć.

Zawsze czekała jak ta druga osoba zacznie rozmowę. Nie umiała grać….. Dużo straciła. Bo nie mówiła. Uciekała od rozmowy….. Wołała potem napisać … list, kolejny tekst. Swoje emocje zawierała w pisanych zapiskach, w notatnikach, przechowanych w pamięci Maca. Jak dobrze, że on jest… Szybciej można zapisać słowa i myśli…. I zostaje ślad, pamięć.

Morał – mówić – nie mówić? Słowo pisane dociera później… A słowo wypowiedziane za szybko, bezmyślnie może zaszkodzić. Mówić – ale jak ma się co powiedzieć.

WIATR

nadal wieje ……

 

TEGO wiatru nie lubię, nie polubię……………

Budzi niepokój ….. Przynosi chłód ….. powoduje wewnętrzne zimno, emocjonalne oziębienie……  I deszcz…. deszcz ze śniegiem, grad z deszczem ….. mokro, wilgotno i ponuro…. zaczyna się depresyjny okres.

Wiatr, ten mocno chłodny i wiejący z takimi prędkościami, jak Ksawery, czy Grzegorz, nie przynosi nic dobrego…. Budzi strach i obawę, co się stanie i co po nim się zastanie.

Ja jestem wrażliwa na zmiany pogody, taki wiatr przynosi ze sobą rozdrażnienie. Pewną nerwowość wyczuwalną w gestach, zachowaniach, słowach….

Nie umiem znaleźć sobie miejsca…. skupić się…… Niszczycielski żywioł…. Pokazujący swoją siłę i przewagę…. Wiatr od wieków budził skrajne emocje, siła natury umiejętnie wykorzystana daje energię, ale nieokiełznana przynosi spustoszenie i zniszczenie.  Ten wiatr ma mroczną siłę i moc, której człowiek nie pokona.

Tornado, tsunami, cyklon, wichura, nawet zawieja nie brzmią przyjemnie. Tornado uczuć opisuje burzliwy związek. A wpaść w oko cyklonu znaczy poważne kłopoty.

Wiatr wywoduje nerwowe drżenie… napięcie….. Ujawnia skrywane emocje i nieprzewidziane reakcje…. Całe spektrum uczuć i odczuć…. Wiatr był obecny w filmie „Czekolada”….

Powodował zmiany, wędrówkę…. ja mam podobnie, z wiatrem „mnie nosi”…… jestem niespokojna…… może lekko rozdrażniona/podrażniona. Wolę pobyć sama ze sobą i z nikim się nie spotykać….. Bo nie wiem, co przywieje…..

Podobnie jak ze słodyczami – z kategorii wiatr

lubię ciepły, wiosenny wietrzyk niosący ze sobą nadzieję i zapach budzącej się do życia przyrody. Lubię letnią bryzę, ciepły powiew dający wytchnienie w upalne dni….

Ale inne wersje, jak halny, mistral nie przynoszą pozytywnych emocji. Rodzą skrajne uczucia… Podrażniają umysł i duszę.

MESSAGE 1

Małe wyjaśnienie tytułem wstępu, początku – zawsze lubiłam pisać. Pisać listy, wysyłać kartki, pocztówki. Rozmowa na żywo nie zawsze obierała zamierzony przeze mnie kierunek.

Raczej uciekała, gdzieś na boki. Nie umiałam powiedzieć tego, co chciałabym powiedzieć. Zaciskałam zęby i słowa nie wychodziły. Najczęściej mówiłam nie to, co chciałam powiedzieć… Konwenanse, dobre wychowanie, mówiłam TAK, a myślałam NIE…. Paluszki miały łatwiej, te słowa niewypowiedziane zapisywały. To było to, co chciałam powiedzieć, ale tylko zapisałam. Czy udałoby się te słowa wypowiedzieć w realnym świecie? NIestety…… najczęściej nie.

Mój wykreowany i przeze mnie wymyślony świat. Świat utkany z marzeń o innej rzeczywistości. Z obrazów i zdarzeń przeżytych, zawidzianych, zapamiętanych.

Mogę wykreować swoją, dowolną rzeczywistość. Taką, jaką chciałabym widzieć, doświadczać…Umieszczam tam wybrane osoby i wypowiadane słowa….. Nie jestem w tym odkrywcza, robiłam to od zawsze, a od dwóch – trzech lat stanowi to mój sposób na życie. I okazuje się, iż inni wielcy to zjawisko też opisali, mój ulubiony Jonathan Carroll – w Ucząc psa czytać.…

Łatwiej pisać kwestie słowne niż rozmawiać z osobą. Tutaj ja wymyślam dialogi, a w realnym świecie ta druga osoba zacznie gadać. Mówić po swojemu.

Więc zaczynam pisać listy.

Wiele znanych osób pisało listy do osób im bliskich. Nie jestem oryginalna. No może w jednym, piszę listy, które nie będą wysłane, napisane na papierze, włożone do zaadresowanej koperty. Listy istniejące tylko wirtualnie.

Do MDK już pisałam… taki mój sekretny język…..

porozumiewania się…

często te kartki, karteczki, karteluszki chowałam….

i wracam do tego, ale już w bardziej współczesnej wersji. Elektronicznej.  Listy pisane i widziane na ekranie laptopa, mojego ulubionego Maca… nie wkładane do koperty, ale zapisywane w pamięci komputera. Mam nadzieję, że nie zaginą, nie przepadną. Może te listy kiedyś trafią do Niego, do Ciebie, MDK.

Mała refleksja, czy te napisane listy, nieumieszczone w kopertach mogą Cię odnaleźć?

Trudno wysłać list nie znając adresu… Taki list wróci do nadawcy nie znajdując adresata. Z dopiskiem – adresat nieznany. Jak nieznany, jak znany. Widziany na żywo. A może to tylko moja kreatywna wyobraźnia? Taki scenariusz też przyjmuję. Przyjmuję do wiadomości. Nie koniecznie w niego wierzę.

Może powinnam tak zacząć….. a raczej chciałabym tak zacząć

MC do MDK

Mój Drogi Kumplu…

listy wysłane i niewysłane…. mimo oddalenia chcę podzielić się z Tobą tym, co mnie interesuje, dotyka, porusza… to takie dziwne porozumienie. Nie wiem, nawet, czy odczytasz te listy, przecież nie wiesz, że je piszę. Pisałam je od dawna, chowałam do szuflady. Nowe technologie stwarzają nowe możliwości. Już nie kaligrafuję słów charakterystycznym dla siebie pismem używając pióra, po prostu wybieram czcionkę, którą lubię, prostą, czytelną, tak, jak ja.

I piszę, zapisuję, tylko muszę pamiętać i nacisnąć ten właściwy klawisz na pulpicie Maca.  ZAPISZ. ZACHOWAJ.  Mam taką cichą nadzieję, że może teraz znajdą Cię. To przecież tylko, a może aż sieć, internet, tu można znaleźć wszytko… I wszystkich.

Allora … zaczynamy… powinnam napisać odpalamy. Coś pokręciłam – wysyłamy.

Jedno kliknięcie i już list jest w sieci. Cudownie!!!!!!

Listy będą numerowane, kolekcjonuj je, może uda Ci się zebrać cały zestaw…. Jak nie to zawsze można skorzystać z archiwum lub udać się do źródła. Czyli do mnie… może te listy przepiszę ręcznie, tylko dla Ciebie. Na wybranym papierze i dodam odręczne wykonane rysunki  w jednym egzemplarzu, przygotowanym z myślą o Tobie.

Całuję ….wirtualnie …..