PROSTE PYTANE – JAKIE SĄ TWOJE ULUBIONE SMAKI

Zostało mi zadane

A w podtekście było – co Ty jesz?

Moment zastanowienia….. podobnie jak z rzeczami, w sferze kulinarnej też jestem minimalistką…. rygorystyczną minimalistką. Eliminującą wszystko to, co mi nie smakuje, nie odpowiada. Mój organizm w tej kwestii współpracuje ze mną doskonale, podpowiada, sygnalizuje, to – tak, to – nie, nie bierz, zostaw. Jak umiejętnie i konsekwentnie go słucham, to czuję się lepiej. Wykreślam z jadłospisu wszystko to, co mi nie służy. Podobnie, jak usuwam niepotrzebne rzeczy. To znaczy – jestem konsekwentna. No może…. nie we wszystkich obszarach. Początki są trudne, a przynajmniej na tych dwóch płaszczyznach udaje się. Może pozornie? Nie…. Jestem konsekwentna. Analizując kwestię – próbowanie nowych potraw – nie mówię  NIE,  częściej mówię – może spróbuję,  lubię poznawać nowe miejsca i smaki. Takie małe smakowanie życia. Od tej przyjemniejszej strony. I już wiem, że do preferowanych przeze mnie smaków nie zaliczę udek żabich, ślimaków i niestety ostryg. Nie służą mi. Uczulają. Może w małych dawkach? Tak, jak serwują ostrygi w słynnym lokalu /Grand Central Oyster Bar, www.oysterbarny.com/ znajdującym się na Grand Central Station w NY. Ale brnąc dalej w tych śliskich  kwestiach – sushi lubię, szczególnie jak jest dobrze zrobione. Kawior z szampanem…. rano lub wieczorem ….Tak…. 

Kilka lat wstecz udało mi się wyeliminować mięso z prywatnego menu. Podobnie jak niepotrzebne, nieprzydatne rzeczy. Konsekwentnie unikam wieprzowiny, drobiu /mam do niego mały uraz, pogłębiający się podczas przypadkowego oglądania filmików pokazujących zmodyfikowane kurczaki/ i innych rodzajów mięsa.  Ale tu przyznam się do małych grzeszków…. No coż… – szynka parmeńska,  ta prawdziwa, nie podrabiana, produkowana z dbałością przez Włochów, określana jako semi dolce, bo tej starej, wysuszonej i twardej nie polubię. Włoska wątrobianka podawana w postaci mazidła na chlebie. I na tym kończę swój mięsny repertuar. Nawet foie gras nie przekonuje mnie. Próbowałam, w miłym towarzystwie smakuje, ale nie jestem jego smakoszką. Befsztyk florencki omijam, mimo ogromnej miłości do ukochanej Firenze. Jem ryby, krewetki, kraby, małże, przegrzebki, to, co pochodzi z morza, oceanu. Nie próbowałam mięsa rekina, trującej ryby fugu, przysmaku Japończyków. Oni lubią ryzyko, ja w kwestii jedzenia raczej nie. Dodam, że jem nie wszystkie ryby. Nie lubię powszechnie serwowanego tuńczyka i łososia. Nie mylić z łosiem. Śledzik raz w roku, podobnie jak wigilijny karp. Ale stawiam  na drobne rybki – szprotki i sardynki. Menu mięsno-drobiowo-rybne zostało ściśle określone. Mocno zawężony obszar. Podobnie, jak używanie czerni w ubiorze. Czerń zna swoją pozycję, ma określone znaczenie. Lubię tą ciemną stronę mocy/mody. 

Nawiązując do kolorów to zaskakujące, iż moja ulubiona biel jest tylko w 1/3 składnikiem w preferowanych potrawach. 

Analizując i badając dalej temat okazuje się, iż moje menu moich ulubionych potrawy ograniczają się do trzech kolorów – bieli, czerwieni i zieleni. Jak włoska flaga. Chociaż są odstępstwa, różnice i niuanse kolorystyczne, Sporządziłam prywatną listę ulubionych smaków. Nie jest długa. Ograniczona kolorystycznie i smakowo. 

Numer 1 – karczochy – warzywo mało dostępne w Polsce, ale popularne w Italii – i carciofi – podawane na surowo, marnowane, jako pesto, grillowane….. Nawet jako wyciąg dodawany do suplementów diety. Kapary i ich liście nie zastąpią  przyjemności powolnego smakowania karczochów w ulubionych włoskich trattoriach. Do tego zestawu dorzucę jeszcze marnowane liście winogron przetworzone na greckie gołąbki – dolmadesy.  I pominęłam cykorię. Zimą lubię ją w postaci zgrillowanej.

2 – pomidory – kolor czerwony – ubóstwiane te na gałązkach, z pola, każdy kształt i kolor, nawet zielone i te prawie czarne. Zachwycają zapachem, kształtem, smakiem. Także w wersji suszonej, koncentratu. W tym roku odkryłam smak pomidorów marnowanych. Nie lubię wersji pikantnej – patrz keczup. Pomidory wygrywają z papryką, której nie trawię. Nawet zapachu.

3 – chyba zmienię kolorystykę – moja ulubiona BIEL – białe sery, twarogi, twarożki – creme de la creme wśród serów to sery z koziego mleka,……… nie popularne, bo cuchną capem, jak ktoś powiedział. Dla mnie wyjątkowe. I mała dygresja – mozzarella di Bufala i rozpływająca się w ustach Burata….. Rozumiem, że jedzenie może kojarzyć się z orgazmem.

Wracając do listy

Pozycja 4 – szpinak – zaskakujące /wolę zamiast przyklejającej się do,  podniebienia sałaty, dekoracji każdej potrawy/, bo jako dziecko plułam nim… Smak szpinaku poznałam w Wenecji…. Przywożę nasionka i hoduję różne odmiany i gatunki. Zielenina. Z liści lubię jeszcze rukolę, roszponkę, polski jarmuż, szczaw, eksperymentowałam w tym roku z innymi zielonymi listkami. Polecam. Szczególnie na wiosnę. Awansem dodam zielone ogórki.Kiszone też. W tej kategorii plasuje się – pietruszka i koperek, szczególnie ten młodziutki zrywany na działce. Idąc dalej tym tokiem myślenia – tymianek, rozmaryn i bazylia. Całe spektrum zapachów.

Wracając do głównego wątku – ponownie czerwony, może nie oczywisty, bo buraczkowy.

5 – Buraki – lubię, pomimo ch ziemistego zapachu, faktu, iż brudzą, jak to buraki. Buraki w wersji warzywa – tak, innych buraków nie tolerujemy. Przyznam się, że lubię też liście buraków, ale nie botwinkę.

6 – TRUSKAWKI – moje małe przewinienie….duża rozpusta w sezonie, wyczekuję, jak przyjedzie Pan Truskawka ze swoimi zbiorami. To lepsze niż najlepszy deser. Czereśnie, śliwki, jabłka nie zastąpią tego smaki, aromatu… uwielbiam wybierać z koszyczka te największe, chwytając za szypułkę wkładam do ust………….i … rozkosz smaku, ciepła, słodyczy……..

I na tej pozycji kończy się moja lista smaków. Krótka, ale jakie wewnętrzne bogactwo. Rzeczywiście ograniczona do trzech kolorów – czerwony – biały – zielony….. Uwielbiam biel, zobaczyć mnie w czerwonej lub zielonej stylizacji to rzadkość, wolę czerń i szarość. Ale czarne trufle nie są moim przysmakiem. 

Nie mogę pominąć kilku wyjątków, odmiennych w kolorze – dorzucę kwiaty cukini. Marchewkę i dynię. O szparagach, fasolce. kalarepce i brukselce nie wspomnę, bo to sezonowe tendencje, w dodatku w kolorze zieleni. Chleb gryczany lub żytni. 

Poranna kawa z przyprawami lub włoskie macchiato, dziewczyny lubią brąz. Ale tu już zahaczamy o kolejny temat – ulubione napoje.