SIERPIEŃ, SCHYŁEK LATA i SWOJSKI RYNEK

Bociany już odlatują, dwa tygodnie wcześniej niż zazwyczaj. Oznacza to coś szczególnego? Nie wiem, dla mnie to schyłek lata. Mimo wysokich temperatur i wyjątkowo gorącego okresu letniego, czuje się już oddech jesieni. Zaskoczy chłodnymi podmuchami i deszczem. Przyjdzie dużo za wcześnie. Przynajmniej dla mnie…. Mimozami jesień się zaczyna… a one kwitną jak opętane, pełno ich wszędzie. Wieszczą koniec lata i triumfalne wejście jesieni. 

Sierpniowe dni są jeszcze ciepłe, powietrze rozgrzane słońcem, ale noce już chłodniejsze, zostając wieczorem w mojej prywatnej enklawie zieleni otulam się kocykim wypatrując spadających gwiazdy, żeby wypowiedzieć życzenie. Przy porannej kawie leciutko zaskoczona dostrzegam tak szybko zmieniający się wygląd okolicy. Zieleń przygasła, poszarzała pokryta kurzem, zrudziała od palącego słońca. Czuć w powietrzu specyficzny słodkawo-mdły zapach przejrzałych, spadniętych owoców, których nikt nie chce. Pasemko nostalgii unosi się w powietrzu, jak nitki babiego lata. Jeśli czerwiec można porównać do młodziutkiej dziewczyny, to sierpień jest dojrzałą kobietą. Świadomą swoich zalet, pewną i korzystającą z uroków życia. Sierpień ma swoich zwolenników preferujących leniwą kanikułę. Czerwiec pobudza do aktywności, po prostu chce się żyć…. Krótkie, ciepłe noce wzbudzają emocje, działają na zmysły, uwodzenie, flirt i przelotny romans, wszystko się może zdarzyć i tak krótko trwa. A lipiec? Rozkwitająca dziewczyna, zmysłowo wabiąca, w lipcu kwitnące lipy pachną oszałamiająco, odurzając słodkim zapachem ludzi i owady. Uroki lata. Kochający klimat Północy tęsknią za rześkim chłodem, temperaturami w okolicach 20st., dla nich oznaczających ciepły dzień, a mnie jest zimno.

 Lato powoli przemija, jeszcze ociąga się z odejściem, 

 A ja już tęsknię za letnimi porankami, długimi, jasnymi wieczorami, późnym zachodem i wczesnym wschodem, koszulkami zarzucanymi na rozgrzane ciało i bosymi stopami wsuwającymi się klapki. Nie traci się czasu na myślenie: co na siebie założyć, żeby nie marznąć? Skarpetki, szaliki, rękawiczki, jeszcze czapka. A może coś jeszcze? Ubranie w stylu cebulki, warstwa na warstwę. A teraz…. lekkie, letnie sukienki odkrywają ciało. Przyjemnie muskają chłodnym dotykiem tkaniny. Dla ochłody rozgrzanego ciała i zmysłów wystarcza letni prysznic. Do tego – woda z miętą i limonką, domowe lemoniady i kompot z papierówek (taki rodzaj lekko kwaśnych jabłek) popijane w przyjemnym cieniu. Letnia dieta jest prosta i nie wymaga stania przy płycie kuchennej. Sałatki z sezonowych warzyw, dowolne kompozycje smakowe. Ja eksperymentuję. Łączę żółtą cukinię z kwaśnym jabłkiem, dodaję zioła zerwane na balkonowym ogródku. Marnuję buraczki, zamiast tradycyjnych sałat próbuję smaku zbieranych liści. Podobie działa sąsiad, Włoch Antonio, to pora dla niego wychodzi do parku i zbiera zieleninę, uczę się od niego. 

Doskonała pora na wieczory na tarasie, u mnie w wersji mini na balkonie, w otoczeniu zieleni i niebem dostarczającym nieziemskich obrazów. To moje domowe kino. Leniwe rozmowy, powolne sączenie schłodzonego prosecco lub w wersji polskiej cydru jabłkowego, do którego dodaję plasterek limonki. 

I wyprawy na rynek w poszukiwaniu prawdziwych smaków. Lubię pochodzić od straganu do budki, taki prywatny research… popatrzeć jakie nowe warzywa pojawiły się. Taki rytuał jest szczególnie miły, kiedy wybieram się na targ z kimś, pokazujemy sobie wypatrzone, znalezione warzywa. Dlaczego nasi sprzedawcy są tak mało życzliwi? W Italii, czy gdziekolwiek na południu na mercato sprzedawcy chcąc pozyskać klienta częstują go, zapraszają do testowania, smakowania. U nas tego brakuje – chcesz, widzisz, bo nawet nie dotykasz – kupujesz i płacisz. Brakuje tej magicznej energii i nici porozumienia na linii sprzedający – kupujący. Wymiany opinii, pytań… tak za tym też tęsknię mając w pamięci swoje wyprawy na rynki, do hal targowych, gdzie można wziąć warzywo do ręki, poczuć jego wagę, zapach. I te ekspresyjne dyskusje z gestami i mimiką. U nas towar dotknięty uważa się za sprzedany. Przystosowałam się do tych reguł. Wybierając warzywa nie kieruje się tylko ich ładnym wyglądem, szukam sprzedawców wyglądających autentycznie, rolników z dłońmi pobrudzonymi ziemią. Panie w zaawansowany wieku sprzedające owoce. a raczej warzywa swojej pracy wyhodowane na działce – dorabiają do maleńkiej emerytury. I jak zwykle nie mogę się oprzeć pokusie – pomidory wabią zapachem, kształtami i kolorami. To mój Top Wszechczasów. Potem bób i fasolka. Wracam z ciężkim koszykiem, ale zadowolona. A w kuchni rozkładam swoje zdobycze i otwieram eksperymentarium na kuchennej wyspie. Marnowane i kiszone pomidory małe dające się ułożyć w słoiku, mięsiste pomidory  po wybraniu miąższu do suszenia, reszta na przecier. Tymianek i buraki też do słoika i marynata gotowa. A reszta do zamrożenia, hibernując poczekają na trudne zimowe dni. Będą wspomnieniem tych letnich chwil.